Rozdział II

52 30 22
                                    

Mały Książę nie miał pojęcia gdzie rozpocząć poszukiwania. W oddali ujrzał, lśniącą w blasku gwiazd, białą asteroidę. Może ktoś stamtąd widział Różę? Pełen nadziei, popędził w jej stronę. Kiedy wylądował poczuł na swojej skórze przeraźliwy chłód. Dookoła rozciągały się pola, na których leżał biały, zimny puch.

- Co to jest?! - zaskoczony Mały Książę zaczął trząść się z zimna.

- Nie mów mi, że nigdy nie widziałeś śniegu! - usłyszał za sobą. Zanim się obrócił, był już prowadzony w nieznaną mu stronę.

- No chodź z nami, zaraz się ogrzejesz w naszej norze - za ramię trzymała go niewiele wyższa od niego postać - był to bóbr. A właściwie Pani Bóbr ze swoim mężem - Panem Bobrem. Mały Książę był zbyt wyziębiony, żeby protestować. Pomimo spędzenia na tej asteroidzie tylko paru minut, czuł przeszywający chłód rozchodzący się po każdym skrawku jego ciała.

Na jego planecie nigdy nie było tak zimno, Róża nie dałaby rady przeżyć w takich warunkach. Na to wspomnienie chłopiec westchnął. Po chwili ujrzeli ogromną zaspę białego puchu, w której widać było małe drzwiczki. Weszli do środka.

- Pójdę zrobić coś do jedzenia - powiedziała Pani Bóbr spiesząc do kuchni, żeby dobrze przyjąć gościa.

Pan Bóbr posadził Małego Księcia na fotelu bujanym, stojącym obok kominka, w którym jeszcze skrzyło się po poprzednim paleniu. Okrył chłopca kocem i zabrał się za rozpalanie ognia.

- Gdzie ja jestem? - zapytał Książę.

- Jesteś w Narni - westchnął Pan Bóbr. W jego głosie słychać było smutek.

- Dlaczego się smucisz? Nie mieszkasz tu?

- Oh, mieszkamy - odrzekła Pani Bóbr, niosąc herbatę i trzy kubeczki - jednak od kiedy panuje tu Biała Czarownica... Lepiej nie mówić o tym głośno - ostatnie słowa wyszeptała - Ale ty na pewno nie jesteś stąd.

- Jestem z asteroidy B-612... Nazywam się Mały Książę. Wyruszyłem w podróż, jednak moja asteroida zniknęła... - chłopiec opisał wszystko ze szczegółami, również Różę - Nie widziełisćie jej może?

- Niestety nie widziałam żadnego obcego ciała w pobliżu... - zamyśliła się. Nagle rozległ się przeraźliwy wilczy skowyt. Koło nory przebiegła ogromna wataha - poddani Białej Czarownicy. Na szczęście to nie Państwo Bobrowie byli ich celem. Cała trójka odetchnęła z ulgą.

- Dziękuję wam za pomoc, ale muszę się zbierać - rzekł po chwili Mały Książę - Róża na mnie czeka...

- Oh! Miłość to piękna rzecz - rozmarzyła się Pani Bobrowa - Ale masz rację, powinieneś już iść. Lecz za nim pójdziesz muszę coś... - zniknęła w sąsiednim pomieszczeniu. Książę i Pan Bóbr wymienili zdziwione spojrzenia.

- Ona zawsze była taka roztargniona - zaśmiał się Pan i dołożył do kominka.

- Ale zawsze wychodzi nam to na dobre - powiedziała Pani Bóbr oburzonym głosem - Żeby wylecieć z naszej planety musisz dojść do tego samego miejsca, w którym się pojawiłeś - tłumaczyła - proszę, weź ten płaszcz i trzewiki, są ciepłe, a to jest u nas bardzo ważne.

Mały Książę był wzruszony dobrocią Bobrów. Gdy się ubrał bardzo podziękował za wszystko.

- Pozdrów swoją Różę! - krzyknęła za nim, na pożegnanie, Bobrowa.

Jednak Książę myślał już tylko o jednym - gdzie moja Róża może się znajdować?

Moje małe RóżeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz