Zawody i dzieci z Bullerbyn.

927 54 14
                                    

Trzasnęłam drzwiami szafki, poprawiając swój strój kąpielowy. Stres zżerał mnie doszczętnie. Wokół mnie było dużo dziewczyn, niekoniecznie z naszej szkoły. Spojrzałam na zegar - zawody zaczynały się za pół godziny. Przestępowałam z nogi na nogę i zmartwiona popijałam coca colę z puszki - kiedy ostatnio tak mi na czymś zależało? Chyba podczas gry w monopoly z Lili.

Ale teraz nie chodzi o wojnę. Chodzi o zawody pływackie.

Rzuciłam czerwone opakowanie do kosza, po czym założyłam czepek i okulary pływackie - ruszyłam na główną salę z zbiornikiem wodnym. Rozglądnęłam się i po chwili dostrzegłam moją zielonooką przyjaciółkę. Podeszłam do niej szybko i objęłam ją sztywno.
- Zluzuj majty, młoda! Masz być w pełni sił na zawody - zaśmiała się podekscytowana. Ledwo stała w miejscu, podskakiwała jak nadpobudliwe kangurzątko.
- Martyniuki! Jesteście dysponowane? - podbiegł do nas Australijczyk, który również odznaczał się niepokojącą nadaktywnością.
- Tak! Rozciągamy się! Skopiemy tyłki tym świszczypałom! - zakomendowała Węgierka.
Nie dasz rady.
Ja? Nie dam?
A może jednak?
"Zawodnicy, proszę przyszykować się do startu. Zaczynamy za pięć minut" - wydobył się z głośników monotonny głos jurora.
Elizabeta ustawiła się na podium do skoku. Wyglądała ślicznie, jak rusałka. Przypatrzyłam się jej i nagle mój strach ustąpił kawałek miejsca determinacji. Nie może mi się nie udać! Muszę walczyć!
- START! - wrzasnął sędzia.
Trybuny szalały, a szatynka płynęła tak szybko, że wydawało się, że to jakaś smuga, jakaś ryba pędzi ile sił w umięśnionym ciele.
Wskoczyłam na podium i czekałam, aż Elizabeta da mi znak do wyskoku. Zbliżała się.
Pięć metrów.
Dwa metry.
Siedem centymetrów.
Skoczyłam.
Znowu ciemność, ale się nie poddawałam, płynęłam przed siebie tak szybko, jak tylko mogłam. Nie poświęciłam bólowi nawet odrobiny uwagi. To najlepsi pływacy, ale to ja płynę dla Elizy. Większość z nich już mnie wyprzedziła, ale nie dawałam za wygraną. Dopłynęłam do końca i już miałam dotknąć ściany, by dać znać zielonookiemu, by skoczył do wody, gdy nagle się okazało, że on nie miał zamiaru czekać. Zanurkował, i przygniótł moje ciało.
Walnęłam głową o brzeg basenu, czując, jak tlen i świadomość powoli ze mnie uchodzi. W mojej głowie zagościło jakieś głuche pulsowanie. Nie rozumiem...

Słońce mnie raziło, lecz mimo to otworzyłam oczy - wokół mnie panowała sterylna biel. Rozglądnęłam się gwałtownie po całej sali, ale od razu rozbolała mnie głowa. Znajdowałam się... Chyba w szpitalu? Sama nie wiem, na to wygląda.
Nagle drzwi otworzyły się, a do pokoju weszła Elizabeta. Miała zaczerwienione oczy i od czasu do czasu pociągała nosem. Usiadła przy moim łóżku, nawet nie patrząc mi w oczy.
- Przegraliśmy...
- Eliza, przepraszam, ja... - spanikowałam - ja powinnam więcej ćwiczyć, mogłam ci powiedzieć, że mam problem z pływaniem - po moich policzkach spłynęły licznie łzy. Znowu płakałam - zepsułam wszystko, przepraszam, przepraszam...!
Węgierka rzuciła mi się na szyję.
-(T.I), jurorzy widzieli, jak pływam i przepuścili mnie dalej, bo mam ogromne predyspozycje! Gdybyś nie zamieniła tego zawodnika, nie dostałabym tej szansy!
- Co... - zatkało mnie - ja... To dlaczego płaczesz, kretynko?!
Płakałam jeszcze bardziej przytulona do przyjaciółki. Ze stresu, z bezradności, ze szczęścia.
"(T.I), ty szczęśliwa suko" rozbrzmiało mi w głowie. Przecież ja tak nie klnę...
Po chwili drzwi znów się rozsunęły i do pokoju wszedł, czy raczej wbiegł, Feliks.
- Siostra, ty totalnie o siebie nie dbasz! Jak mogłaś pójść na takie zawody? I jakim cudem masz tak źle zawiązany bandaż na głowie? Skaranie boskie, no co ja z tobą mam, dziewczyno! - marudził, poprawiając mi opatrunek na czole. Po chwili wyjął z mojej teczki, która leżała koło łóżka, różowy marker i narysował mi na nim mordkę Akity.
- Może to nie Brzoskwinka, ale nie umiem rysować tych niemieckich tegesów. No trudno. Ale zjedz jakiś owoc, przyniosłem jabłka i paluszki. Szalona kobieto, nie tak cię wychowywałem...
Zachichotałam - mój brat jest najlepszy. Odebrałam jabłko z jego rąk, po czym podzieliłam je nożyczkami na części. Poczęstowałam nimi blondyna i Węgierkę.
- A, no i jeden chłopak - wyszeptała dziewczyna, gdy Feliks wyszedł - cały czas się w ciebie wpatrywał i prawie zemdlał, gdy zobaczył, jak cię wynoszą.
- Co? Jaki? - pochyliłam się. Pewnie Ivan.
- No, taki blondyn z ulizanymi włosami... Jak mu było? Ludwig? Chyba tak. No wiesz, ten Niemiec.

Obicie okazało się niegroźne, więc po dwóch dniach mogłam już iść do szkoły. Siedziałam w bibliotece z porysowanym opatrunkiem na czole i czytałam tom wierszy Krzysztofa Baczyńskiego. Chłop ma talent, cóż mam powiedzieć! Rozsiadłam się wygodniej w ciemnozielonym fotelu otoczonym z wszelkich stron regałami z książkami mniejszymi i większymi. Po całym pomieszczeniu rozprzestrzeniało się ciepłe światło imitujące kominek, co dawało przyjemny, swojski efekt. Po chwili usłyszałam, jak drzwi otwierają się - wychyliłam głowę, by zobaczyć przybysza i okazało się, że to młodszy Beilschmidt zaszczycił swą osobą bibliotekę. Na mój widok szybko odwrócił głowę, by nie patrzeć w moje oczy, jednak szedł w moją stronę.
- Cześć, (T.I).
- Cześć, Ludwig. Patrz pod nogi bo się wyw... - próbowałam ostrzec. Jednak blondyn potknął się o tom "dzieci z Bullerbyn". W miarę szybko zainterweniowałam i złapałam go. Nasze twarze dzieliły centymetry, więc... Odsunęłam się i rozsiadłam w fotelu.
- Co czytasz? - spróbował zacząć rozmowę.
- Kamila Baczyńskiego. A ty, co będziesz czytał? - pewnie "Mein Kampf" - rozbrzmiało mi w głowie. Głupie, głupie myśli!
- Myślę, że jakiś kryminał.
Zamknęłam książkę i spojrzałam na niego.
- widziałeś, jak pływałam, prawda?
Blondyn zawahał się przez chwilę, ale w końcu kiwnął głową.
- Gapa ze mnie, co nie? - zaśmiałam się - żeby zawalić coś takiego.
- To nie twoja wina, to ten chłopak na ciebie skoczył.
Zamyśliłam się, ale w końcu stwierdziłam, że Niemiec ma rację.
- Nie powinnaś obwiniać się o takie rzeczy - dodał, wpatrując się w swoje dłonie - pływasz całkiem nieźle, jak na ten cały wypadek...
- Skąd ty o nim wiesz? - przeraziłam się.
- Przecież twój brat mi o tym mówił. A ty mówiłaś, że wyprawy do kopalni są niebezpieczne.
Ja z nim kiedykolwiek rozmawiałam? Przecież Felek mi zabronił... On tylko mówił, że Ludwig jest naszym wrogiem i nie powinnam się z nim zadawać.
- Nawet wcześniej opowiadałaś mi o wypadkach górników w kopalniach, a dokładniej mówiłaś o tym na tym balu w 1902. Miałaś wtedy na sobie taką śliczną, skromną czarną suknię. I wianek z niezapominajek. To było po tym, jak razem byliśmy na polowaniu i jeleń zaczął żuć moje spodnie.
- Ja... Ja cię przecież nie znam.


Dzisiaj krócej. Nie wyszedł mi ten rozdział, przepraszam ;-;

Zastanawiam się nad napisaniem Axis Powers x Reader ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Niezapominajka - Hetalia x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz