Rozdział 1

1.1K 58 51
                                    

|Jeff|

Obudziłem się o ok. 7 am. W rezydencji o tej porze zazwyczaj każdy zaczynał się ogarniać. Przetarłem oczy, przeciągnąłem się i wstałem. Zabrałem z szafy czyste ubrania i ruszyłem w stronę łazienki. Gdy tam dotarłem, właśnie wychodził z niej Ben.

- O, cześć Jeff! - uśmiechnął się promiennie. - Słyszałeś już o nowinie?!

- Chrystus się rodzi?

- ELEVEN GRĘ W KOŃCU ZROBIŁ!!

- Yhm.. Nooo, to fajnie - nie miałem kurwa pojęcia o co mu chodzi.

- NO NIE??!

- Co się stało? - podszedł do nas Brian.

- Cho, pokarze ci!! - blondyn chwycił bruneta za rękę i pobiegł z nim do swojego "salonu gier", bo pokojem tego nazwać nie można.

- Ale ja się chciałem przebrać! - faktycznie. Chłopak trzymał w drugiej ręce czyste ciuchy, a sam był w piżamie.

- To jeszcze lepiej! Ja też jeszcze jestem! W niej się najlepiej gra!!

- Czekaj.. To po cholerę siedziałeś w łazience..? - zapytałem.

- Bo w wannie, gra się najlepiej - odpowiedział i zniknął za drzwiami swojej świątyni, razem z biednym Hoodim.

- Aha, okej - stwierdziłem, że wolę nie wnikać i wszedłem do łazienki.

~Time skip~

Gdy już się ogarnąłem wróciłem do pokoju, żeby odnieść rzeczy, a potem poszedłem do kuchni, by zrobić sobie śniadanie.

Obok kuchni była jadalnia z pierdalnym stołem, przy którym chwilowo siedział Slender i pił kawę czytając jakąś książkę. Kurwa, jak on pije..? Obok niego znajdował się Toby, jak zawsze jedzący gofry. Za to w kuchni przy lodówce stał Jack. Właśnie wyjmował z niej te swoje nerki.

- Siema - przywitałem się, ponieważ jestem bardzo kulturalnym człowiekiem.

- No cześć - szatyn mówiąc to nawet nie podniósł na mnie swojego "wzroku".

- Heja - Toby z pełną buzią odpowiedział mi na powitanie, także nie patrząc w moją stronę.

- No.. - zaczytany Slendi ma wywalone na każdego. Szczególnie jak czyta romans.. Zaraza..

Inaczej mówiąc, każdy ma wszystkich w dupie. No może nie zawsze, ale na przykład teraz tak jest.

Postanowiłem zrobić sobie tosty, więc podszedłem do lodówki z zamiarem zabrania stamtąd szynki i sera. Jednak gdy ją otworzyłem, prosto w twarz jebnął mi odór zgniłego mięsa.

- O kurwa..! - aż łzy mi prawie pociekły. Szybko zatrzasnąłem drzwiczki i spojrzałem z wyrzutem na bezokiego. Ten w końcu na mnie zerknął.

- Co?

- No kurwa stary, weź to trzymaj w jakiejś paczce czy coś!

- Albo w przenośnej mikroweli! - krzyknął z jadalni Toby.

- Chyba przenośnej lodówki.. - mruknął Slender.

- Ciii...

- Ale my nie mamy przenośnej lodówki - zauważył Jack.

- Jak to nie mamy przenośnej lodówki? - zdziwił się brunet. - Każdy ma przenośną lodówkę.

- My nie mamy przenośnej lodówki.

- Jeszcze raz ktoś powie "przenośna lodówka".. - zaczął Slenderman.

- A co "przenośna lodówka"? - zapytał wchodzący do pomieszczenia Tim.

- Kur..

Nagle po całej rezydencji rozniósł się krzyk, a chwilę potem ze schodów spadł Hoodie, dalej drąc mordę.

- Co się stało?

- MI COŚ NA MORDĘ WYSKOCZYŁO!!

W tym momencie po schodach zszedł zanoszący się śmiechem Ben, który prawie płakał.

- A TY SIĘ KURWA NIE ŚMIEJ!!

- A-ale.. o kurwa.. o ch-chuj.. oesu.. - blondyn zaczął się dusić.

- Co kurde, w "Slender'a" graliście? - zapytałem też się śmiejąc.

- Bardzo śmieszne.. - mruknął Slendi, a po chwili dodał. - I czemu wy jesteście dalej w piżamach?

- Ja się chciałem ubrać, ale ten kretyn mnie do swojego pokoju zaciągnął!

Nagle podszedł do mnie Tim, który też umierał ze śmiechu i szepnął:

- Ej, weź dawaj, swatamy ich.

- O kurwa, dobra XD - próbowałem powstrzymać śmiech.

W międzyczasie do jadalni zeszli Helen, Jane i Sally. Mała gdy tylko mnie zauważyła podeszła do nas razem z Jane (z którą, dzięki Bogu, się już pogodziłem) i się zapytała:

- O czym gadacie?

- Chcemy zeswatać Hoodie'go i Ben'a - odpowiedział przyciszonym głosem brunet.

- O kurwa XD - Jane zaczęła się śmiać.

- Chcecie dołączyć do "Team'a Swatów"? - zapytałem.

- No kurwa!

- Ej, Jack! - Sally zaczepiła chłopaka. - Wbijasz do nas?

-.. Oky

Helen się tylko na nas patrzył jak na ostatnich pojebów, a gdy Tim już otwierał usta, żeby go też zaprosić, ten odwrócił się na pięcie i odszedł, mówiąc:

- NIE.

- Jego strata - Jane wzruszyła ramionami. - Jego też za karę z kimś zshipujemy.

- Ej, dobre - bezoki zaczął się integrować.

- Ale z kim? - zaczął zastanawiać się Masky. Nagle go olśniło. - EJJJ.. Z LIU

Wszyscy się na niego spojrzeliśmy.

-HAHAHAHAHHAHAHAHAHAHAHA
HAHAHAHAHAHAHAHAHA!!! - zacząłem płakać. - KURWA JESTEM ZA!

Wszyscy stwierdzili, że to zajebisty pomysł.

- Nie no, wszystko ładnie pięknie, tylko go tu trzeba ściągnąć - zauważyła czarno włosa.

- Spoko, spoko. Ja już się tym zajmę - oznajmiłem, po czym podeszłem do Slendera. - Sleeendiii..

- Czego..?

- Aaa ściąąągnieeesz tuuu mooojeeegooo braaataaa..? - zacząłem go wkurwiać.

- Nie.

- A dlaaaczeeegooo..? - nie dawałem za wygraną.

- Bo mnie wkurwiasz.

-.. Kupię ci ksiunżkę.

-.. Dobra, ale jutro. - nawet lepiej. Mamy trochę czasu, żeby pomyśleć jak się do tego wszystkiego zabrać.

Przekazałem wiadomość reszcie, a potem poszliśmy do lasu, żeby wszystko omówić.

Zaczął Tim:

- A więc.. Co jest najlepszym sposobem na swatanie ludzi? - zapytał.

- BUTELKA - odpowiedzieliśmy wszyscy na raz.

- No właśnie.

- I co? To tyle? - szatyn zdziwił się.

- Nooo, nie.. Ale od tego zaczniemy.

- Yhmmm.. - chłopak zamyślił się.

- I przy okazji możemy się dowiedzieć różnych pomocnych rzeczy - dodał jeszcze Masky.

Przez jeszcze pewien czas rozmawialiśmy o tym zacnym temacie, w międzyczasie mianując Tim'a na lidera grupy.

Ale się jutro podzieje..



Na krawędzi || Creepypasty!!! [SHIPY]    [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz