>>Rozdział 1

388 12 2
                                    

„Ból.

Krzyk- mój własny, a jakby zupełnie obcy.

I czyjeś dłonie na moich barkach. Nieznajome dłonie.

-Cholera dziewczyno nie możesz być martwa!- Usłyszałam czyjś głos, dochodzący do mnie jakby z oddali, z nieznanego miejsca, które powinnam opuścić. –Będziesz żyła, słyszysz?- Ten ktoś odezwał się po raz drugi. A może tylko mi się wydawało?”

Gwałtownie łapiąc powietrze usiadłam na łóżku i starałam się opanować drżenie całego ciała. To był tylko sen, kolejny. Odgarnęłam z czoła spocone włosy i odrzucając kołdrę na bok ostrożnie musnęłam stopami chłodną posadzkę. Minęły trzy tygodnie od porwania Amy- mojej młodszej siostry. Nie mam żadnych informacji na jej temat. Nie wiem czy żyje, a nawet, jeśli, to ile czasu zostało mi na spełnienie warunków porywacza, których jak dotąd nie postawił?

I wiem, że tego nie zrobi. Będzie próbował wyprowadzić mnie z równowagi, doprowadzić do rozchwiania psychicznego. Urządzi z mojego życia jedno z tych paranoitycznych reality show, w których jakaś śliczna blondynka zostaje sama w mrocznej kamienicy, aż w końcu poddaje się, dając satysfakcję przeciwnikom. Tylko, że życie nie jest wyreżyserowanym spektaklem, który możemy zatrzymać, gdy wymyka się spod kontroli. A ten człowiek nie pozwoli sobie na najmniejsze potknięcie, jest skrupulatny i kieruje się zasadą „po trupach do celu”.  Przez okrągłe dwa lata byłam pewna, że już nigdy nie wróci, a ja i Amy spróbujemy normalnego życia. Jednak ja już na zawsze będę figurowała na czarnej liście stwórcy tego świata. Zadajesz sobie pytanie-co takiego zrobiła? Analizujesz wiele możliwości.

Handel narkotykami? Pudło.

Kradzieże? Znowu pudło.

Napady? Po części.

I w tym momencie zostaje Ci tylko jedna opcja…

Tak, trafiłeś.

Jednak tamtego wieczoru wszystko się zmieniło. Wrócił. Namierzyli nas, nie jestem nawet w stanie zrozumieć jak. Zacierałam wszystkie ślady, zmieniłyśmy nazwisko. Kurwa, wszystko powinno być okay. Ale, czy w tym przypadku jeszcze kiedykolwiek mogło być okay? Wątpiłam w to z każdym dniem.

Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę komody i wyciągnęłam z niej czarną bluzę z kapturem, po czym niedbałym ruchem zarzuciłam ja na ramiona. Posłałam przelotne spojrzenie mojemu lustrzanemu odbiciu- zmęczona dziewczyna z długimi blond włosami i ciemnymi pręgami odznaczającymi się pod oczami. Usta miała suche, popękane i poznaczone czerwonymi, bolesnymi rankami. Nie wyglądała dobrze, ale też zbytnio się tym nie przejmowała. Zacisnęłam dłoń na klamce i wolnym krokiem opuściłam sypialnie, kierując się jednocześnie w stronę kuchni. Zaczęłam ten dzień jak zwykle, od papierosa i kubka czarnej kawy.  Tak właśnie zachowuję się od dwudziestu jeden dni, poprawka dwudziestu dwóch. Siedzę i czekam. Czekam aż się pojawi. Chcę przyłożyć temu skurwielowi pistolet do czoła i patrzeć jak błaga o życie. Chcę, żeby się bał, chcę zobaczyć to w jego oczach. W ciszy usiadłam na parapecie, który od zawsze stanowił moje ulubione miejsce w domu. Lubiłam obserwować zabieganych nowojorczyków, w pośpiechu żegnających się ze swoimi „drugimi połówkami” i rozpoczynających kolejny, nudny dzień w korporacji. Chciałabym, chociaż przez chwilę poczuć się tak jak oni- to musi być niesamowite uczucie, kiedy po ciężkim dniu pracy wracasz do niedużego, przytulnego mieszkanka, gdzie wita cię uśmiechnięty chłopak niezdarnie próbujący przygotować kolację. Może i wydawało się to nieco głupie, ale dla mnie było definicją zwyczajnego szczęścia. Jeśli popełnisz błąd, a życie postanowi zmusić Cię do samotnej walki o przetrwanie, co Ci pozostaje? Przeniosłam wzrok na kłębek pary unoszący się nad obtłuczonym kubkiem w Teletubisie. Kiedy byłam mała dostałam go od mamy, później każdego wieczoru przyrządzała w nim kakao. Niechętnie zwlokłam się z parapetu i skierowałam się w stronę łazienki, zostawiając gdzieś po drodze kiczowaty kubek- moją jedyną pamiątkę z dzieciństwa. Łazienka urządzona była w nowoczesnym stylu, połączenie biało- szarych marmurowych płyt i czarnych kafelków zawsze wydawało mi się stylowe. Dzisiaj prezentowało się chłodno i nieprzyjemnie. Rzuciłam dresowe spodnie na wiklinowy kosz z rzeczami do prania i to samo zrobiłam z czarnym, rozciągniętym t-shirtem Nirvany. To idiotyczne, że jeszcze nie spaliłam tej okropnej koszulki. Może po prostu nie potrafię? Powoli przekręciłam kurek, pozwalając ciepłym strumieniom opleść moje ciało. Stałam w bezruchu, a woda z głuchym dudnieniem spływała po moich ramionach. Sięgnęłam po jakiś ogórkowy szampon o dość podejrzanej konsystencji i nałożyłam odrobinę na suche, zniszczone włosy. Jeszcze raz opłukałam ciało i owijając się czarnym ręcznikiem opuściłam pomieszczenie. Właściwie zamierzałam po prostu wrócić do łóżka i szczelnie nakrywając się kołdrą spróbować odgrodzić od rzeczywistości, ale coś nakazało mi wziąć się w garść i upodobnić do człowieka. Skręciłam, więc w stronę sypialnii przeszukując wieszaki pełne czarnych jeansów i bluzek w tym samym kolorze, znalazłam fioletową bluzkę z jakimś oklepanym motywatorem i ciemnoniebieskie jeansy. Wyciągnęłam też parę czarnych, wysokich szpilek, których nie nosiłam chyba od kilku miesięcy. Niepewnie spojrzałam w lustro i z zadowoleniem posłałam mojemu odbiciu uśmiech. Wyglądałam zwyczajnie- jak dziewczyna, która zaraz wychodzi na uczelnię albo spotkanie ze znajomymi. Miła odmiana. Upięłam włosy w wysokiego kucyka i usiadłam na skraju łóżka, zakładając nogę na nogę. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w zdjęcie moje i Amy, aż w końcu zajęłam się układaniem książek kolorami. Kiedy dotarło do mnie jak bezsensowną czynność właśnie wykonuję po prostu usiadłam na podłodze wpatrując się w wypolerowane noski szpilek. Co w końcu miałabym robić? Nie mam żadnego cholernego planu, nie mam najmniejszej informacji, która pomogłaby mi dotrzeć do Amy. Teoretycznie wiem dużo, ale nic z tego nie wynika. Kurwa, zwariuję…

Scream// l.hemmings (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz