Rozdział 3

525 42 18
                                    

|Jeff|

Po jakimś czasie dotarliśmy do jakiejś mało uczęszczanej uliczki w środku lasu, przy której stał mały, ale dobrze zaopatrzony sklepik.

Ostrożnie ruszyliśmy w stronę wejścia, by po chwili znaleźć się w środku.

Przy kasie siedział młody facet, mający na oko jakieś 19 lat. W całym sklepie, nie licząc nas był tylko on, co tylko ułatwiało całą sprawę.

Kiedy weszliśmy chłopak się nawet na nas nie spojrzał, tylko dalej robił coś na telefonie. Razem z Jackiem wlazłem do jakiejś alejki, tak, żeby nie mógł nas ani zobaczyć, ani usłyszeć.

- Dobra, to jaki jest plan? - szepnąłem.

- Ja bym leciał na spontanie.

- No ja też. Ale zbierzmy najpierw fanty, bo jak zaczniesz w nim grzebać, to będzie jebało na kilometr.

- Prześmieszne.. - w tym momencie szatyn, gdyby mógł, przewróciłby z pewnością oczami. Ale no cóż.. Takie życie.

Zaczęliśmy pakować rzeczy do plecaków, które zabraliśmy ze sobą. Po chwili Jack podszedł do kasy i oparł się na blacie. Dopiero wtedy chłopak podniósł na niego swój wzrok.

- Em.. W czymś.. pomóc..? - spytał niepewnie.

- A nie, nie, wszystko spoko. Tylko powiedz mi.. Masz może gumy? - prawie się zesrałem.

- Eee.. - koleś był po części zesrany, a po części tak troszkę zdziwiony pytaniem. - Taak..?

- A to dobrze! Bo wiesz, dziewczyna ma do mnie przyjść, to żeby przypału nie było.

- Ee.. Taa, jasne.. - facet niepewnie się uśmiechnął. - A jakie te gumy..?

- A w sumie.. A daj miętowe! - zacząłem płakać za tym regałem, jednocześnie trzymając twarz w dłoniach, żeby nie było nic słychać.

Ta wypowiedź kolesia zabiła z tropu. Po chwili powiedział:

- A-aa, no tak.. He he.. - obrócił się na fotelu tyłem do Jacka, co chłopak wykorzystał i szybko wyciągnął z kieszeni bluzy skalpel, który już po chwili znajdował się w szyi starszego.

Mężczyzna zakrztusił się i wypluł krew, po czym spadł z krzesła na zimną podłogę i zaczął się wykrwawiać. Ja w tym czasie podszedłem do przyjaciela ocierając łzy z policzków i mówiąc:

- Stary, ale żeś dojebał! - walnąłem go w ramię.

Ten się na to zaśmiał, po czym kucnął i podwinął mężczyźnie koszulkę. Zgrabnie wykonał parę cięć na jego brzuchu. Gdy odkroił płat mięsa, włożył do środka rękę i wyszarpał odpowiedni narząd. Zabrał się teraz za dostanie się do drugiego, ale mi się już nie chciało czekać, aż skończy te swoje zabawy.

- Jack, chodź już, no - chciałem do niego podejść, ale poślizgnąłem się na kałuży krwi, w skutek czego wyjebałem się na szatyna.

On upadł na zwłoki, a ja leżałem na jego torsie. Spojrzałem się na niego i zacząłem śmiać. On się lekko zarumienił, ale też odpowiedział śmiechem.

× × ×

Gdy wróciliśmy, dziewczyny czekały już przed rezydencją. Plecaki miały wyładowane alkoholem, dragami i żarciem, więc będzie niezła jazda.

- No cześć dziewczyny! Jak tam "łowy"? - zapytałem.

- A świetnie! - zaczęła Jane. - My se idziemy przez jakąś wąską uliczkę..

- A tam nagle jakieś dresy nas zgwałcić chciały!! - przerwała jej Sally. - No i my ich napierdalać zaczęłyśmy, oni tacy zdziwieni, a ona się z nich jeszcze śmieje - tu wskazała na brunetkę.

- No. A jak ich już zajebałyśmy, to patrzymy, a nieopodal jakieś plecaki leżą. No to myślimy, że to pewnie od nich i do nich idziem, otwieramy je, a tam tyle towaru, że ja pierdole!!

- Czyli to wszystko to od nich? - spytał Jack.

- No!

- O kurwa XD

W tym momencie z lasu wybiegli Tim i Toby. Ten drugi wyleciał pierwszy, śmiejąc się jak popierdolony, a za nim zdyszany "kapitan". Żaden z nich nie miał plecaka.

- Jezu, co się stało?

- Hahaha.. Jacyś.. haha.. żołnierze.. hahahaha.. - zaczął Toby.

- Co?

- Kurwa, jacyś żołnierze nas prawie złapali!! - wydarł się Tim.

- .. GDZIE WY KURWA POLEŹLIŚCIE?!!

× × ×

Była już 16, więc zaczęliśmy wszystko przygotowywać. Dziewczyny układały wszystkie rzeczy na stole w salonie, a ja i chłopaki próbowaliśmy przesunąć meble tak, żeby było dużo miejsca. Gdy wszystko było już gotowe, do salonu wszedł nagle Slender.

- Co wy tu odpierdalacie?

- PIŻAMA-PARTY!! - wydarł się Ben. 

Wszyscy się na niego spojrzeliśmy, a on tylko wzruszył ramionami.

- ..Dooobraa.. - Slendi powiedział podejrzliwie. - Ale jak mi coś rozpierdolicie, to będzie wpierdol - ostrzegł i sobie poszedł.

Usiedliśmy w kole i zaczęliśmy pierdolić o gówno-sprawach, żrąc i pijąc przy tym.

Na krawędzi || Creepypasty!!! [SHIPY]    [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz