Wczoraj nie miał czasu o tym myśleć ale zachowanie Jamesa bardzo go zaszokowało. Chciał dowiedzieć się, co jest powodem jego traumy. Miał jednak świadomość, że sam sporo ukrywa przed swoim przyjacielem. " Chyba mogę go tak nazywać. Prawda?" Najgorsza ze wszystkiego była niepewność, która blokowała wiele z jego zachowań. James jednak zachowywał się normalnie, nie zmieniło się nic w jego sposobie mówienia lub traktowania Saty. On też był zaciekawiony wydarzeniami, które spotkały Yonedę ale postanowił zachować pytania na później. " A jeśli kolejna okazja nie nadejdzie? Może powinienem wytłumaczyć mu chociaż, co się stało wczoraj. Był bardzo miły o nic później nie pytając." Była dopiero szósta rano a proces hibernacji zaplanowano na dwunastą. Na pewno zdąży mu opowiedzieć, jeśli go teraz obudzi.
Podszedł do jego łóżka i usiadł na brzegu. Reszta ich załogi spała w najlepsze. W sali odbijało się echo pochrapywania czternastu osób. Sata leżał na boku. W czasie snu skopał z siebie całą kołdrę i kulił się z zimna na krawędzi posłania. W dodatku, jak zauważył James, Yoneda ślinił się kiedy spał. Potrząsnął jego ramieniem.
- Czego?- Wymamrotał przez sen Sata.
- Wstawaj.
- Nie chcę. Spadaj!- Przekręcił się na drugą stronę. Żeby James mógł widzieć jego twarz, musiał oprzeć się na drugiej ręce.
- Chcę porozmawiać.- Sata spojrzał na niego z obrażoną miną ale zaraz odpuścił.
- Złaź ze mnie i daj mi się ubrać!- Krzyknął. Uderzył jankesa poduszką, a kiedy sam leciał do tyłu uderzył głową o metalową ramę pryczy. - Ała!
- Cicho tam! - powiedział Japończyk z łóżka obok. Sata wziął do ręki ubrania.
- Zamknij się i śpij gł...!- James ścisnął mu gardło przedramieniem, przy okazji zasłaniając usta drugą ręką.
- Już wychodzimy.- Powiedział szeptem i wyszedł z Satą nie pozwalając mu się odezwać. Poszli na mostek widokowy, który o tej porze był pusty. Siedzieli na ławce znów patrząc na odległe galaktyki. - Mówiłem ci o moim strachu przed hibernacją, że już nigdy się nie obudzę i tak dalej dla tego chciałem ci wyjaśnić moje wczorajsze zachowanie. Ta trauma o której mówiłem...- Zamilkł. "Oczywiście trudno mu o tym mówić" Sata złapał go za ramię.
- Nie zmuszaj się. Czy będę wiedział czy nie, nic się między nami nie stanie.- Pocieszał go.
- Ale dla mnie to ważne. Jesteś chyba jedyną osobą, której jestem w stanie podać powody. Nie chcesz wiedzieć?
-Oczywiście, że chcę.- Zapadła cisza.- Jak zwykle masz rację. Musisz to z siebie wydusić.- Uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Razem z mamą i tatą mieszkaliśmy w Nowym yorku. Ojciec wyprowadził się jak miałem jakieś sześć lat. Prawie go nie pamiętam.- uśmiechnął się smutno. -Po rozwodzie on przejął firmę, którą prowadzili z mamą. Chciała po prostu, żeby zostawił nas w spokoju. Miała dosyć darmozjada, który nie doceniał jej wkładu we wszystko co robili razem. Musiała ciężko pracować, żeby wiązać nasz koniec z końcem. Kiedy miałem dwanaście lat dostała propozycję pracy w firmie inwestycyjnej ale stanowisko dostała w rosyjskiej filii i musielibyśmy wyjechać. Ostatnie pół roku przed jej wyjazdem mieszkaliśmy z wujkiem żeby mogła zaoszczędzić pieniądze na start w Moskwie. " Kiedy już wszystko przygotuję i kiedy ty skończysz szkołę podstawową, zabiorę cię do siebie i będziemy mogli dalej żyć razem, jak do tej pory." Moja mama była nie tylko cięta w języku ale też troskliwa i liczyła się ze mną.- Sata domyślił się że teraz będzie ta cięższa część. Ścisnął bardziej jego ramię.- Zostałem z wujkiem. Zawsze uważałem go bardziej za dziwaka niż złego człowieka. Pierwszy miesiąc przetrwaliśmy całkiem spokojnie. Później, miał chyba problemy w pracy, podłamał się psychicznie... - James wziął głęboki oddech.-...i wyszło na jaw że jest pedofilem. - James miał ręce oparte na kolanach, jego dłonie trzęsły się, a knykcie zbielały gdy je zaciskał. Jego głos się nie łamał. Mówił o tym nadzwyczaj opanowanie. Jego ton był smutno wesoły, co wydało się Sacie przerażające. Objął przyjaciela ramieniem i potrząsnął, żeby go podnieść na duchu. Jankes pokręcił głową i mówił dalej. - Nie trwało to długo, tylko kilka miesięcy. Prawda jest taka, że nic złego sobie nie zrobiłem tylko przez słowa mamy. Myślałem w tedy " Obwiniałaby się za to". Najgorsze po wszystkim były siniaki, niekiedy też blizny. Musiałem je ukrywać. Czasem z bólu nie mogłem się ruszać i opuszczałem zajęcia. Nauczyciele zaczynali się martwić. Nie mogli się dowiedzieć, bo powiedzieliby mamie, a ona rzuciłaby dla mnie wszystko i zmarnowała cały poświęcony czas. Dzwoniłem do wuja przed powrotem do domu. Nauczyłem się rozróżniać kiedy mogę wrócić do jego mieszkania, a kiedy bezpieczniej będzie zostać do późna w szkole. Kilka razy udało mi się zwyczaje wrócić przed nim i schować w środku żebym nie musiał spać na klatce. Szafa byłą moją ostatnią kryjówką, którą znalazł. tamtego wieczoru dorobiłem się też ostatniej blizny.- Odgarnął krótkie włosy i pokazał szytą szramę długości trzech centymetrów.- Kiedy po wszystkim chciał mnie wykopać z pokoju odepchnął mnie i uderzyłem o framugę. zobaczyłem, że na ręce zostawił mi siniaka w postaci odbitych palców. Siedząc koło drzwi zastanawiałem się czy zwykła koszulka to zakryje.- James zaśmiał się. Sata pękł.
- Już nic nie mów, rozumiesz!- Wykrzyknął ze łzami w oczach.- Żeby coś takiego...- Oparł głowę o ramię Jamesa.- Jak ty możesz po tym wszystkim tak się uśmiechać...- Yoneda cały czas go obejmował.
- To dla tego, że mi przerwałeś. To był ostatni raz. Kiedy dwa dni później wróciłem, bo spałem u kolegi, mama stała przed drzwiami do mieszkania w towarzystwie dwóch policjantów. Wujek był pijany. Musiał powiedzieć jej sam, o wszystkim co mi robił, bo cały czas mnie przepraszała i płakała. Pamiętam co jej powiedziałem " Nie przejmuj się, pamiętałem że wrócisz. Możemy już stąd pojechać, mamo?" Dopiero po tych słowach zacząłem płakać. Po ekspresowym wsadzeniu wuja za kratki na dożywocie, sprzedaliśmy jego mieszkanie i wyjechaliśmy do Moskwy. Mama bardzo długo martwiła się o mój stan psychiczny. Prowadzała mnie na terapię i często ze mną szczerze rozmawiała. Dzięki tym wszystkim wizytom nie tylko byłem pewny, że już nie mam się czego bać ale też paru innych rzeczy. Na przykład tego, że nikt nie jest zły od urodzenia i, że każdy zasługuje by, dać mu chociaż jedną szansę, bo przecież każdy człowiek jest jak oddzielna galaktyka. Dlatego jestem w stanie z tym żyć, chociaż wstrętu dotyku nie jestem w stanie przełamać. Zwłaszcza z zaskoczenia. Uwierz lub nie ale po tym wszystkim chciałem raczej szukać przyjaciół a nie dziewczyny. W wojsku nie było na to czasu, a teraz większość kobiet jest zbyt śmiała i nie lubi marnować czasu na gadanie. Jedna całkiem miła, zwiała kiedy dowiedziała się o mojej przeszłości. Bała się, że będzie musiała nieść ten bagaż razem ze mną. A mi wystarczyło, że się do mnie uśmiechała. Była piękną, troskliwą dziewczyną. Z pochodzenia Ukrainką.- James wyraźnie odleciał, a Sata poczuł ukłucie. " Zazdrość. Niemożliwe!"- Yoneda puścił go z objęcia i potrząsnął głową. - Co jest?
- Nic. Tak na prawdę to się jej nie dziwię. A gdybym był na twoim miejscu, też nie byłbym spokojny. Prawdopodobnie każdą dziewczynę podejrzewałbym o bycie ze mną z litości lub ciekawości.
- Myślę że facet też mógłby się przestraszyć. W końcu kobiety to nie całe zło tego świata.
- Skoro tak uważasz.- Sata rozłożył się na ławce. Ciemność zaczęła jaśnieć. Gdzieś daleko wschodziło słońce.
- A ty nie?- James był zdziwiony. Brał Yonedę za nieprzyjaciela mężczyzn i wielbiciela kobiet ale chyba wyszło na to, że wszystkich po kolei uznawał za wrogów.
- Nie miałem okazji spotkać kobiety, tak po prostu miłej.- Ziewnął.
- Po prostu źle trafiłeś. Nie przejmuj się. Na świecie jest dużo dobrych osób, ludzie po prostu łatwiej zauważają złe rzeczy.- Amerykanin też się odprężył i założył ręce za głowę. Widok za szybą przyprawiał go o szybsze bicie serca.
- Terapię prowadzisz ?
- Zajęcia indywidualne.
- Nie masz uprawnień. Pozwę cię do sądu.
- Skończyłem studia i szkolenia. Fakturę wyślę e-mailem.
- Hmm. - "Zaczął się odgryzać" Sata uśmiechnął się.
- Co? To mnie ciekawi.
- Nic. Chodźmy już, bo zabraknie żarcia. Następny posiłek za cztery i pół roku chcę zjeść ile będę w stanie.- Sata ruszył się pierwszy i poszedł do drzwi. James chciał jeszcze nacieszyć oczy ale po chwili też ruszył się z miejsca.
- Nie macie się czego bać. Waszym ciałom nic nie grozi. W Drugiej części statku już budzą się żołnierze, którzy będą czuwać. Pozostaniemy w stanie hibernacji dokładnie 55 miesięcy. Do zobaczenia podczas lądowania.- Wszyscy wykonali, wyrażający szacunek, lekki ukłon. Pani pułkownik była bardzo poważna. James czuł, że mimo wszystko w czasie walki, wspaniale dowodziłaby oddziałem. Teraz odezwał się sztuczny, kobiecy głos.
- Proszę położyć się w wyznaczonym miejscu, w wyznaczonej pozycji i oczekiwać zamknięcia kapsuły.- James spojrzał na Satę, który miejsce miał kilka kapsuł dalej. Chłopak dla dodania otuchy pokazał mu kciuki w górę, pożegnał się ruchem dłoni i bezgłośnie powiedział "Do zobaczenia." "Głupek" odpowiedział tak samo bez głośnie Amerykanin, pożegnał się w podobny sposób i ułożył w kapsule. Yoneda czuł się dumny, jak ojciec posyłający dziecko do szkoły. Sata ułożył się na swoim miejscu. Dziwna galaretka na której leżał, była nie miła w dotyku ale idealnie dopasowywała się do indywidualnej postawy człowieka, dzięki czemu nabawienie się odrętwień i odleżyn spowodowanych długim okresem hibernacji, było wykluczone. Wszystkie kapsuły zamknęły się jednocześnie. Do każdej został wpuszczony specjalny gaz. Ani Sata, ani James nie słuchali na tyle uważnie wykładów, aby wiedzieć jakie dokładnie procesy zachodziły ale obaj poczuli senność. Po kilku minutach wszystkie kapsuły były już jak milczące kamienie, które do życia miały powrócić za cztery lata, sześć miesięcy, trzydzieści dni, dwadzieścia trzy godziny, pięćdziesiąt sześć minut i czterdzieści siedem sekund.
CZYTASZ
Gdzie oczy poniosą
RomanceJames Sally najemnik japońskiej armii. Sata Yoneda, świeży rekrut w krajowych siłach specjalnych. Obaj podróżują na ogromnym, wysłanym przez ONZ, statku kosmicznym, kilka lat świetlnych od niszczejącej ziemi. Wojsko na pokładzie to zbieranina mnóstw...