Sata stał na swoim torze i celował z krótkiej broni do hologramowej postaci. Kiedy kula przeszła przez jej głowę, między oczami pojawiła się czerwona kropka oznaczająca miejsce trafienia. Następnie Japończyk zaatakował salwą kul klatkę piersiową, która przypominała szwajcarski ser. Powoli odłożył pistolet odwrócił się żeby spojrzeć na Jamesa. Mężczyzna siedział, z łokciami opartymi na kolanach, na metalowej ławce ciągnącej się wzdłuż ściany. Spuścił wzrok gdy zobaczył twarz kolegi. Sata miał zmarszczone brwi i ściśnięte usta. Wyglądał jakby chciał kogoś uderzyć.
- Nie przemyślałeś tego...- Stwierdził po chwili Yoneda. Tamten przytaknął. - Nie mogłeś po prostu się z nią przespać?- To zabolało Jamesa.
- Ja... Nie mogłem...- Wydusił w końcu. Miał czerwoną twarz.
- O co chodzi?- Głos Saty stał się łagodniejszy. James westchnął. Nie wiedział jak ma zacząć. Kilka razy otwierał usta i je zamykał.- O co chodzi?- Powtórzył swoje pytanie.
- Ja... Bo... Ja nie lubię być dotykany w ten sposób... To nie ma znaczenia czy to kobieta czy mężczyzna po prostu nie mogę się przemóc.- Sata kucnął przed nim i położył mu dłoń na ramieniu, trochę nie pewny czy powinien.
- Więc jak zamierzałeś mnie pocałować?- Powiedział to bardziej ironicznie niż zamierzał.
- Ty to co innego. Ty nigdy nie dawałeś żadnych sygnałów ani nie miałeś nic na myśli.- James unikał jego spojrzenia. Czuł jak dokładnie mu się przygląda swoimi jasno niebieskimi oczami.
- Jesteś pewny?- Zarzucił mu drugą rękę na szyję i zaśmiał się. Ciało jankesa zastygło w bezruchu. - Czy to oznacza, że nadal jesteś prawiczkiem?- Amerykanin otrząsnął się i odepchnął go mimowolnie.- Sata otworzył szeroko oczy, kiedy zobaczył łzy w jego oczach. Po chwili usiadł opierając się plecami o ścianę. - Zrobię to.- James ukrył twarz w dłoniach. Wziął kilka głębszych wdechów. Oczy nadal miał czerwone. Yoneda nie sądził, że kiedykolwiek zobaczy go w takim stanie. - Już lepiej?- Podał mu chusteczkę." Wygląda teraz jak dziecko z podstawówki."
- Dlaczego się zgodziłeś?- Nadal unikał wzroku Saty.- Z litości?
- Nie chcę, żeby jakaś baba widziała jak mój kumpel ryczy, to by skalało moje dobre imię.- Teatralnie uniósł rękę do góry. Obaj się zaśmiali.- Zawsze szczerzysz kły na wszystkie strony dlatego wszyscy myślą, że wszystko ci pasuje.- W żartach dał mu burę ale zaraz spoważniał.-Lepiej mi z tym, że tylko ja cię takiego widziałem.- Yoneda patrzył na niego i uśmiechnął się przyjaźnie. James zaczerwienił się znów. Sata usiadł na piętach. - Aleś ty uroczy!- zaśmiał się gdy odsunął mu grzywkę z czoła. -No chodź. Załatwmy sprawę z tą babą. Muszę być jak zazdrosny kochanek prawda? W końcu cię całowała.- James doceniał jego poświęcenie i próby rozładowania atmosfery.
- Jasne. Tylko pamiętaj że to pani Pułkownik.- Poszli w stronę jej gabinetu.
Kobieta mierzyła ich obu swoim bystrym wzrokiem.
- Możecie zaczynać.- Usiadła na swoim biurku. Sata spojrzał na Jamesa i czekał.
- Wytrzymaj -Powiedział Yoneda do jankesa, który westchnął. Położył Sacie dłoń na karku i zbliżył się powoli do jego twarz. Patrzyli sobie w oczy. ich usta dzieliły centymetry.- Ale się grzebiecie. Nie mówcie że jeszcze się nie całowaliście.- Powiedziała oskarżycielsko.
- Mówiłem, że spotykamy się od niedawna.- James był jeszcze bardziej zawstydzony ze względu na obecność Saty. Japończyk, nie mogąc patrzeć na męczarnie przyjaciela, przejął główną rolę w przedstawieniu.
- Słuchaj! Stara desperatko. Może i spotykam się z nim od niedawna ale nie lubię, kiedy ktoś maca mojego faceta. - Yoneda z każdym słowem zbliżał się do niej.- Masz go, nie dotykać, nie patrzeć na niego, nie mówić do niego, nawet masz o nim nie myśleć, bo inaczej wjadę z buta do tej twojej zapyziałej nory i zrobię z włosów orle gniazdo.- wisiał nad kobietą, która nie mając już gdzie się cofnąć, leżała na biurku.- Fajnie, że się rozumiemy.- Odwrócił się do Jamesa, który patrzył, raz na nią, raz na niego, z otwartymi ustami. - Chodź.- Z miną zazdrosnego kochanka podszedł do jankesa, odwrócił go, popchnął w stronę drzwi i patrząc groźnie na zdezorientowaną kobietę po trzydziestce, klepnął go w tyłek.
- No i po kłopocie.- Sata klaskał w dłonie jakby chciał się z nich pozbyć kurzu po ciężkiej pracy. James zbity z tropu szedł obok niego.
- Zdajesz sobie sprawę, że to jest nasza przełożona?
- Ale nie bezpośrednia. Jeśli kogoś ukarze to dziadka.
- Nie nazywaj bezpośredniego przełożonego, dziadkiem.
- Będę robił, co będę chciał.-Japończyk splótł ze złością ręce na piersi
- A jak cię usłyszy? - Amerykanin pokręcił głową.
- Będę musiał biegać dodatkowe kilometry albo zamkną mnie na noc w izolatce.
- No...- James rozłożył ręce nie wiedząc, czego Yoneda nie rozumie.
- Dobra, już nie będę. Zadowolony?
- Tak.- James uśmiechnął się przyjaźnie. Sata poczerwieniał ze złości, szczerość jankesa niekiedy go denerwowała.
- Chodźmy poćwiczyć. Z tego co słyszałem to ring jest wolny.
- Masz siłę jeszcze na coś takiego?- Był zmęczony spotkaniem z niewyżytą przełożoną.
- A ty nie? Starzejesz się czy co?- Zażartował złośliwie. Amerykanin był od niego starszy o kilka lat.
- Nie na tyle żeby dać się pobić takiemu dzieciakowi.- James wiedział, że Yoneda łyknie haczyk.
- Tak? To chodź i zobaczymy.- obaj uśmiechnęli się pewni swojego zwycięstwa.
- Co mi dasz jak już wygram?- Sata chciał, podkopać jego pewność siebie nonszalanckim zachowaniem. Zbliżyli się do siebie. Stali już na ringu. Wokół kręciła się grupka gapiów. Zaczęli stawianie zakładów.
- Zabiorę cię na piwo po lądowaniu. A co ja dostanę?- Amerykanin był zwyczajnie wesoły. To był tylko sparing.
- Nie przegram!- Krzyknął Japończyk w drodze do swojego narożnika. Amerykanin poszedł w jego ślady. Rozległ się dzwonek. Zaczęli bardzo zachowawczo. Ostrożnie. Żaden zanadto się nie zbliżał. Sata wybiegł do przodu. James zrobił unik zamachując się od prawej. Przeciwnik użył bloku i cofnął się. Pozwolił mu na chwilę wytchnienia ale cały czas prowokował uderzając o siebie rękawicami. Yoneda znów ruszył na niego. Tym razem Sata oberwał w lewy policzek.
- Dostał. Uderz jeszcze raz!- Ktoś z tłumu zaczął wrzeszczeć. Zawodnik zatoczył się lekko ale zaraz wrócił do gry. Zaczął lewym sierpowym, przez prawy i cios od dołu. Amerykanin wytrzymał. Trafił w brzuch Japończyka, który zachwiał się i upadł na matę.
- Patrz! Leży!
- Nie wstawaj!- Usłyszał to.
- Łatwa wygrana. Ten drugi lepiej walczy. -" Nie dam wam, pieprzonym łajzom, tej satysfakcji" Szybko wstał i rzucił się do przodu, powalając Jamesa na ziemię. Przygniótł go do podłogi i walił w twarz, raz z lewej, raz z prawej. Po chwili, siła jego uderzeń osłabła. Jankes Wykorzystał okazję. Przewalił go na prawy bok i szybko wstał.
- Zmęczyłeś się? - Zapytał z troską ale do Saty dotarł tylko ironiczny kontekst jego słów. Tłum nadal skandował przeciw niemu.
- Stul pysk!- Yoneda znów rzucił się do przodu i zaatakował Jamesa kolejną, tym razem dłuższą, salwą. Jego blok zaczął słabnąć. Japończyk wpadł w jakiś dziwny szał. Między, przyjmowanymi przez siebie, uderzeniami dostrzegł jego zaciśniętą szczękę, rozciętą wargę, oczy. Zabójczy wzrok jakby spojrzeniem chciał przebić mur. "Straszny". Pomyślał zanim jego ręce całkowicie opadły z sił. Dostał w skroń prawym sierpowym. Zachwiał się do tyłu i oparł o słupek na rogu ringu. Sata wściekłym spojrzeniem lustrował postać przed sobą. James próbował złapać z nim kontakt wzrokowy, bezskutecznie. " Nie widzi mnie?" Rzucił się na niego. Wykorzystując element zaskoczenia, udało mu się przewalić go na brzuch, przycisnąć do maty i unieruchomić rękę.
- Koniec przedstawienia, wynocha stąd!- krzyknął do tłumu. Ręce przygwoździł mu udami do ciała, szybko ściągnął im rękawice. Nikogo oprócz nich nie było w sali. Ramiona Yonedy zaczęły się trząść. - Puszczę cię.- Zszedł z niego i usiadł obok. Japończyk odwrócił głowę na drugą stronę. - Zmęczyłeś się?- James chciał go zmusić do mówienia, udając, że nic się nie stało ale usłyszał tylko ciągnięcie nosem. Wstał, przyniósł, wodę, ręcznik i chusteczki.
Sata dopiero teraz usłyszał troskę w jego głosie. "Przecież on nigdy nie powiedziałby czegoś takiego w ten sposób" Było mu wstyd, że ruszyły go krzyki obcych. Że dał się ponieść. Zwykle udawało mu się przełknąć złośliwość ludzi.
- Masz.- Podał Yonedzie chusteczki, a sam zaczął wycierać się ręcznikiem. Nastąpiła długa cisza- Nie przejmuj się tym, każdego czasem ponoszą emocje, tak na prawdę nic się nie...
- Nie mów tak!- Japończyk usiadł tyłem do niego.- Znów się na kimś wyżyłem! W dodatku na jedynej osobie, której na mnie w jakiś sposób zależy.- Chwila milczenia przeciągała się.
- Droga dokądkolwiek nigdy nie jest prosta. Czasem trzeba skręcić, żeby pojechać dalej.- James przypomniał sobie słowa swojej nieżyjącej już matki.
- Przepraszam. - Sata oddychał głęboko. Odwrócił się do niego dopiero, kiedy był pewny, że z jego twarzy zniknęły ślady wstydu i poczucia winy.
- Chodź musimy dziś pójść spać wcześniej.- Szli korytarzem w stronę kwater nocnych. Yoneda unikał jego wzroku.- Jak dolecimy też będziesz to robił? Nie zachowuj się jak dziecko. Ja też jestem już dorosły. Nie przejmuj się, jak znowu odlecisz, to wbiję cię w podłogę.
- Chciałbyś.- Jankes zaśmiał się
- Hahaha...! Widzisz już wracasz! Bardzo dobrze.- James przyciągnął go do siebie, zmierzwił włosy i poklepał przyjaźnie po ramieniu ciągle się szczerząc. Sata patrzył na śmiejącego się przed nim, pobitego, wariata i sam, aż nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Głupek.
CZYTASZ
Gdzie oczy poniosą
RomanceJames Sally najemnik japońskiej armii. Sata Yoneda, świeży rekrut w krajowych siłach specjalnych. Obaj podróżują na ogromnym, wysłanym przez ONZ, statku kosmicznym, kilka lat świetlnych od niszczejącej ziemi. Wojsko na pokładzie to zbieranina mnóstw...