03

51 5 0
                                    

「 No one can divide us when the light is leading on 」

Trzeciego dnia Jimin został zmuszony do zaprzestania kontynuowania swojego planu w imię wyższego dobra.

Chociaż szpitalne śniadanie wbrew pozorom nie było takie złe, zjedzenie go w całości sprawiło mu ogromną trudność. Nieprzyzwyczajony był do spożywania pełnych posiłków po tym, kiedy jego wcześniejsza dieta składała się głównie z hektolitrów wody, kawy i owoców albo czegokolwiek innego nadającego się do zjedzenia na oczach rodziców. Nienawidził siebie za to, że doprowadził się do takiego stanu, ale bardziej nienawidził tych, którzy go do tego zmusili. Po tym czasie nie widział już innego wyjścia. Z taką samą mocą znienawidził jedzenie.

Teraz jednak wiedział, że jeśli lekarze zobaczą cokolwiek niepokojącego, z pewnością go już nie wypuszczą. I sam już nie wiedział, który scenariusz przeraża go bardziej; utknięcie w białej szpitalnej sali, czy powrót do szkoły z tymi wszystkimi ludźmi, którzy codziennie życzyli mu śmierci.

Zawsze pozostawało stare, dobre brudzenie talerzy, jednak, jak Jimin zdążył się przekonać jeszcze pierwszego dnia, wyrzucenie jedzenia było wręcz niewykonalne. Z ciężkim sercem zmusił się do przełknięcia ostatniego kęsu i zapicia go gorzkim herbatopodobnym napojem, pocieszając się w myślach, że mu to pomoże. Nie mógł nic poradzić na to, że myślenie od kilku miesięcy o jednym stało się częścią niego. Chociaż wiedział, że nikt nie będzie na niego krzyczał, obrażał go ani nie zacznie bójki, bał się. Ledwo mógł przełykać ślinę przez ściśnięte przerażeniem gardło, a co dopiero jedzenie.

Myśli o oszukaniu systemu i bezwzględnego personelu tak go zajmowały, że nawet nie dostrzegł mijającego czasu. Oczywiście zapomniał portfela, więc kupno krzyżówki nie wchodziło w grę, jednak snucie planów ucieczki było tak pochłaniające, iż wcale jej nie potrzebował. Żałował, że nikt nie chciał go odwiedzić - ale wcale też go to nie dziwiło. Może to nawet lepiej. Gdyby ktokolwiek z jego szkoły dowiedział się, gdzie odpoczywa, Jimin mógłby umrzeć. I stwierdzenie to wcale nie było przesadą.

Gdy tylko skończył posiłek, z trudem opadł na poduszki. Setki myśli walczyły w jego głowie o dominację. Wiedział, że robi dobrze, jeśli będzie współpracował, wróci do domu - ale jednocześnie tak bardzo nie chciał tam wracać. Jimin czuł, że nigdzie nie ma dla niego miejsca. Wszędzie, gdzie by się nie znalazł, skończyłby tak samo. Powoli zaczynało to go już męczyć.

Postanowił skupić się na czymś innym, byle tylko nie zadręczać się więcej. Wrócił do swojej chwilowo pustej sali i ogromnego budynku. Nie podobał mu się szpital. Wszystko - od białego wystroju, przez szpitalne jedzenie po regularnie odwiedzające go brutalne pielęgniarki - sprawiało, że miał ochotę uciec stąd jak najdalej. Tylko nieliczne rozmowy z Namjoonem, dostarczające mu nowych informacji, sprawiały, że jeszcze nie wpadł w obłęd. Ale nawet to nie przypominało zwykłej wymiany zdań dwóch znajomych. To było tylko zdobywanie danych. Gdyby nie to, Jimin nie odezwałby się do chłopaka pewnie ani razu.

Westchnął głęboko, czując jednak, że nawet to nie odpręża go. Nadal czuł ucisk w klatce, jakby dostarczał swojemu organizmowi zbyt mało powietrza. Jak długo mieli go zamiar jeszcze trzymać? Dzień, dwa... ale trzy i żadnych nowych wieści na temat jego ewentualnego wyjścia? Przecież tylko zasłabł. Nie potrzebował pomocy medycznej. Zaczynał się niecierpliwić.

Co doktor Choi próbował mu wcisnąć, rozmawiając z nim pierwszego dnia? Z tego, co mówił, wynikało, że Jimina spotkał katar sienny, a nie cokolwiek zagrażającego jego życiu. Nie rozumiał, czemu wciąż go trzymano, na dodatek wszystkiego, bez informacji o jego stanie zdrowia.

Jednak najgorsze było dopiero to, co doktor Choi powiedział po zamknięciu drzwi.

Jimin wiedział doskonale, że wszyscy byli przeciwko niemu. Wszędzie widzieli problemy, a to, co robił, było absolutnie niedopuszczalne. A przecież nikt nawet nie wiedział, co on tak naprawdę czuł. Nie domyślali się, przez co przechodził dzień w dzień, co zmusiło go do kroków, które podjął. Nikt nawet nie zainteresował się, że przestał pomijać posiłki - i żadna z stojących nad nim osób nie dostrzegła, że ograniczył je do niezbędnego minimum.

Zaszło pewne nieporozumienie. W rozmowie doktora Choi z jego matką padły te dramatyczne słowa. "Sesja u psychologa" - a Jimin mógłby przysiądz, że podali mu zupełnie zły powód.

Mógł znieść wszystko, ale to go prawdziwie przeraziło. Przecież wszystko było z nim w porządku. Nie potrzebował leczenia. Nikt nie musiał ingerować w jego umysł. Dlaczego zdecydowali się na taki krok? Czy nie zdawali sobie sprawy z tego, że to narobi więcej szkody niż pożytku? Potrzebował zupełnie innej pomocy. Oczywiście, nikt nie wiedział jakiej.

Dlatego właśnie doskonale wiedział, że nie może nikomu ufać. Oni tylko udawali pomocnych, tak naprawdę chcąc przykuć go do łóżka w odosobnionym szpitalu psychiatrycznym. Czy biała sala nie miała go już powoli przyzwyczajać do pokoju bez klamek? Czy nawet Namjoon nie został już siłą przeciągnięty na ich stronę? Oni wszyscy byli tacy sami. Uczniowie, rodzina, lekarze. Wszyscy chcieli się go pozbyć. To było niemal bolesne.

Dopiero po chwili dotarło do niego, że zjedzenie pełnego śniadania po tylu dniach głodówek pociągnie za sobą różne konsekwencje. Modląc się, aby na jego listę grzechów i odchyleń od normalności nie dopisano również bulimii, rzucił się do wieszaka z kroplówką, czując jak nudności przejmują nad nim górę. Tylko skrzypienie starych kółek i własne głuche kroki towarzyszyły mu w długiej drodze do wspólnej toalety na końcu korytarza.

Co powiedzieliby pozostali? Że odnalazł nowy sposób na kontynuowane swojej chorej diety, że nie współpracuje, że nawet się nie stara. A to nie była prawda. Jimin zawsze starał się zrobić wszystko, aby zadowolić pozostałych. Właśnie dlatego zaczął to robić. Stawiał sobie cele, które nie zawsze udawało mu się osiągnąć, ale mimo to robił wszystko, byle nie pozostawać w tyle. Ciężko pracował, walczył na różnych frontach. Nie miał wyjścia. Do tego zmusiło go społeczeństwo. Dlaczego więc teraz, kiedy wszystko szło po jego myśli, oni zdecydowali się pokrzyżować mu plany? To nie miało sensu. Jeśli doprowadzili go do tego stanu, dlaczego teraz próbowali zaniechać jego starań?

Po chwili zniecierpliwione pukanie do drzwi dało mu znać o czekającym nań personelu. Pewnie jego długa nieobecność w końcu rzuciła się im w oczy i postanowili wyruszyć na poszukiwania swojej ofiary.

Ale on się tak łatwo nie podda. Będzie walczył o swoje i nie da się złamać. Wiedział to.

Nabrał wody w dłonie i przepłukał usta. Z ciężkim westchnieniem musiał przyznać, że nawet ona smakowała tutaj inaczej.

Ze zdziwieniem, ale i ulgą przyjął fakt, że to nie pielęgniarka czekała na niego pod łazienką. Nie poznał owego chłopaka od razu, jednak nie musiał znać jego imienia, by wiedzieć, skąd go znał. To prawda. Jego uśmiech naprawdę był cieplejszy od słońca, zupełnie tak, jak głosiły plotki.

- Wszystko w porządku? - zapytał niecałkiem znajomy.

- Pewnie, dzięki - mruknął Jimin, w roztargnieniu pocierając kark. Chociaż słyszał to pytanie tutaj już z milion razy, pierwszy raz miał wrażenie, że zadane zostało z troską i szczerym zaciekawieniem, czym zaskoczył sam siebie.

Jimin nie miał pojęcia, kim on dokładnie był, nawet pomimo niepewnych domysłów, ale wiedział, że ten piękny uśmiech pełen współczucia i prawdziwej radości zapamięta na długo. Wydało się to dziwne, jednak musiał przyznać, że chciałby taki widok gościć częściej w swoim życiu. Przez chwilę uwierzył nawet, że może pewnego dnia na jego ustach zagości podobny wyraz.

Pewnego dnia.

1164 słowa.

𝓐 𝔀𝓮𝓮𝓴 𝓪𝔀𝓪𝔂 𝓯𝓻𝓸𝓶 𝓗𝓮𝓪𝓿𝓮𝓷 ✨ JiHope v1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz