Urodziny Errora

257 19 17
                                    

Przepraszam za nudny rozdział! Jest tu prawdopodobnie więcej przemyśleń Errora, niżeli jakichś akcji...
_____

Idę wzdłuż anty-pustki.

Wzdłuż? Raczej... po prostu, bo przestrzeń w tym miejscu jest nieograniczona. Znaczy, to ja nigdy nie natknąłem się na żadną ścianę.

Zaczyna mnie ciekawić, czy strefa Po-Za rzeczywiście jest nieskończona.

Nikt nie ma na to dowodu, dlatego aż wątpię w słuszność przekonania o wielkości tej przestrzeni.

Ale nie powinienem. Nikt też nigdy nie udowodnił, że anty-pustka jest zamkniętym pomieszczeniem. Jest wiele niewiadomych na temat anti-voidu.

Wzdycham i teleportuję się przed dom, gdzie zauważam Inka, który akurat zamyka drzwi. Po chwili spostrzega moją obecność, co sprawia, że dziwnie się denerwuje.

— O! Error... Myślałem, że poszedłeś na spacer — oznajmia równie nerwowym głosem, podchodząc do mnie.

— Tak było — odpowiadam. — I wróciłem. Coś nie tak?

— Nie, nie! Wszystko w porządku! — mówi.

Nie wykrywam kłamstwa w tej wypowiedzi, dlatego marszczę brwi i przechylam głowę, skupiając się na mimice twarzy szkieleta.

Jest naprawdę poddenerwowany. Moją obecnością? Na razie nie wiem, co mam myśleć.

Robię krok w jego stronę i śmiało obejmuję go w pasie. Nie protestuje, a wręcz przeciwnie – wtula się we mnie, oplatając mój kark.

— Gdzieś się wybierasz? — pytam, a on kiwa głową.

— Tak jakby — stwierdza, przez co spoglądam na niego pytająco. — Nieważne, niedługo będę z powrotem — dodaje, patrząc mi w oczy.

Odsunąwszy się ode mnie, sprzedaje mi krótkiego całusa, po czym tworzy plamę na podłodze i wskakuje do niej natychmiastowo. Naprawdę musi mu się spieszyć.

Wzruszam ramionami i wchodzę do domku. Spoglądam na kalendarz obok lustra, które powieszone jest na ścianie w kuchni. Czwarty kwietnia.

Irytuje mnie sam fakt tego, że dziś moje urodziny. To tak wytrąca mnie z równowagi, że aż kopię nóżkę od stołu. Jednak od razu żałuję tego posunięcia, bo zaczyna mnie boleć stopa. Głupi dzień, głupi stół. Głupie wszystko.

Idę do salonu, sięgam po pilota i włączam telewizor, aby zacząć oglądać coś nieciekawego. Nigdy nie ma żadnych interesujących programów, które z chęcią bym obejrzał. Przeciągam się i kładę swoje tłuste dupsko, którego nie mam, na kanapę. Ale gdybym miał tyłek, z pewnością byłby gruby od słodyczy, które zjadam. Śmieję się sam do siebie na tę myśl i zawieszam wzrok na suficie, słuchając głupot, które słychać w tle.

·  ·  ·

Dźwięk otwieranych drzwi wejściowych przykuwa moją uwagę. Do środka wchodzi Ink, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Wstaję z kanapy i podchodzę do niego. Wydaje się być taki... szczęśliwy. Ciekawi mnie to, dlatego pytam:

— Gdzie byłeś, że jesteś taki cały w skowronkach?

Spogląda na mnie i śmieje się cicho... nerwowo. Coś zrobiłem nie tak, że tak się przy mnie zachowuje?

— Nieważne — odpowiada lekceważącym tonem, przedłużając samogłoski.

Czuję się... dziwnie. Jakbym właśnie został olany, zignorowany. Chłopak cmoka mnie szybko w policzek, po czym wymija mnie i idzie w stronę swojego pokoju.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 17, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

W Twoim blasku | Error x Ink [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz