Po wyjściu od Sophii zamiast wrócić do domu, postanawiam iść na spacer. Muszę sobie do wszystko przemyśleć, a setki pytań od rodziców na pewno by mi w tym nie pomogły. Nie zastanawiam się nawet nad tym gdzie iść. Nogi same prowadzą mnie na Mühlenkopfschanze. I chociaż znajduje się ona spory kawałek od mojego domu, to bardzo często na niej bywałem. To dzięki jej urokowi zdecydowałem się zacząć swoją przygodę z nartami. Nie wchodzę na jej teren, tylko boczną ścieżką wspinam się na wzgórze. Siadam na dobrze znanej mi ławeczce, z której mam świetny widok na skocznie. Często tu przychodzę, gdy potrzebuje pomyśleć.
— Kochasz mnie? — pyta wciąż zszokowana.
Pyta chociaż doskonale wie, że bym jej nie okłamał. Nigdy tego nie robiłem. Gdy uświadamiam sobie jak łatwo mi uwierzyła, czuje powracające ze zdwojoną siłą wyrzuty sumienia. Teraz jednak jest już za późno.
— Tak. — kiwam głową z uśmiechem — Potrzebowałem czasu, by sobie to wszystko przemyśleć. Jestem już pewny, że Cię kocham.
Sam jestem zaskoczony jak łatwo to wszystko przechodzi mi przez usta. A jeszcze większy szok wywołuje u mnie Sophia, gdy zbliża się, żeby mnie pocałować. A kiedy to robi, ja sie nie odsuwam. Ten pocałunek upewnia mnie w jednym. Nic do niej nie czuje.
Przecieram twarz dłońmi i zastanawiam się co ja mam teraz zrobić. Właściwie i tak rzadko bywam w domu, więc związek z nią by mnie zbyt wiele nie kosztował. Uwielbiam z nią rozmawiać czy pisać, a dodanie jakiś słodkich słówek przy tym, to przecież nie jest nic wielkiego. Sophia czasami odwiedza mnie na zawodach lub pomiędzy nimi, ale w tym też nie widzę wielkiego problemu. Parę pocałunków jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Ważne, że wciąż będę miał ją w swoim życiu. Tylko co dalej? Jak długo mogę to ciągnąć? Co jeśli naprawdę się w kimś zakocham? Przecież później dziewczyna może cierpieć jeszcze bardziej. Jestem cholernym idiotą. I tchórzem. Bo powinienem teraz do niej pójść i powiedzieć jej prawdę, ale jak pomyślę o wyrazie twarzy jaki by wtedy miała to po prostu nie potrafię. Postanawiam zadzwonić do jedynej osoby poza Sophia, której w pełni mogę ufać i wiem, że nie będzie mnie oceniać. Nawet jeżeli zasłużyłem na konkretny opieprz.
— Już się stęskniłeś? — słyszę radosny głos Andreasa po drugiej stronie słuchawki.
— Oczywiście. — wywracam oczami — Za Tobą zawsze.
Humor mam podły i to z własnej winy, ale nawet to mnie nie powstrzymuje od głupich żartów z Andim. To jedna z wielu rzeczy, które uwielbiam w naszej relacji.
— Dobra, opowiadaj. — zachęca mnie — Bo tak bardzo jakbym chciał w to wierzyć, to wiem że nie zadzwoniłeś by mi powiedzieć o tym jak za mną tęsknisz. Rozmawiałeś z Sophią? — pyta.
Biorę głęboki oddech i opowiadam mu przebieg całej rozmowy z dziewczyną. Oczywiście przy okazji wspominam o motywach moich działań. Nie chce, żeby wziął mnie za jakiegoś idiotę, który na siłę chce skomplikować sobie życie.
— Cholera jasna, Stephan. — wzdycha — Nie możesz teraz tego wszystkiego odwołać. Przecież dziewczyna się załamie.
— Ale później może być jeszcze gorzej. Nie mogę przecież ciągnąć tego związku wiecznie.
— Więc musimy zrobić tak, żeby to ona z Tobą zerwała.
*
Wracam do domu dopiero wieczorem. Spędziłem trochę czasu przy skoczni i panujące na dworze zimno dało mi się w kość. Więc kiedy przekraczam próg ciepłego pomieszczenia oddycham z ulgą. Po drodze analizowałem pomysł Andiego, żeby znaleźć Sophii chłopaka. To miało sens, jednak wiedziałem jak trudne będzie do zrealizowania. Blondynka kocha się we mnie od paru lat. Ten chłopak chyba by musiał być cudotwórcą, żeby przelała swoje uczucia na niego.
— No w końcu jesteś. — wita mnie tata — Byłeś trenować?
Wzdycham. Zaczyna się. Tata od zawsze był zdania, że za mało trenuje. Co z tego, że spędzałem na tej czynności dwa razy więcej czasu niż pozostali. Oni mieli lepsze wyniki. Nigdy nie dawałem po sobie tego poznać, ale jego zachowanie mnie bolało. Miałem już dwadzieścia siedem lat, ale nawet w tym wieku człowiek chce być doceniony przez rodziców.
— Nie. — odpowiadam — Ale byłem na skoczni. — dodaję mając nadzieję, że chociaż trochę go to zadowoli.
— Dobrze. — kiwa głową — Tylko nie zapomnij jutro rano pobiegać.
I tak miałem zamiar to zrobić. Dostaliśmy dni wolne od trenera, ale mnie i moje sumienie one nie obowiązywały.
— Ciebie też miło widzieć, tato.
Mama woła nas na kolację, więc udajemy się do salonu. Czeka tam Christoph, który już parę dni temu dał mi znać, że odwiedzi nas w dniu mojego przyjazdu.
— Cześć, brat. — uśmiecha się szeroko i przytula mnie na powitanie — Gdzie twoja opalenizna?
— Hej, trochę się opaliłem. — mówię z oburzeniem.
Jak na mnie to nawet mocno, bo jestem tym typem osoby, której słońce raczej nie łapie. Nie przeszkadza mi to, lubię być blady.
-—Tak bardzo, że aż mam od Ciebie Edward Cullen vibes. — prycha.
— I ty masz człowieku trzydziestkę na karku?
— Zazdrościsz mi, że jestem młody na duszy.
— Skończcie tę dyskusję i zacznijcie jeść. — mama stawia moją ulubioną zapiekankę ziemniaczaną na stole.
Siadamy do stołu i zaczynamy jeść. Jestem na tyle głodny, że całkowicie skupiam się na tej czynności. Dopiero gdy czuje jak już jestem pełny, odkładam widelec i wypuszczam powietrze z ulgą.
— Dzięki, mamo. Było pyszne. — oceniam.
Moja rodzicielka od zawsze uwielbiała, gdy ktoś chwalił jej kuchnie, dlatego za każdym razem staram się to robić. Uśmiech na jej twarzy po usłyszeniu pochwał jest tego warty.
— To jak było w tej Hiszpanii? — pyta ojciec.
— Świetnie. — mówię zgodnie z prawdą. Mógłbym opowiedzieć o tym jak dobrze się z chłopakami bawiliśmy, ale wiem że nie o tym chce usłyszeć mój ojciec. — Mieliśmy dużo treningów.
— Do teraz nie wiem dlaczego pojechaliście na wycieczkę zamiast poćwiczyć na skoczni. — stwierdza — Wasz trener ma czasami dziwne pomysły.
Zaciskam usta. Nie chce wdawać się w niepotrzebne dyskusje, więc się nie odzywam. Mój brat nie potrafi sobie jednak odpuścić.
— Ten sam trener na ostatnich igrzyskach doprowadził naszą kadrę do trzech medali olimpijskich. Chyba wie co robi.
— Szkoda tylko, że te medale zdobywały nieodpowiednie osoby.
Zaciskam pięść i wstaje. Zazwyczaj toleruje jego głupie docinki, ale dzisiaj mam dość. Zbyt dużo energii mnie dzisiejszy dzień kosztował. Nie mam zamiaru dalej słuchać jego dokładania mi.
— Idę się położyć. — mówię do mamy i jak najszybciej udaje się do swojego pokoju.
_________
CZYTASZ
der lüge | s. leyhe
Fanfictionz kłamstwa nawet w dobrej wierze, nigdy nic dobrego nie wynika