Głowa bolała ją niemiłosiernie. Nie było w tym fakcie nic dziwnego, bowiem Cherry spała jedynie cztery godziny, zanim budzik zmusił ją do opuszczenia łóżka. Wydarzenia ostatnich dni tak bardzo namieszały brunetce w głowie, że dając się ponieść emocjom, sama siebie skazała na wegetowanie na kacu w szkole.
- Wyglądasz okropnie Cherry. - powiedziała Veronica, jak tylko jej przyjaciółka przekroczyła próg Riverdale High School. Cherry uśmiechnęła się krzywo i natychmiast skierowała się do redakcji szkolnej gazetki.Jedyne o czym teraz marzyła, to ogromny kubek kawy i ucieczka z kilku ostatnich lekcji.
- Co robiła moja śliczna przyjaciółka wczorajszego wieczoru, że wygląda dziś jak po pogrzebie? Czy może raczej powinnam zapytać, z kim robiłaś to wczorajszego wieczoru i dlaczego było tak fatalnie? - zapytała czarnowłosa. Stojąca przy czajniku Cherry odwróciła się gwałtownie. Zmierzyła przyjaciółkę zszokowanym spojrzeniem, ale Ronnie zupełnie się tym nie przejęła.
- Chyba sobie żartujesz. - mruknęła pod nosem.
- Niech zgadnę. Byłaś w Whyte Wyrm, mam rację? - powiedziała Lodge, opierając dłonie na biodrach.
- Brawo, jestem pod wrażeniem. Już myślałam, że nigdy mnie nie zdemaskujesz. - odpowiedziała jej Cherry. Przewracając oczami, zamknęła kubek termiczny i chwytając w jedną rękę materiały dla Betty, ruszyła w stronę wyjścia.
- Znam cię Cherry Mantle i wiem, że coś przede mną ukrywasz. - powiedziała Veronica, podążając za przyjaciółką. - Przyznaj się, znów spotkałaś się z tym Wysokim i Przystojnym? - zapytała, poruszając zabawnie brwiami.
- Jones. - odparła Cherry. Czarnowłosa rzuciła jej zdezorientowane spojrzenie.
- Nazywam się Cherry Mantle-Jones. I odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, to tak. Byłam w Whyte Wyrm ze Sweet Pea. - powiedziała, wzruszając ramionami. Uradowana Veronica pisnęła, chwytając przyjaciółkę za ramię, przez co Cherry prawie upuściła trzymane pod pachą papiery.
- Dobry jest? Cholera Cher, musisz mi wszystko opowiedzieć! WSZYSTKO, rozumiesz? - ekscytowała się Veronica. - Kto skończył pierwszy?
- Ronnie o co ci... - zdezorientowana Cherry przetwarzała w głowie pytania zadawane jej przez przyjaciółkę i kiedy sens słów czarnowłosej wreszcie do niej dotarł, gwałtownie wciągnęła powietrze.
- Do kurwy nędzy Lodge! Nie pieprzyłam się ze Sweet Pea! - warknęła.
* * *
Brunetka zatrzasnęła drzwi swojego pokoju, po czym usiadła na łóżku, uprzednio rzucając szkolą torbę w kąt. Odetchnęła z ulgą, kiedy zanurzyła się wśród miękkiej pościeli. Dzisiejszy dzień był zdecydowanie jednym z najgorszych, które przeżyła w liceum Riverdale. Głowa pulsowała jej przez calutki dzień, a złośliwe docinki ze strony Veronici tylko potęgowały ból. Na domiar złego, Betty Cooper nie pojawiła się w szkole, co sprawiło, że Cherry została zmuszona do wykonania semestralnego projektu z biologi, z Ethel, której szczerze nienawidziła.
Upragniony odpoczynek dziewczyny przerwał dźwięk przychodzącego połączenia. Jęcząc pod nosem, sturlała się z łóżka i na oślep wygrzebała z torby telefon komórkowy. Przykładając go do ucha modliła się, aby to operator sieci, a nie któryś z jej przyjaciół postanowił zakłócić jej spokojną egzystencję.
- Mamy kłopoty i musisz natychmiast przyjechać do Whyte Wyrm. - usłyszała pod drugiej stronie zdenerwowany głos Toni Topaz. Cherry westchnęła, przecierając oczy. Ten bar był jej drugim domem, ale ona ledwo kontaktowała.
- Ciebie też dobrze słyszeć przyjaciółko. U mnie wszystko w porządku, a co u ciebie? - odpowiedziała Cherry, przewracając oczami.
- Cherry, to nie są żarty. FP ma kłopoty. Cholera, my wszyscy mamy przesrane, więc błagam cię Jones, przyjedź tu natychmiast. - Toni jest przerażona i to wystarcza, aby Cherry odpędziła od siebie sen i zmęczenie. Wciąż trzyma telefon przy uchu, kiedy zbiega schodami na dół.
- Będę za góra dziesięć minut. - mówi i rozłącza się, nie czekając na odpowiedź dziewczyny. W drodze do drzwi mija Reggiego, który z ogromnym skupieniem wymalowanym na twarzy pochłania wczorajszą zapiekankę.
- Zabieram samochód, muszę jechać do Whyte Wyrm. Tata ma kłopoty. Jeśli nie wrócę przed północą, zadzwoń na policję. - mówi mu, stając u progu kuchni. Reggie podnosi głowę zaskoczony i przygląda się siostrze. Kiwa głową na znak, że rozumie i kiedy Cherry już chwyta za klamkę, jej brat mówi coś, czego nigdy w życiu by się po nim nie spodziewała:
- Jadę z tobą.
Brunetka puszcza klamkę i odwraca się zaskoczona. Jej brat opiera się o ścianę i lustruje ją niepewnym spojrzeniem. Czeka, aż Cherry zaakceptuje lub odrzuci jego propozycję. Dziewczyna kiwa głową, zbyt zszokowana aby się odezwać. Razem wychodzą na podjazd domu Vee Mantle. Szybkim krokiem przemierzają drogę do samochodu i z piskiem opon wjeżdżają na ulice Riverdale.
- Dlaczego Reggie? - pytał brata Cherry. Dziewczyna wciąż nie może zrozumieć, jakie intencje kierują jej bratem.
- Co? - brunet na chwilę odwraca wzrok od jezdni, spoglądając na siostrę z konsternacją.
- Dlaczego jedziesz ze mną? - pyta. Mantle wzdycha, wzruszając ramionami.
- Powiedziałaś, że FP ma kłopoty. - mówi.
- Nienawidzisz go Regg. - zauważa Cherry, odwracając głowę w stronę okna. Brunet śmieje się gorzko, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy.
- Nienawidzę Serpents maleńka. Jego po prostu nie lubię. - mówi, a Cherry mimowolnie parska śmiechem.
Kiedy samochód parkuje przed Whyte Wyrm, dziewczyna nie czekając aż brat zgasi silnik, wyskakuje na zewnątrz. W towarzystwie nawoływań i przekleństw rzucanych przez Reggiego, rzuca się biegiem w stronę baru. Serce bije jej niespokojnie, kiedy otwiera drzwi siedliska Węży. Zupełnie jak za pierwszym razem, myśli. Słyszy za sobą zszokowane pomruki Reggiego i wie, że tego wieczoru brat nie odstąpi jej na krok.
Bar wygląda na doszczętnie zdemolowany. Alkohol zalewa podłogę, a stoły i krzesła są porozrzucane dookoła zgromadzonych na środku pomieszczenia ludzi. Wielu z nich ma na sobie kurtki z wizerunkiem węża, ale są też i tacy, którzy zamiast skórzanych nakryć noszą ekscentryczny makijaż.
- Kim oni do cholery są? Wędrownym cyrkiem? - pyta Reggie, wskazując palcem na grupę umalowanych przybyszów.
- Ghulies.- szepcze Cherry i nie czekając na brata, przepycha się wśród zebranych, tworzących niewielkich rozmiarów koło.
Widok, jaki znajduje się po drugiej stronie mrozi jej krew w żyłach. Ghulies są wszędzie. Celują do Serpents z pistoletów i wiatrówek, szczerząc się przy tym idiotycznie. W epicentrum całego zamieszania znajdują się Jughead i FP, którzy raz po raz dzielnie przyjmują ciosy od przywódcy wrogiego gangu. Co odważniejsi Serpents wyrywają się w stronę swojego przywódcy i natychmiast zostają schwytani przez członków Ghulies. Ich liczebność przewyższa Węży dwukrotnie.
Cherry wie, że Reggie szarpie ją za ramię, kiedy przepycha się pomiędzy Ghulies i wbiega w sam środek zamieszania. Jest świadoma każdego wrogiego i przyjaznego spojrzenia, które spoczywa na jej osobie. Bierze głęboki wdech i wzrokiem napotyka rozzłoszczone spojrzenie Sweet Pea, trzymanego przez trzech członków Ghulies.
- Malachai. - mówi, stając tuż za przywódcą wrogiego gangu. FP patrzy na nią z przerażeniem i troską. Myśli, że jego córka nie wie w co się wplątuje. Ale Cherry stoi przed mężczyzną niewzruszona, jakby widywała jego oszpeconą twarz każdego dnia.
__________
yyyy, nie do końca wiem, co tu się porobiło, ale wciąż to jest to, co chciałam uzyskać, więc miłego czytania))))
~Mikaelian