「 Turn away, cause I'm awful just to see 」
Przebywanie w towarzystwie Jimina wkrótce stało się dla niego czymś naturalnym. Zamienienie kilku słów na korytarzu stanowiło dla nich swoisty codzienny rytuał, bez którego dzień każdego był niekompletny, zwłaszcza po tym, kiedy wypisali Namjoona do domu. Dla Hoseoka nie była to już tylko oczywista i stała część zajęć, jak posiłki czy nieustanne wizyty pielęgniarek, a jego małe zwycięstwo. Dzień, w którym pierwszy raz Jimin spojrzał na niego jak na kogoś innego niż tylko znajomego z sali obok, zapamiętał na długo.
Niedzielny wieczór. Wtedy już można było rzec, że są dobrymi znajomymi, a to, co ich łączyło, miało prawo przetrwać. Kilka telefonów, wyjść na kawę i może kontakt się nie urwie.
Co innego wtedy zaprzątało myśli Hoseoka. Oczywiście nie uwierzył Jiminowi w jego wymówkę z zacięciem, kiedy dzień wcześniej pomógł mu przemycić opatrunki. Obawiał się najgorszego i choć chciał wierzyć, że się mylił, nie mógł całkowicie odrzucić tej opcji. Zdążył poznać Jimina, jego odruchy i reakcje. Rozmawiając, choć chłopak wydawał się pełen taktu i pewien swoich słów, nie mógł nie dostrzec w jego zachowaniu niepokoju. Jasnym było, że Park bał się przebywania w szpitalu. Dostał się tam nie z własnej woli i również wbrew niemu go tam trzymano. Tylko w przeciwieństwie do Hoseoka, aby ukrywać swoje prawdziwe emocje, tamten nie musiał się ciągle uśmiechać.
Bardzo ciekawiło go, co doprowadziło Jimina do takiego stanu. Hoseok dużo sam sie domyślił, obserwując go i słuchając, gdy tylko mówił coś na swój temat. Nie ufał ludziom, dlatego tym bardziej radował go fakt, iż z każdym dniem stawali się sobie coraz bliżsi. Ktoś musiał go skrzywdzić, tego Hoseok był pewien. I najprawdopodobniej Jimin nadal leczył po tym dość świeże rany.
Nie chciał bawić się w żadnego detektywa. Owszem, obiecał sobie, że mu pomoże, ale nie narażając przy tym jego strefy prywatnej - nie tak, jak brutalnie zrobiliby to dorośli. Nie mógł zapytać wprost, bo doskonale wiedział, że odpowiedź, którą by otrzymał, stanowiłaby tylko kolejne kłamstwo do kolekcji. Kim zresztą Jung był, że chciał oczekiwać odpowiedzi? Kilka dni temu nawet nie znali swoich nazwisk, a za tydzień pewnie nawet nie będą się pamiętać. Okropną szkodą byłoby przepuszczenie takiej okazji, jednak Hoseok wiedział, że jako nic nieznacząca, pojedyncza dusza nie zdziała zbyt wiele.
Mając nadzieję, że chłopak po zmroku bardziej się otworzy, postanowił zajrzeć do niego nieco później. To dziwne, że w nocy ludzie stają się bardziej skorzy do wyznań i to nawet niezależnie od poziomu ich zmęczenia. Może pod osłoną nocy czują się odważniejsi, pewni, że ich sekrety nie wyjdą na jaw i nigdy nie zostaną odkryte przez światło dnia. Może brak rażącego światła koi nie tylko zmęczone zmysły, ale także wyczerpany umysł. A może w mroku uczuć prościej wszystko wyznać, nie utrzymując kontaktu wzrokowego, nie zwracając na siebie uwagi, będąc jak echo bez głosu.
Jimin tak bardzo był zaabsorbowany swoim zajęciem, że nie dosłyszał nawet dobitnie ogłaszającego przybycie Hoseoka stuku kuli. Przerażony najściem odwrócił się, wypuszczając z rąk czyste bandaże.
Tyle wystarczyło, aby mógł odkryć prawdę.
- Jimin, nie ruszaj się - poprosił.
- Co ty, do cholery, wyprawiasz? - warknął.
Naturalne, że rozmawianie z prawie nieznajomym mu rówieśnikiem będąc w połowie nagim nie było dla niego całkowicie komfortowe. Hoseok jednak musiał znać prawdę. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech, porównywalny oczywiście do wyrazu szaleńca, kiedy to swoją odpowiedź wyczytał między żebrami Parka. Jego własne słowa, utrwalone na skórze Jimina, tak dobitnie przypominające dlaczego mieli szansę poznać się w szpitalu.
To go wcale nie przerażało. Przeciwnie. Spoglądając na te słowa, które ich połączyły, czuł się niemal spokojniej. Nie potrafił opisać tego uczucia, które budziły w nim dwa krótkie zdania. Chyba nie chciał tego rozumieć. Ukojenie i spokój najprawdopodobniej tkwiły właśnie w tej niewiedzy.
- Nie mam pojęcia jak to się tam znalazło ani co to w ogóle jest. - Roztrzęsienie w głosie Jimina nie było tak dobrze dosłyszalne, jak mogło być w tej sytuacji, zupełnie jakby chłopak starał się zachować zimną krew. - Uważasz, że da się to usunąć?
- Usunąć? - powtórzył Jung w osłupieniu, jednocześnie przejeżdżając opuszkami palców po wystających kościach. No tak, faktycznie, dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Przecież nie będzie do końca życia paradował z nieznaczącym zdaniem pod obojczykiem. Jimin miał jeszcze to szczęście, że mógł bez problemu zakryć napis, ale on? - Bardziej zastanawiałem się nad tym, jak to się stało.
Park ściągnął brwi. Nie podobało mu się to, w jaki sposób Hoseok wypowiadał się o czymś, o czym nie miał pojęcia, więc chcąc oszczędzić tłumaczeń, odchylił kołnierz i sam pochwalił się nowym znakiem rozpoznawczym. Dopiero wtedy Jimin przypomniał sobie, gdzie wcześniej dostrzegł swoje słowa.
- Jak myślisz, to coś znaczy? Dlaczego takie, a nie inne?
To było pytanie, na które ponownie aby odkryć odpowiedź Hoseok dałby sobie połamać kolejną kończynę. Po prostu nie wiedział i doprowadzało go to powoli do szaleństwa. Jak coś takiego mogło mieć miejsce, bez wzbudzenia nawet ich podejrzeń?
A może taki właśnie był cel owych zdań? Wspólne połączenie sił i dojście do rozwiązania zagadki. Czy nie o to chodziło Hoseokowi, aby zbliżyć się do Jimina i mu pomóc? Teraz nadarzyła się idealna okazja i zwyczajnie nie mógł jej przepuścić.
- Może los daje nam jakiś znak? - rzucił, nawet nie mając nic konkretnego na myśli.
A jednak Jimin skinął głową. Chyba rozumiał, o co w tym wszystkim chodziło. Sięgając po koszulkę, kiedy zamiast zrobić się jeszcze niezręczniej, oni oboje coraz bardziej się rozluźnili. Musiał przyznać, że nigdy wcześniej przy nikim innym nie czuł się tak, jak przy Hoseoku. Czy już samo to nie stanowiło znaku od losu?
- Nie przeraża cię to? - spytał Jimin. - Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie pojawiło się znikąd, po prostu z dnia na dzień. Nie mogłem nad tym zapanować. To okropne.
Jung chwilę analizował słowa Jimina. Nie dało się ukryć, że chciał w końcu zyskać kontrolę nad swoim życiem. Ewidentne problemy w domu, przymusowa wizyta w szpitalu, a teraz tatuaż bez możliwości wyboru. Nic dziwnego, że Park chciał w końcu do czegoś dojść sam.
Hoseok nie miał takiego uczucia. Nie czuł presji ani strachu, tylko mobilizację. Empatia podszeptywała mu, by pomógł Jiminowi, a on nie byłby sobą, gdyby się jej nie poddał. Prawie zapominał przy tym o swoim dawnym przyjacielu - w jakiś sposób Park Jimin wypełniał jego dziurę w sercu, którą nosił od pewnej wizyty na służbie.
- Czy ja zwariowałem, Hoseok?
Jung obdarzył go przeciągłym wzrokiem dopóki ich spojrzenia się nie spotkały. Znał odpowiedź.
- Oczywiście, że nie, Jimin. Robisz to, co zrobiłby każdy. Po prostu się boisz. Strach to nie grzech.
1066 słów.
CZYTASZ
𝓐 𝔀𝓮𝓮𝓴 𝓪𝔀𝓪𝔂 𝓯𝓻𝓸𝓶 𝓗𝓮𝓪𝓿𝓮𝓷 ✨ JiHope v1
Fanfic❝ - Czy to możliwe - szepnął, nieco zakłopotany - aby dwie obce osoby były sobie aż tak bliskie? - Myślisz, że wciąż jesteśmy sobie obcy? To było trudne pytanie. Znali się kilka dni i zupełnie nic o sobie nie wiedzieli. Ale to, co im się przytrafił...