grandson - blood//water
"Admit you were toxic
You poisoned me just for
Another dollar in your pocket
Now I am the violence"***
Steve miewał w swoim trzydziestoparoletnim życiu epizody bezsenności, lecz ten równie dobrze mógłby nazwać manią. Żadnej lektury jeszcze nie pochłaniał z taką prędkością, a zarazem precyzją jak akta zatrzymanego Tony'ego Starka. Tworzył notatki - wpierw zapisywał uwagi na luźnych kartkach leżących w pobliżu, jednakże one w końcu zmieniły się w cały plik scalony ze sobą zszywką stron. Słabo mu szło dbanie o własne dobro przez ostatnie dni. Jeśli jadł to tylko zamówione, tanie jedzenie z niedalekich od jego mieszkania fastfoodach. Ostatni raz tak nieokiełzany zarost na swoim obliczu podziwiał po dwutygodniowym pobycie w szpitalu z obrażeniami będącymi następstwem wywiązanej strzelaniny w czasie jego służby. Pomyślał wtedy, że placówka medyczna była ostatnim miejscem, gdzie ktoś zamierzałby oceniać jego wygląd, więc tym bardziej jego mieszkanie było bezpieczne od osądów.
Nie przewidział jednak, że stan, w jaki się wprowadzi, zostanie przerwany, co nie miało większego sensu - to oczywiste, iż w końcu ktoś się o niego upomni. Szczerze powiedziawszy, oczekiwał jedynie na telefon z posterunku z informacją o decyzji zatrzymanego w sprawie daty przesłuchania. Odkąd Howard faktycznie zatrudnił swojego adwokata, udowadniając tym, jak Tony w zgrabny sposób manipulował wszystkimi dookoła, rozmowy ruszyły do przodu. Chłopak zaczął mruczeć coś o rozmowie, nie było to nic konkretnego, prócz faktu, że oczekiwał w roli jego przysłowiowego kata właśnie Rogersa.
Telefon milczał, aczkolwiek dzwonek do drzwi wybudził go z letargu, gdy zdecydował zdrzemnąć się na kanapie w wątpliwie wygodnej pozycji. Wracając otępiale do rzeczywistości, przetarł dłońmi twarz, krzywiąc się na dotyk szorstkiego, przydługiego zarostu, po czym podniósł się, ściągając w dół podwinięty szlafrok w niebieską kratkę. Na nogach miał stare japonki, chociaż nienawidził tego typu obuwia, lecz nie chciał ryzykować ponownym stanięciem na łupince od pistacji w kuchni, odkąd potrącił miseczkę pełną obskubanych już orzechów. Wiedział, że zdradzieckie resztki jedzenia wciąż poniewierały się gdzieś na podłodze.
- O, kurwa mać - tak przywitał go Clint stojący na wycieraczce, który na widok przyjaciela wzdrygnął się i skulił, jakby pojawiła się przed nim poczwara z najgorszego horroru. - Jestem pewien, że Halloween mamy w październiku. Przegapiłem coś?
Steve wywrócił błękitnymi oczami i zawrócił w głąb mieszkania, dając tym przyjacielowi nieme zaproszenie. Barton naturalnie z niego skorzystał, zamykając za sobą drzwi.
- Napijesz się czegoś? - spytał, zamiast odpowiadać, kierując kroki do kuchni.
- Steve, powinniśmy wychodzić - przypomniał mu.
- Gdzie? - odwrócił się w jego stronę, obserwując jak ten przykłada sobie otwartą dłoń do twarzy.
- Szpital - powiedział. - Miałem po ciebie przyjechać, żebyśmy razem udali się do szpitala i przepytali tych, co zostali jeszcze na obserwacji. Sam to wymyśliłeś dwa dni temu.
CZYTASZ
nobody likes a winner | tony stark
FanfictionŚwiat zadrżał na krótką chwilę przed Tonym Starkiem jak on jeszcze nigdy.