Ilość słów: 2150
Do końca tygodnia Harry'emu udało się ignorować Louisa, poza jednym przypadkiem, kiedy wczoraj wpadli na siebie w sklepie. Drugi mężczyzna także się nie pokazywał i brunet poczuł, że wreszcie może znowu swobodnie odetchnąć. Liam pomógł mu dostarczyć zamówione drewno na farmę i ani razu nie spotkali Louisa.
Było tak do środy, kiedy Harry wreszcie skończył naprawianie części płotu, które bardzo tego potrzebowały. Tego dnia spotkał Louisa. Brunet usłyszał dzwonek do drzwi, kiedy zastanawiał się, czy robić herbatę. Zazwyczaj nikt nie odwiedzał go w środy, więc przez jakieś dwie sekundy Harry był zdziwiony, ale potem go zobaczył.
Znowu miał na sobie pełny garnitur, a jego uśmiech był oślepiająco piękny. Brunet skarcił się za takie myślenie i oparł o framugę z pytająco uniesionymi brwiami. Louis zlustrował go wzrokiem i Harry prawie poczuł się zawstydzony z powodu błota na nogawkach i niezbyt czystej białej koszulki, ale przecież nie obchodziło go, co szatyn o nim myśli.
- Chciałem tylko porozmawiać. Mogę wejść? - zapytał w końcu Louis.
Harry zastanowił się. Pomijając książeczkę czekową, wypasione garnitury i kłamstwa, Louis nie wydawał się złą osobą. Z jakiegoś powodu Niall i Liam go lubili i nie zrobił nic poza zaoferowaniem Harry'emu kupy szmalu. Jedna herbatka nic by nie zaszkodziła, postanowił, zostawiając drzwi otwarte i kierując się do środka.
- Zostaw książeczkę czekową w samochodzie, a buty przy drzwiach - powiedział przez ramię, wchodząc do kuchni. Louis bez słowa podążył za nim, bez butów i ostrożnie usiadł przy małym stole w kuchni. Harry westchnął.
- Lepiej zaoferuję coś do picia. Babcia urwałaby mi głowę, gdyby się dowiedziała, jaki byłem nieuprzejmy. Kawa, herbata?
- Woda wystarczy. Przed przyjazdem zdążyłem wypić herbatę z Danem.
Harry pokiwał głową. Wspomniał Daniela Deakina, nalewając im obu. Może poczekać do obiadu. Dołączył do szatyna przy stole, parskając, kiedy ten wypił zawartość szklanki jednym, potężnym haustem.
- Więc po co przyszedłeś tym razem? Chcesz mnie jeszcze przesłuchać o granicach posiadłości? - to miało być małym żartem, ale Harry zauważył, że Louis lekko wzdrygnął się na to przypomnienie.
- Chodzi mi wyłącznie o rozmowę - odpowiedział szatyn.
- Rozmowę - powtórzył Harry, patrząc na Louis ze znudzeniem.
- Posłuchaj, Harry - Louis westchnął, pocierając kark dłonią, jakby nagle zrobił się nerwowy. - Myślę, że źle zaczęliśmy. Mogłem nie być z tobą do końca szczery podczas naszego pierwszego spotkania.
- Nie byłeś szczery wobec Nialla i Liama - zaznaczył brunet.
- Nie, z tobą nie byłem szczery - poprawił dosadnie Louis, a oczy Harry'ego rozszerzyły się. - Nie jestem zainteresowany kupnem twojej farmy z powodu ziemi, która potencjalnie mogłaby być dobra pod produkcję, czy cokolwiek innego. Nigdy nie chodziło o spółkę, fabrykę, ani nic takiego.
- Zatem dlaczego chodziłeś za mną, jak jakiś psychol? - słowa wypłynęły z ust Harry'ego, zanim mógł się powstrzymać. Zabrzmiały o wiele wredniej niż miał w zamyśle. Zauważył zmartwienie na twarzy szatyna.
- Bo na początku nie wiedziałem, ile ta farma może dla ciebie znaczyć. Nie wiedziałem, że to rodzinne gospodarstwo, Harry. Na początku myślałem, że jesteś tylko upartym dupkiem, ale potem Niall wspomniał coś, że mieszkali tu twoi dziadkowie i poczułem się taki głupi. Harry. Słuchasz? - Louis pochylił się w stronę bruneta, jakby to miało sprawić, że ten poczuje się lepiej, jeśli zbliży się i będzie mówił cicho.
CZYTASZ
Ocean Eyes PL (Larry)
Fanfiction"Chcę kupić twoją ziemię." "Wyjdź z mojego domu." "Nie nazwałbym tego domem..." "A ja nie nazwałbym ciebie szanowanym biznesmanem, jak przedstawiłeś się na początku." "Dobrze. Tak czy inaczej, pokonam pana, panie Styles. Proszę tylko poczekać." Lub...