>>Rozdział 4

244 15 2
                                    

Jeżeli pracę serca można byłoby mierzyć w kilometrach, moje pokonało już trasę odpowiadającą maratonowi. Niemal na bezdechu wpatrywałam się w ciemnobrązowe tęczówki badające moją twarz milimetr po milimetrze. Czułam krew pulsującą w moich żyłach, rosnącą z każdą sekundą wściekłość, która jednocześnie mieszała się z niekontrolowanym zaskoczeniem. Wyszarpnęłam nadgarstek z uścisku ciemnowłosego i zrobiłam kilka kroków w tył. Przede mną stał Calum Hood, ubrany dokładnie tak jak zapamiętałam- w czarne rurki i podarty, znoszony t-shirt. Na jego nadgarstku znajdowało się kilka kolorowych bransoletek z logami nieznanych mi zespołów.

-Nie powinienem teraz wygłosić czegoś w stylu...- Odchrząknął, odgarniając kilka czarnych pasemek z czoła. – „Tak o to przyszedłem, żeby Cię zabić"?

Uniosłam lekko brwi, przyglądając się chłopakowi z niedowierzaniem. Odpowiedział mi tym jakże charakterystycznym dla niego pewnym siebie spojrzeniem. Możliwe, że działało ono na przelewające się niegdyś przez łóżka Caluma, tak zwane „łatwe" dziewczyny.

-Krwawa Iris we własnej osobie.- Szepnął, ponownie wykrzywiając usta w tak dobrze mi znanym irytującym uśmieszku.

-Nie chcesz mnie sprowokować, Hood.- Przerzuciłam mokre od potu włosy przez ramię i głęboko oddychająco ruszyłam w stronę chłopaka. Zacisnęłam dłonie w pięści na tyle mocno, że opuszki moich palców zbielały. Złapał mnie za przedramię, zostawiając bolesne, czerwone pręgi na skórze. Syknęłam z bólu i wykonując obrót kopnęłam bruneta w brzuch na tyle mocno, że zataczając się upadł na ziemię. Omiotłam wzrokiem pomieszczenie i zlokalizowałam mój scyzoryk, gdzieś w okolicach drzwi wejściowych. Zacisnęłam dłoń na narzędziu i powróciłam do siadającego już Caluma. Otrzymał kolejny, paraliżujący cios w okolice żeber i bezsilnie opadł na posadzkę. Leżał na wznak, po jego szyi spływała strużka krwi. Powoli zdjęłam ze stóp niewygodne, czarne szpilki i rzucając je w kąt, usiadłam okrakiem na jego torsie. Uniósł nieco głowę, jakby przygotowany na dalszą część tego małego przedstawienia. Mogę się nawet założyć, że przyłapałam jego wzrok na błądzeniu gdzieś w okolicach mojego dekoltu.

-To wygląda cholernie seksownie, Claire.- Powiedział, zaciskając dłonie na mojej talii.

-Człowieku, właśnie Cię zmasakrowałam, a Ty...- Przeniosłam dłonie na jego szyję i ku zaskoczeniu bruneta stanowczo je zacisnęłam. –Zadam Ci jedno jedyne pytanie, Hood. Jeżeli odpowiesz prawidłowo, masz niewielką, ale jakże pocieszającą szansę dożycia do jutra.

-Kusząca propozycja, śmiało słonko.- Mimo krwawych śladów na twarzy i kilku bolesnych kopniaków, Calum cały czas wyglądał świetnie, co zapewne było jednym z powodów jego wysokiej samooceny.

-Kto Cię przysłał?

-Święty Mikołaj, kurwa.- Rzucił, powstrzymując śmiech. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę z niedorzeczności mojego pytania i uśmiechnęłam się, wycierając kciukiem krew z policzka chłopaka.

-Calum?

-Hmmm?

-Przytul mnie.- Szepnęłam, najciszej jak tylko potrafiłam. Chwilę później tkwiliśmy w dramatycznie wyglądającym uścisku, spoceni i zakrwawieni. Czułam bicie jego serca, dotyk dużych dłoni na plecach. Wróciło to, czego brakowało mi przez te wszystkie miesiące. Byliśmy tylko my. Ja i Calum. Calum i ja. Najbardziej popieprzeni przyjaciele, wyłamujący się z wszelkich kanonów przyjaźni. Znający się tak dobrze, że było to aż przerażające, a jednocześnie tak różni od siebie nawzajem.

-Przysłał Cię?- Spytałam. Mój głos był stłumiony przez materiał jego koszulki, w który tak kurczowo się wtuliłam.

-Nie, skarbie.

Scream// l.hemmings (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz