Kawa sprzedawana na stacjach benzynowych zdecydowanie nie należy do moich ulubionych. Niechętnie pociągnęłam kolejny łyk mętnego, ciemnego napoju i zaczęłam szukać mojej przyjaciółki wzrokiem. Biegała między regałami wybierając dla nas jakieś śniadanie. Ostatecznie zdecydowała się na paczkę czekoladowych ciastek i zapakowane w plastikowe pudełka kanapki. Stacja sprawiała wrażenie opustoszałej, chociaż z drugiej strony, kto przesiaduje w takich miejscach ósmej rano? Destiny podała sprzedawcy odpowiednią sumę i posyłając mu niewyraźny uśmiech ruszyła w stronę zajmowanego przeze mnie stolika. Usiadła naprzeciwko mnie, ostrożnie wąchając swoją kawę. Sięgnęłam po ciastka, nie zwracając nawet uwagi na kanapki. Słodycze były moją słabością i najprawdopodobniej głównym powodem zaokrąglonej sylwetki. Dess z niesmakiem odsunęła od siebie papierowy kubek.
-Smakuje jak siki.- Skwitowała, odpakowując kanapkę.
Przytaknęłam, udając zainteresowanie plastikowym mieszadełkiem. Od prawie dwóch godzin okupujemy stację benzynową, znajdującą się na odludnych przedmieściach Los Angeles, wlewając w siebie hektolitry obrzydliwej kofeiny.
-Mam pomysł.- Szepnęła brunetka, wycierając ślady majonezu z kącików ust. Pomysły Destiny. To nie zapowiadało niczego dobrego.
-Dawaj.- Skinęłam głową, zachęcając dziewczynę do dalszego mówienia. Cóż, kto nie ryzykuje ten nie zyskuje.
-Zagrajmy w 12 pytań. Mogę zadać Ci dowolne pytanie, na które musisz szczerze odpowiedzieć. Jeśli to zrobisz, będziesz mogła zadać pytanie mi.- Klasnęła w dłonie i zwinęła papierową serwetkę w małą kulkę.
-Śmiało.
-Kto krzyczał wczoraj w hotelu?- W jej oczach rozbłysły iskierki, ciekawość od zawsze cechowała Grey. Przełknęłam narastającą w gardle gulę. Po wczorajszym telefonie opuściłyśmy motel może w dziesięć minut. Destiny cały czas zasypywała mnie pytaniami, była śmiertelnie przerażona. Starałam się ją ignorować i wyprzeć z pamięci tamto wydarzenie. To tylko kolejna chora gierka, cholerna mistyfikacja.
-To był Luke.
Źrenice brunetki gwałtownie rozszerzyły się pod wpływem moich słów. Była zszokowana, zresztą nie tylko ona.
-To nie ma sensu. Dlaczego miałby nagrać swój krzyk i zadzwonić do motelu?
-Teraz przypadkiem nie jest moja kolej na zadawanie pytań?- Uniosłam brwi, sięgając po kolejne ciastko.
-Jebać grę…Claire, co jest grane?!
Westchnęłam, niespokojnie rozglądając się po pomieszczeniu. Nie był tutaj nikogo, prócz kasjera, który obleśnie lustrował dekolt Destiny. Powoli wstałam od stolika, elegancko poprawiając czerwone krzesło. Moja mama zawsze powtarzała, że dobre maniery to podstawa. Bezceremonialnie wyjęłam z tylnej kieszeni jeansów pistolet i odbezpieczając broń ruszyłam w stronę zdezorientowanego chłopaka. Nie wiem czy wspominałam, ale nigdy nie słuchałam mamy.
-Skarbie wyglądasz na ostrą, ale…
-Stul pysk!- Warknęłam, zaciskając palce na jego błękitnym t-shircie. Miał do niego przypiętą plastikową plakietkę z imieniem- Kyle. –Słuchaj Kyle…Nigdy nas nie widziałeś, jasne?- Przyłożyłam lufę do skroni chłopaka i spojrzałam w jego intensywnie brązowe oczy.
-Bo co?- Nie wyglądał na specjalnie przejętego odbezpieczonym pistoletem przystawionym do jego głowy. Raczej całkiem dobrze się bawił.
-Och, najwyraźniej się nie zrozumieliśmy… Zacznijmy od początku, Kyle. Byłeś kiedyś postrzelony?- Uśmiechnęłam się, zbierając na najbardziej bezbronną minkę możliwą w moim przypadku. Faceci są w gruncie rzeczy prości w obsłudze.
CZYTASZ
Scream// l.hemmings (ZAWIESZONE)
Fanfiction'Twój krzyk jak melodia drażniąca moje uszy, jak kołysanka dla wzgardzonej duszy...' Co wydarzy się, kiedy Claire- dziewiętnastoletnia dziewczyna pochodząca z ekscentrycznego Brooklyn'u, znana nowojorskim władzom jako Iris, niebezpieczna morderczyni...