1

1.6K 127 29
                                    

Para. Tylko to unosiło się w całym mieście. Para...


Otworzyłam gwałtownie oczy nie wiedząc co się właściwie ze mną stało. Nie mogłam się podnieść, ponieważ nie miałam na to sił, dopiero pierwszy ruch ręką uświadomił mnie że miałam na swoich rękach kajdany. Patrzyłam na sufit który nie był tym samym, na który patrzyłam zawsze rano. Był to zwykły ceglany, oświetlany przez świece, sufit. Niczego nie czułam, nawet głodu, nic, kompletnie nic. Dopiero po chwili zalała mnie fala wspomnieć między innymi o Levi'u. Chciałam go zobaczyć i przytulić, zrobiło mi się trochę przykro.

Usłyszałam twarde, nerwowe i szybkie kroki. Ktoś podszedł do celi... Właśnie, celi? Dlaczego byłam w celi?

Ktoś ją otworzył i wszedł do środka, czyżby nikt mnie nie strzegł? Tajemnicza osoba podeszła do mojego łóżka ze świecą. Dopiero teraz zobaczyłam te dobrze mi znane czarne włosy, bladą twarz i niesamowite kobaltowe oczy.

- Rose... - czyżby nie zauważył, że się obudziłam?

- L... Levi... - wydukałam zmęczona, moje usta były niczym Sahara. Mężczyzna na mnie spojrzał oczami pełnymi radości i ulgi. Tak, nie zorientował się, że byłam przytomna.

- Obudziłaś się! - usiadł obok mnie bardzo z tego zadowolony. Zapytałam ile tak leżę. - Trzy dni, niby nie dużo ale po tym co zrobiłaś...

- Co zrobiłam? - przerwałam mu chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Nie pamiętam niczego, prócz tego że chyba zginęłam... To dlaczego żyje?

- Gdy cię zobaczyłem, miałaś czerwone włosy i złote oczy... Zemdlałaś i upadłaś na ziemię. Po jakiejś godzinie obudziłaś się w moich ramionach, przecież byłaś wszystkiego świadoma, nawet ze mną, Hanji i Erwinem omawiałaś strategie odbicia muru Rose. Później udało nam się go odbić przy użyciu twojej mocy, jednak po tym straciłaś przytomność i spałaś aż do teraz - skończył mówić po czym wyjął kluczyki. - Naprawdę tego nie pamiętasz?

- Nic a nic... - powiedziałam smutno. Levi zaczął zdejmować mi kajdany. - A właśnie... Dlaczego mam kajdany?

- Przepraszam cię za to... Erwin tak zarządził, starałem się go przekonać, że nie ma potrzeby, ale on i tak stwierdził że musimy zachować ostrożność - rozpiął mi pierwszy kajdan. - Nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć...

- W to, że mam jakąś moc? - przytaknął mi. - Sama w to nie wierzę... Zresztą, niczego nie pamiętam, więc jedyne w co mogę uwierzyć to w to co mówisz.

- Erwin chcę cię wykorzystać... - powiedział twardym tonem. - Stwierdził, że twoja moc uratuje ludzkość, jednak najpierw musimy się dowiedzieć, skąd ją posiadasz.

- Tutaj uważa że jestem niebezpieczna, ale tu znowuż chcę żebym uratowała ludzkość... - podniosłam się słaba do siadu. - Głupie to...

- Rose... Myślisz że ja zawsze się z nim zgadzam? Odkąd cię tutaj wsadził nie odzywam się do niego ani słowem i ignoruje każdy rozkaz jaki mi da - powiedział wyjmując mój nadgarstek z drugiego kajdanu. - Wiem, że to zachowanie niczym małego bachora, ale co zrobić?

- Eh... - westchnęłam. - A co jak o tym wszystkim dowie się żandarmeria? - zapytałam spoglądając mu prosto w oczy. Chyba nie mógł się już powstrzymać, przytulił mnie, co od razu odwzajemniłam.

- Już wie... - powiedział a ja zaczęłam się trochę bać. Przytulił mnie żeby zaraz powiedzieć coś strasznego czy dlatego że tęsknił? - Ale o dziwo przyjęli to całkiem normalnie i obiecali pomóc w tej operacji odbicia świata.

- Poważnie? Czyli że będą chcieli zgarnąć sławę dla siebie, idioci... Nawet nie wiedzą czy dam radę a już chcą pomagać... To samo tyczy się Zwiadowców... Nawet nie wiecie czy uda mi się nad tym zapanować a już macie takie wielkie plany na misję odbicia świata, czy wy przypadkiem nie wierzycie we mnie aż za bardzo? Ja wiele rozumiem, ale nie to, przecież nawet niczego nie pamiętam - zrobiło mi się trochę smutno, czułam że leży na mnie wielka odpowiedzialność, ale jej nie chciałam, wolałam być zwykłym żołnierzem niż jakąś pieprzoną bronią lub co gorsza nadzieją. Nie, coś takiego mnie ani trochę nie cieszyło.

- Rose... Skarbie, ja w ciebie wierzę, wierzę że ci się uda, może nie od razu ale się uda - zaczął gładzić mi plecy. - Najpierw będziemy ćwiczyć, przecież nie można zrobić wszystkiego na raz.

- Wiem... Ale mimo wszystko... Boje się że ta odpowiedzialność mnie za bardzo przyciśnie i nie będę w stanie podołać temu wszystkiemu... - wtuliłam się bardziej w niego. Chciałam aby nasze życie było normalne, alby każdy mógł żyć bez obawy, że pożrą nas tytani lub że mogą przebić się przez mur. Niestety, taka jest czarna rzeczywistość i trzeba się z nią pogodzić, nie ważne, jak bardzo byśmy tego nie chcieli.

- Wiesz co? - odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. - Jak rozwiąże się problem z tytanami, to chciałbym z tobą wsiąść ślub i założyć normalną rodzinę - na te słowa mocno się zaczerwieniłam. Odwróciłam wzrok, na co zareagował delikatnym uśmiechem.

- Nie tylko ty chcesz... - powiedziałam znów spoglądając mu w oczy.

- A więc musimy zrobić wszystko, aby nasze marzenia się spełniły... - ujął dłonią mój policzek. - A do tego czasu, musimy dołożyć wszelkich starań by przeżyć.

- Spokojnie, będziemy żyć razem - uśmiechnęłam się lekko. - Wygramy te wojnę i będziemy szczęśliwą rodziną!

- Przez ciebie jeszcze bardziej nie mogę się tego doczekać... - zbliżył swoją twarz bliżej. - Ty zła... - złączył nasze usta w namiętnym i równocześnie delikatnym pocałunku, który bardzo mi się podobał. Oboje nie czuliśmy długo ust tej drugiej, ważnej nam osoby. Gdy przerwaliśmy pocałunek z powodu braku powietrza, obdarzył mnie uśmiechem.

- Dawno się nie całowaliśmy - stwierdziłam stykając nasze czoła.

- Nie prawda, ja cię całowałem gdy byłaś nieprzytomna - po tym wyznaniu zalałam się czerwienią. Położyłam się tracąc wiarę w ludzi.




I jak się podoba pierwszy rozdział? Wiem że przerwa była strasznie długa ale na reszcie sie pojawiła drugą część. Ostrzegam że rozdziały będą rzadko.

Shingeki no Kyojin - Czas Wojny [część 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz