-Dzisiaj ja stawiam kolejkę! - Tłum wiwatował i ruszył w stronę baru, z którego powrót do kwater odbywał się na czworakach, przy ścianie, na plecach kolegi lub dopiero na następny dzień, oczywiście w weekendy. James spojrzał na układającego się na swojej pryczy Yonedę.- No chodź. Ja stawiam.- ponaglił go.
-Nie będę siedział z tą przygłupią bandą.- Otworzył gazetę zasłaniając przed nim całą twarz.
- To twoi rodacy.
- Nie przyjaciele.- Sata nawet nie drgnął.
-Więc napij się ze mną.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi- Czy to źle, że odczuwał satysfakcję kiedy tak się z nim droczył?
- Nie możesz tak gnić sam w pokoju kiedy reszta się bawi. Jak będziesz tak dalej robił to nikt cię rannego nie uratuje z pod ostrzału...
- Przeżyję bez ich łaski, nie tak łatwo mnie zabić jak ci się wydaje.- Nadal zawzięcie czytał gazetę. Jamesowi zaczęła pulsować żyłka na skroni, o której nie miał pojęcia.
- Jak chcesz- odwróciwszy się przystanął w drzwiach i wyszedł.
- ... poszliśmy potem dalej. Yoneda pomógł mi wczołgać się na platformę, a sam poleciał między barykadami w waszą grupę.- James był porządnie podpity, kiedy jego towarzysze broni chcieli poznać historię ich niesamowitej wygranej w wyzwaniu kaprala. Był jeszcze na tyle trzeźwy by pominąć, historię z paskiem, którą ledwo żywi Japończycy mogli opacznie zrozumieć.- Nie wiem, co on wam w tedy powiedział ale rzuciliście się na niego jak psy na mięso. Odsłoniliście się i łatwo było was trafić. Sam Yoneda w tym całym chaosie z nie władną prawą ręką, trafił czterech. Serio robi wrażenie.- Wypił kolejny kieliszek czystej. Najlepiej z Rosji pamiętał smak wódki. Połowa towarzystwa już leżała na kanapach, druga jeszcze trzymała się przy stołach. Wypił jeszcze strzemiennego z najwytrwalszymi żołnierzami. Droga z powrotem prowadziła blisko ściany, nie po podłodze. Drzwi były zamknięte, zaczął szukać klucza, którym nie mógł trafić w zamek.
Yomeda usłyszał coś przy drzwiach i zerwał się z posłania. Podszedł ostrożnie do wejścia. Powoli przekręcił zamek i uchylił drzwi. Przez szparę dostrzegł siedzącą, z opuszczoną głową, postać mężczyzny. Blond włosy, które musieli ściąć na początku szkolenia, trochę mu odrosły i nie chciały się układać. James pochrapywał cicho. Sata otworzył drzwi na oścież i oparłszy się o ich framugę przyglądał mu się.
-Wstawaj, nie możesz tu spać.- w odpowiedzi usłyszał tylko mamrotanie.
- Nie śpię, myślę.- Nie ruszył się.
- To nie zajęcie dla każdego.-zażartował ale tamten ani drgnął. Kucnął naprzeciw niego.
-Chodź, położysz się spać.
-Nie chce mi się spać- Odpowiedział szybko.
- Wstawaj- James podniósł głowę i oparł ją o ścianę. Patrzył na niego pół przytomnym wzrokiem. Japończyk wreszcie dopatrzył się koloru jego oczu. Zielony, żywa zieleń. Podał mu dłoń. Po krótkim namyśle Amerykanin wstał i oparł się o ścianę zaczął iść sam do drzwi. W progu stracił równowagę ale Sata go podtrzymał.
- Ja bym cię uratował, jesteś porządny gość i dobrze strzelasz przydałbyś się na wojnie.- Wymamrotał nie wyraźnie. "Czy on pod tymi drzwiami myślał właśnie o tym?" Jego słowa nawiązywały do ich poprzedniej rozmowy.
- Ale młotek z ciebie. Ty ratowałbyś nawet najgorszych skurwieli, zabójców i gwałcicieli.- Ukrócił jego wywody Yoneda.
-Pedofila bym dobił- powiedział James bardzo poważnie, nawet groźnie, ze spuszczonym w ziemię wzrokiem. Sata nie chciał męczyć pijanego. Pomógł mu dostać się na posłanie. Nie minęło długo kiedy Amerykanin zasnął. Japończyk chciał zrobić to samo. Ale niepotrzebne myśli znów kłębiły się w jego głowie. Miał nadzieję, że w czasie hibernacji będzie śnił o niczym.
Niedługo mieli uśpić wszystkich z tego turnusu i wybudzić dopiero przed lądowaniem na P4M3, za jakieś cztery i pół roku. Było to praktyczniejsze niż trzymanie wszystkich piętnaście turnusów w normalnym stanie. Szkolenie jednego turnusu trwało 4 miesiąc był to jeden batalion, około 600-700 żołnierzy. Przygotowania do całej wyprawy zajęły około 5 lat. Zbieranie zapasów, ludzi, broni najwyższej klasy. Grupa naukowców już 7 lat temu dotarła na obszar P4M3 i wysłali w tym czasie ogromną ilość informacji, pozwalających lepiej dostosować się do życia w nowym miejscu. Ostatni tydzień był ostatnim momentem oczyszczenie umysłu i pozbycia się negatywnych emocji. Wszechobecny strach przed wieczną hibernacją lub śmiercią w czasie snu był wręcz namacalny. Najmłodsi, najsłabiej wyszkoleni rekruci, byli najbardziej narażeni na zaburzenia psychiczne.
James wyszedł na mostek widokowy. Ogrom świata, liczba gwiazd. Przygnębiająca myśl, że wszystko może się skończyć zanim w ogóle się zaczęło. było mu szkoda mimo, że tyle już się wydarzyło. Ktoś nowy wszedł przez przesuwane drzwi. Kilka osób kręciło się przy stolikach na lewo, dwie siedziały na ławkach po prawo. Sata stanął obok niego. Nie odezwał się. Cisza była przytłaczająca.
-Boisz się?- Zapytał łamiącym się głosem
- Nie.- Yoneda odpowiedział powoli.
- Czemu?
- Nie mam nic do stracenia.
- A dusza?- Wiedział, że w takich sytuacjach pytania o rodzinę są bez sensu.
- To ostatnie co mnie tu trzyma, a ja akurat chciałbym uciec. - westchnął
- Przed czym?
- Przed niczym.- Uciął jego serię pytań nie chcąc odpowiadać. - A ty?
- Boję się. Sporo przeszedłem ale to nie znaczy, że nie chciałbym zobaczyć więcej.- Sata pokiwał głową na jego odpowiedź. Przyglądali się kolorowym galaktykom oddalonym od nich o tysiące kilometrów.
- Ciężko wyobrazić sobie, że jesteśmy właśnie w środku czegoś takiego.- Jego oczy łagodnie studiowały pustą przestrzeń.- Wierzysz, że gdzieś w tym wszystkim, znajdzie się ktoś dla ciebie?
- Bratnia dusza?
-Tak.- cofając się usiadł na ławce James został w miejscu.
- Kiedy zdasz sobie sprawę z wielkości świata, z liczebności ludzi na ziemi, trudno ci uwierzyć w coś takiego. Trudno wyobrazić sobie, że z pośród ośmiu miliardów ludzi to właśnie ta osoba, że z pośród stu czterdziestu dziewięciu milionów kilometrów kwadratowych to jest miejsce, w którym powinieneś być.
- Długo nad tym główkowałeś?
-Ze trzy lata.- dosiadł się do Saty- Od śmierci Mamy.
- Jaka była?
- Świetna kobieta.- James zaśmiał się - Polubiłaby cię. Też nie dawała sobą pomiatać. Pamiętam kiedy zrobiła w szkole awanturę o to, że dziewczyny ze starszej klasy mnie pobiły. - znów się zaśmiał- To nie była ich wina. Chłopcy z mojej klasy stwierdzili, że zaglądanie przez dziurkę od klucza, do szatni, to dobry pomysł. Akurat przechodziłem obok, kiedy dziewczyny otworzyły drzwi...- Pierwszy raz mówił o czymś z takim przejęciem, na co Yoneda patrzył z nie małym zaskoczeniem.- ... Oni zdążyli uciec, a ja dostałem łomot od drużyny siatkarskiej. W ten sposób zostałem bohaterem.
- Nikogo nie wydałeś.- Szczere zainteresowanie Japończyka zachęciło Amerykanina do opowiadania.
- Co ty. Jedna żeby podbić mi oko, usiadła na mnie okrakiem.- błysnął białymi zębami. "Zabawny śmiech." Pomyślał Sata i sam się uśmiechnął.- Mama wszystkich po kolei skrzyczała, nawet nauczycielowi się oberwało. Musiałem go potem przepraszać ale do końca szkoły nie wezwał mnie więcej do siebie na dywanik.- Milczał przez chwilę.- A ty? Jakieś ciekawe przygody?
- Ciekawe? Raczej nie.- Nie chciał psuć atmosfery.
- Dawaj, założę się, że mnie nie przebijesz.- Ciekawiło go dzieciństwo Japończyka. przełknął ślinę i odetchnął. " To nie będzie przyjemne wspomnienie." James spoważniał, czekał, patrząc w okno.
-Na początku gimnazjum byłem w klubie pływackim i mój tata pierwszy raz przyjechał na zawody. Pewnie ktoś ci już powiedział o moim pochodzeniu i tak dalej...- w odpowiedzi tylko kiwnął głową- ...No i ...Kiedy wychodziliśmy, jakiś samotny wariat z konkurencji rzucił się na ojca. Oczywiście miał obstawę, zamachowiec został zlapany i nic mu się nie stało ale jeden z jego ludzi oberwał w brzuch. Nie udało się go uratować.- James z powagą śledził ruchy Japończyka, który bawił się dłońmi.- Kiedy odwróciłem głowę, ojciec mi ją przytrzymał żebym patrzył i powiedział " On zginął za mnie, a następni zginą za ciebie, kiedy zajmiesz moje miejsce. W tedy nie będziesz mógł pokazać swojego żalu. Ci na szczycie nie mogą sobie pozwolić na okazywanie emocji." - milczał przez chwilę zamyślony. Nagle wyrwał się z letargu. - Jak ci się podobała moja przygoda? Nie uciekaj mam tego więcej- uraczył jankesa sztucznym śmiechem.
- Przykro mi.- Powiedział James i położył mu dłoń na ramieniu.
CZYTASZ
Gdzie oczy poniosą
عاطفيةJames Sally najemnik japońskiej armii. Sata Yoneda, świeży rekrut w krajowych siłach specjalnych. Obaj podróżują na ogromnym, wysłanym przez ONZ, statku kosmicznym, kilka lat świetlnych od niszczejącej ziemi. Wojsko na pokładzie to zbieranina mnóstw...