10

37 4 0
                                    

No one loves you if you've got no heart

Chłodne powietrze zmierzwiło jego włosy gdy opuszczał drzwi szpitala. Nie chciał myśleć o tym, co dalej. Słowem nie odzywał się do rodzicielki, którą w czasie jego pobytu odwiedziła go dwa razy, a i wtedy Jimin wolał ją zbyć. Po tym, co usłyszał z jej ust na korytarzu w rozmowie z doktorem Choi, nie chciał sam poruszać żadnych tematów. Bał się, że już wystarczająco uważa go za dziwaka.

Kiedy tylko skierował się do samochodu po drugiej stronie ulicy, czyjąś znajoma sylwetka zwróciła jego uwagę. Serce Jimina zabiło mocniej, choć chłopak wcale nie wiedział, czy to dobry znak. Momentalnie skamieniał, a gdy tylko znaleźli się bliżej auta, dostrzegł jak chłopak gestem usiłuje go zawołać.

Jimin westchnął. Pewnie tego pożałuje.

- Muszę coś jeszcze załatwić - mruknął, uprzedzając matkę. - Dasz mi chwilę?

Zaskoczona kobieta spojrzała na niego, ale skinęła głową, samemu wsiadając do samochodu. Park nie zawahał się, przyśpieszając kroku w stronę znajomego.

- Co ty tu robisz? - warknął w jego stronę. Mało brakowało, a pchnąłby go w złości na ścianę budynku obok, ale wiedział, że jeśli tylko rozpocznie bójkę, znów zakończy się ona jego przegraną.

- Spokojnie, Jimin - odparł prześmiewczo. Zawsze był arogancki, ale nigdy Park nie spodziewał się po nim, że odnajdzie jego szpital i pójdzie go w nim powitać. - Zmartwiłem się, kiedy nie było cię w szkole przez tydzień. Wszystko gra?

Jimin wypuścił powoli powietrze z płuc aby móc sie uspokoić i zacząć myśleć logicznie. Min Yoongi, chłopak, który doprowadził go do ruiny, teraz pytał, czy wszystko w porządku. Park tego nie rozumiał. Nie miał pojęcia, o czym myślał chłopak, więc zdecydował, że lepiej się nad tym nie zastanawiać. Dawno nie rozmawiali jak normalni ludzie. Postanowił, że nie może przypuścić takiej okazji.

- Pewnie. Zasłabłem, nic wielkiego - odpowiedział zgodnie z prawdą.

Cały czas mierzył Yoongiego spojrzeniem, za którym nie kryła sie już nienawiść - bardziej zaciekawienie, chęć zdobycia odpowiedzi. We wzroku Mina też nie znajdowała się niechęć. Widział jego wiecznie niezmącony spokój, może nawet znudzenie, które zawsze mu towarzyszyło. Jakby nic się między nimi nie stało.

- Teraz możesz powiedzieć mi prawdę - naciskał Jimin. - Po co tu przyszedłeś? Bo nie powiesz mi, że zacząłeś się martwić. Nikt by w to nie uwierzył.

Yoongi spuścił głowę, ale nie było tam nic z poczucia winy. Zachowywał się tak zwyczajnie, że Jimina to aż doprowadzało do furii. W końcu z punktu widzenia osoby trzeciej, to on pałał nienawiścią i to on był tym złym. Nie mógł uwierzyć, że przecież sytuacja na co dzień wyglądała zupełnie przeciwnie.

- Aish, Jimin, czy ja muszę mieć jakiś ważny powód? - słusznie spytał, lekko się irytując. - Nie było cię, więc postanowiłem sprawdzić, co z tobą. Teraz, kiedy wszystko wiem, mogę już odejść.

Yoongi obojętnie wzruszył ramionami, przez caly czas trzymając ręce w kieszeni, choć na przekór swym słowom, nie ruszał sie z miejsca. Oddech Jimina znów przyspieszył, przy czym ściągnął brwi. Nie podobała mu się ta sytuacja.

- Przyszedłeś, chociaż mnie nienawidzisz. Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? I dlaczego mnie tak nienawidzisz? - dodał słabym głosem.

- Słyszałeś o tym chłopaku z naszej szkoły, który popełnił samobójstwo? - zmienił nagle temat. Mówiąc to, Yoongi znów spojrzał mu w oczy. Ten wzrok nie mówił nic. Był jak kamień, zimny i nieustępliwy. Jimin nie potrafił go przejrzeć. Teraz żałował, że nie ma z nim Hoseoka. On powiedziałby mu wszystko. - Jak on się nazywał... Kim Taehyung?

Jimin zawahał się chwilę, ale później pokręcił głową. To nazwisko nie mówiło mu zupełnie nic. Nawet nie wiedział, że ktoś taki uczęszczał do jego placówki i nic dziwnego, zważywszy na ilość uczniów. Dlaczego powinno go to interesować?

- Podobno wyznał komuś uczucia, a ten ktoś go odtrącił. Nieistotne. Wiem tylko, że go ktoś bardzo skrzywdził.

Yoongi nie musiał nic więcej mówić. To spojrzenie, które wymienili, trwało może trzy sekundy, i tak dłużej, niż powinno. Ale dla Jimina czas zwolnił. Miał wrażenie, że mijają godziny. Zrozumiał go. Nie chciał mieć nikogo na sumieniu. Nawet Min Yoongi nie chciałby ostatecznie zostać mordercą - i tym bardziej nie chciałby aby to o nim mówiono, że doprowadził do czyjejś śmierci. Takich konsekwencji nie mógłby naprawić.

- W porządku, Yoongi. Ja nie planuję się zabić. Możesz spać spokojnie - dodał.

Mimo wszystko nie sądził, aby nawet po tak wstrząsającym wydarzeniu zmienił swoje postępowanie. Pewnie gdy tylko wrócą do szkoły, ich szara codzienność powróci. Jimin nadal będzie się najzwyczajniej w świecie bał, choć wiedział, że ten chłopak nie może mu nic zrobić. Jednak po tym, jak pozbawił go godności, nadal nie mógł się wyleczyć. Nadal czuł te wszystkie spojrzenia, te raniące słowa, ten śmiech i wyzwiska. To był dzień, w którym zapragnął zniknąć z tego świata - a wybrał sobie naprawdę powolny sposób na zdobienie tego. W końcu nóż od przyjaciela boli najbardziej.

- Muszę już iść. Do zobaczenia w szkole - rzucił Jimin na odchodnym, jakby żegnał się jak dawniej, kiedy to byli całkiem blisko.

Może tak będzie lepiej. Może to wystarczy. Przecież Yoongi nie wiedział, co Park przeszedł gdy to zostawił - ale mimo to Jimin zdawał sobie sprawę z tego, że Yoongi wiedział jaki zadaje mu ból. Trafił w jego czuł punkt i wykorzystywał to. A gdy Jimin znalazł jedyny sposób, w który mógłby sobie poradzić z wyzwiskami, było tylko gorzej. Yoongi doskonale wiedział, że Jimin stracił szacunek do samego siebie. Dlatego tym bardziej, aż do tej chwili, on sam mu go nie okazywał.

Może ludzie się zmieniają. Może nawet on da mu kiedyś spokój. Może wtedy problemy Jimina znikną, jakby nie było ich nigdy.

Może.

904 słowa.

KONTYNUACJA "UNTIL THE DAY WHEN WE MEET AGAIN"

𝓐 𝔀𝓮𝓮𝓴 𝓪𝔀𝓪𝔂 𝓯𝓻𝓸𝓶 𝓗𝓮𝓪𝓿𝓮𝓷 ✨ JiHope v1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz