Pierwszy raz od bardzo dawna zdarzyło się tak, że to Wellinger budził mnie, a nie odwrotnie. Krótko po wstaniu odczuwałem skutki wczorajszego wypadu, ale na szczęście szybko mi przeszło. I bardzo dobrze, bo gdyby Schuster się o tym dowiedział, to pewnie by stwierdził, że dla naszej kadry nie ma już ratunku. Ostatnio był bardzo surowy, prawie go nie poznawaliśmy.
— I jak tam? Kacyk jest? — pytam Constantina.
Akurat we dwójkę rozpakowujemy się w domku przeznaczonym dla naszej kadry, więc postanowiam skorzystać z braku świadków.
— Co ty. — kręci głową — Zajc to słaby zawodnik. Nie widać, że Słoweniec.
Wywracam oczami. Czasami tęsknię za tą swobodą i naiwnością, którą miałem w jego wieku.
— Żebyś ty z matmy taki dobry był co z picia. — żartuje.
Chłopak prycha i rzuca we mnie pierwszą lepszą rzeczą jaką ma pod ręką, a ja w efekcie dostaje z rękawicy w głowie.
— Zostawić Was na chwilę, a tu już przemoc w kadrze. — stwierdza Markus, który akurat wchodzi do pomieszczenia.
— Tak to jest jak się powołuje dzieci, które nie potrafią opanowywać emocji i liczyć. — śmieję się cicho i spoglądam w stronę Schmida, żeby zobaczyć jego reakcje.
— Ciebie zaraz nikt nie powoła, bo skończysz martwy jak się nie zamkniesz. — mówi z uśmiechem na ustach.
Oficjalnie dogryzanie mu o matmę to moje nowe hobby. Mógł się nie przyznawać do tej poprawki, bo gdyby jej nie zdał to bym mu żyć nie dał. Niby to ja miałem być tym odpowiedzialnym kumplem, który się z niego przez to nie naśmiewa, ale po tym jak chłopak już ją zaliczył i się nie stresuje to nawet sam lubi sobie z tego żartować, więc będę wykorzystywał okazję.
*
Wjeżdżanie samemu na górę jest nudne. Przez tę chwilę rozglądam się na wszelkie możliwe sposoby i zazwyczaj nic ciekawego nie dostrzegam, ale tym razem moją uwagę przyciągają dwie sylwetki schowane za jednym z domków. W jednej z nich szybko rozpoznaje Kubę Wolnego. Przytula się z jakąś nieznaną mi dziewczyną, a potem szybko ją całuje śmiejąc się przy tym. Schadzki sobie urządza zamiast skakać. Swoją drogą nie wiedziałem nawet, że on kogoś ma. Kręcę głową z rozbawieniem przez swoje myśli. Mam dzisiaj zbyt dobry humor. Nie psuje mi go nawet wizja siedzenia bezczynnie przez następne pół godziny, więc kiedy w końcu zajmuje miejsce w poczekalni, na mojej twarzy widnieje szeroki uśmiech.
— W totka wygrałeś? — pyta Karl, który chwilę później przysiada tuż obok.
Skacze zaraz po mnie, ale on zazwyczaj lubi wszystko robić na ostatnią chwilę, więc ja nigdy na niego nie czekam udając się na górę.
— Można tak powiedzieć. — opieram głowę o ścianę przygryzając wargę — Byłem wczoraj na randce.
— Stary, mieszkasz z największą plotkarą w naszej kadrze. — chłopak wywraca oczami — Zapewniam Cię, że już wszyscy o tym wiedzą. Zapewne nawet Severin, który z nami nie skakał od ponad roku.
— Zabije go. — mruczę.
— Młodego też nie zapomnij. — śmieje się — Zdążył wszystkim opowiedzieć jakie maślane oczka do niej robiłeś.
— W tej kadrze już nikomu nie można ufać. — wzdycham i kręcę dramatycznie głową. Karl tylko śmieje się na moją reakcję.
— Powodzenia. — klepie mnie po ramieniu — Mam nadzieję, że coś z tego będzie.
— Dzięki. — przygryzam nerwowo policzek od środka — Nie masz mi za złe, że za szybko się za to zabrałem po tej sytuacji z Sophią?
— Oczywiście, że nie. — odpowiada niemal natychmiast — Oboje musicie o tym zapomnieć.
CZYTASZ
der lüge | s. leyhe
Fanfictionz kłamstwa nawet w dobrej wierze, nigdy nic dobrego nie wynika