3. Podnieś swój pełen nadziei głos (3/4)

222 20 7
                                    

Steve był w lekkim szoku przez to, jak łatwo przyszło mu podjąć decyzję o odejściu po rozmowie z Natashą. Nie czuł z jej powodu poczucia winy, co również go zaskoczyło. Był pewien, że wyrzuty sumienia nie pozwolą mu ostatecznie rozpocząć kolejnego rozdziału w życiu, ale ponownie się pomylił.

Jego umysł malował całą tę sytuację na bardziej tragiczną i problematyczną niż naprawdę była.

Sam również nie był zaskoczony, gdy Steve i Natasha w końcu znaleźli go w jednym z pokoi. Wyglądał wręcz na rozbawionego tym, że podjęcie tej decyzji zajęło mu tyle czasu.

Steve pokręcił wtedy głową, patrząc na dwójkę swoich przyjaciół z czułością.

W którymś momencie stał się dla nich bardzo przewidywalny, zwłaszcza gdy chodziło o Bucky'ego i tym razem mu to nie przeszkadzało.

Okazało się również, że Sam i Natasha knuli plany na tę właśnie okazję już od dłuższego czasu, przez co Steve miał bardzo niewiele do załatwienia.

Nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, który wpłynął na jego usta, złapał ich oboje w mocnym uścisku i słysząc ich czysty śmiech, poczuł, jakby kolejny ciężar spadł z jego ramion.

Nagłe zebranie reszty drużyny przeszło pomyślnie, choć z mieszanymi uczuciami, czego Steve się spodziewał, mimo jego zapewnienia, że w żadnym wypadku nie żegnają się na zawsze. Wanda miała łzy w oczach, ale przytuliła go mocno i życzyła mu powodzenia.

Po zakończeniu zabrania, czwórka z ich oryginalnej szóstki, pozostała w tyle. Opinię Natashy już znał, a ona sama siedziała na jednym z krzeseł i uśmiechała się wyrozumiale.

Clint nie tracił czasu na zbędne komentarze, bo on, lepiej niż ktokolwiek, rozumiał pragnienie bycia ze swoją rodziną. Uścisnął mu dłoń, a następnie objął go, żartując o dwóch skamielinach wyruszających w świat. Steve przewrócił z uśmiechem oczami, bo oczywiście Clint i Natasha dzielili niemal to samo poczucie humoru.

Bruce uścisnął jego dłoń i szczerze życzył mu powodzenia oraz nalegał, by Steve uważał i na siebie i na Bucky'ego, bo na świecie wciąż pozostawali ci, którzy chcieli wyrządzić im krzywdę.

A Tony...

Tony był najcięższy do przekonania i Steve nie był pewien czy w pełni mu się to udało. Wiedział, że starszy mężczyzna nie do końca potrafił zrozumieć jego oddanie do Bucky'ego, kogoś, kto w jego oczach, był przyczyną śmierci swoich rodziców. I choć rozumiał, że Bucky nie miał wtedy żadnego wyboru, nie potrafił mu jeszcze do końca wybaczyć.

Steve wiedział, że zajmie to jeszcze sporo czasu, ale miał nadzieję, że kiedyś Tony będzie w stanie wybaczyć i jemu jego decyzje o nagłym odejściu.

Pozostawała jeszcze jedna osoba z ich drużyny, która zniknęła gdzieś zaraz po zebraniu i nie pojawiła się ponownie. Bruce wytłumaczył mu łagodnie, że Thor zniknął, ponieważ nie był pewien czy jest w odpowiednim stanie umysłu na takie pożegnanie.

Steve poczuł ukłucie zmartwienia i poczucia winy. Przyjaźń Thora cenił bardziej, niż był w stanie określić słowami. Odchodząc, musiał sprawić, że Thor odczuł to jako kolejną stratę, a stracił już tak niewyobrażalnie dużo.

Steve wiedział, że musi go znaleźć i naprostować tę sytuację. Więc tak też zrobił.

Boga Burzy odnalazł na dachu, wpatrującego się w niebo, które nadal pokrywały ciemne chmury, tak samo, jak od ostatnich dwóch dni. Steve westchnął lekko, podchodząc do swojego przyjaciela.

- Nawet nie przyszło mi na myśl, żeby połączyć tę pogodę z twoim nastrojem - zaczął przepraszającym tonem.

Thor uśmiechnął się lekko, choć jeszcze na niego nie spojrzał.

- Kontrolowanie tego, jaki mam nastrój nie należy do twoich obowiązków, czy się mylę? - zapytał lekko żartobliwym tonem.

Steve prychnął, ale pokiwał w zgodzie głową.

- Po prostu czuję, że powinienem był zauważyć.

- Nie winie cię za to, że nie zauważyłeś. Działy się o wiele ważniejsze rzeczy.

Na chwilę zapanowała między nimi cisza, którą Steve wykorzystał by przyjrzeć się swojemu towarzyszowi bliżej i poczuł ogarniający go smutek.

Thor nigdy nie wyglądał na tak niesamowicie zmęczonego i pokonanego, mimo zwycięstwa, jak w tej chwili.

- Thor...

Gromowładny w końcu na niego spojrzał i posłał mu łagodny uśmiech.

- Wybacz mi, nie chciałem wzbudzać w tobie poczucia winy. Twoja decyzja jest odważna i słuszna i wspieram ją całkowicie - zaczął, kładąc dłoń na jego ramieniu. - Gdzieś w swoim żalu zapomniałem jak cieszyć się razem z tobą i za to przepraszam.

Steve patrzył na niego z podziwem.

Nie był w stanie pojąć wewnętrznej siły Thora i jego dobroci w obliczu wszystkich horrorów i tragedii, jakie przeszedł. A mimo to uśmiechał się szczerze i zapewniał Steve'a o swoim wsparciu, choć jego serce i całe jego istnienie musiało krzyczeć w agonii, po tym, co stracił.

Steve nie miał zamiaru pozwolić mu przepraszać, bo zwyczajnie nie miał za co.

Bez ostrzeżenia zamknął niewielki dystans między nimi i objął Thora tak mocno, jak tylko potrafił. Wiedział, że go zaskoczył, bo Thor zachwiał się lekko, nim odwzajemnił uścisk.

- Nie masz mnie za co przepraszać, rozumiesz? Może i odchodzę z drużyny, ale nie znikam na zawsze - powiedział z determinacją. - I zawsze, zawsze, możesz na mnie liczyć, gdy będziesz potrzebował czegokolwiek, będę tam by ci pomóc, jasne?

Czuł, jak Thor pokiwał w zgodzie głową. Odsunął się od niego na tyle, by móc spojrzeć mu w oczy, nadal trzymając go za ramiona.

- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że taka obietnica działa w dwie strony? - zapytał po chwili Thor.

Steve zaśmiał się lekko i pokręcił głową.

- Tak, zaczynam to rozumieć - zgodził się z uśmiechem.

Thor poklepał go po ramieniu i wrócił na swoje poprzednie miejsce przy brzegu dachu.

- Powinieneś już iść, nie chcesz, chyba aby twój luby czekał w nieskończoność - powiedział z rozbawionym uśmiechem, żartobliwie mu dokuczając.

Steve uśmiechnął się, czując lekki rumieniec wpływający na jego policzki mimo jego woli.

- Bardzo zabawne - powiedział, żartobliwie grożąc mu palcem.

Thor zaśmiał się po raz pierwszy od kilku dni i wygonił go z dachu gestem ręki.

Steve skierował swoje kroki do wnętrza budynku, czując się o wiele lżej i pewniej.

Był gotów stawić czoła nowej, wciąż niepewnej ścieżce w swoim życiu, u boku Bucky'ego. Mając wsparcie swoich przyjaciół, wiedział, że będzie w stanie zrobić dokładnie to, co chciał.

Być przy kimś, kogo kochał i w końcu zaznać odrobiny spokoju.

Let Me Take Back My LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz