Część 4

1.5K 150 50
                                    

Ilość słów: 4250

- Dalej, Harry! – jęczał Niall. – Alice pewnie już śpi. Poza tym jest u Deakinów, więc się nie dowie.

- Jest piątek, H, wyjdź z nami! Minęło tak długo, od kiedy ostatni raz sobie wyszliśmy. Proszę – namawiał Liam.

Oboje próbowali przekonać Harry'ego do wyjścia do pubu przez cały tydzień i brunet musiał przyznać, że im bardziej błagali, tym szybciej się przekonywał. Wiedział, że trochę minęło od kiedy spędził z nimi taką męską noc, z dala od farmy czy ich mieszkań. Wiedział też, że będzie fajnie. Napije się, potańczy i może nawet zabawi w basenie z chłopakami.

Ale babcia była w miasteczku. Zatrzymała się gdzieś indziej, ale Harry i tak czuł się nieco niezręcznie. Powinien z nią spędzać czas, nie? Nie wychodzić gdzieś i upijać się z kolegami. Jednak spędził z nią cały ranek i popołudnie, a potem Alice uparła się, że wróci, by pomóc Deakinom w przygotowywaniu obiadu.

- Musisz, Harry. Nie masz wyboru. Liam i ja wywleczemy stąd twój wrzeszczący tyłek, nieważne, czy masz na sobie te łachmany, czy strój do pubu – Niall ostatni raz spojrzał na bruneta znacząco i wyszedł wraz z Liamem z jego sypialni, zostawiając go samego.

- To nie są łachmany! – odkrzyknął Harry, ale zmienił zdanie, kiedy na siebie spojrzał. Miał na sobie ubłocone jeansy i coś, co niegdyś było białą koszulką, ale teraz było zżółknięte i marnie zwisało z jego ramion, a na nogach stare, poobdzierane buty, które od roku planował zmienić.

- Masz pół godziny, żeby się przygotować! – zawołał Liam.

Brunet westchnął.

Wiedział, że nie ma wyboru i czuł podekscytowanie krążące w żyłach. Za długo minęło od ostatniego wyjścia i mimo że pub w mieście był mały i znał w nim każdego stałego klienta, i tak postanowił ubrać się jak milion dolarów. Albo przynajmniej najlepiej jak mógł, nie wyciągając garnituru, który miał na sobie podczas ślubu mamy.

Prysznic nie zajął mu długo, ale wiedział, że dużo czasu spędzi na wybieraniu koszuli. Wtedy Niall krzyknął:

- Pięć minut, Haz!

- Cholera – wymamrotał, chwytając za pierwszą koszulę, jaka wpadła mu w ręce. Była czarna i przewiewna, zwykł ciągle ją nosić na uniwersytecie. Uśmiechnął się. Materiał był miękki i lejący i to właśnie sprawiło, że ją kupił. Była jedną z jego ulubionych. Z łatwością zestawił ją ze swoimi najciaśniejszymi, czarnymi rurkami i ulubionymi botkami Chelsea.

Wyglądał gorąco i mimo że obiektywnie rzecz biorąc, nie miało to żadnego celu – nie miał zamiaru nikogo wyrywać, jedynymi osobami w miasteczku w jego wieku byli Liam i Niall – ale czuł się dobrze. Obejrzał się w lustrze. Loki perfekcyjnie opadały mu na ramiona, a koszula była zapięta tylko na trzy guziki, więc większość tatuażu motyla i torsu była widoczna. Także jego nogi wyglądały obłędnie w tych spodniach i butach. Wyglądanie tak dobrze, nawet dla samego siebie, nawet jeśli tylko szedł na kilka drinków z najlepszymi kumplami, sprawiało, że czuł się dobrze.

- Harry! – wrzasnął Niall w drzwiach, powodując, że brunet odwrócił się gwałtownie i potknął o własne stopy, niemal upadając na twarz. Niall wybuchnął śmiechem i między chichotami zdołał wydusić: - Ale z ciebie niezdarny jelonek! Chodź już.

- Idę, idę – wymamrotał Harry, próbując powstrzymać uśmiech. Szybko psiknął się dezodorantem i swoim najlepszym perfumem, po czym poszedł za blondynem.

Liam oderwał wzrok od telefonu i uśmiechnął się do nich.

- Szczeniaki są zamknięte?

- Tak – odrzekł Harry, idąc za kolegami na zewnątrz, gasząc światła i zamykając za sobą drzwi. – Miałem zamiar zanieść je i Sally dzisiaj tutaj, na przytulanie, ale zasnęły wszystkie na sobie. Nie miałem serca ich budzić, więc zamknąłem je z Minnie i Mickiem.

Ocean Eyes PL (Larry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz