3

483 32 5
                                    

Następny dzień zaczął się dla mnie całkiem dobrze. Podniosłam się do siadu tylko po to, żeby zobaczyć wgniecenie na prześcieradle, gdzie POWINIEN leżeć Levi. Nie zdziwiło mnie to, w końcu on wstawał o dwie godziny wcześniej ode mnie. Zeszłam z łóżka przy okazji doprowadzając je do ładu, aby Levi nie miał pretensji, że pozostawiłam po sobie istny syf. Podeszłam do oka żeby je otworzyć i wpuścić do pokoju trochę świeżego powietrza. Otworzyłam je a za nim rozprzestrzeniał się obraz jak z piekła. 

Cały otaczający zamek ląd płonął żywym ogniem. Zapaliły się drewniane zdobienia okna, przez co ogień dostał się do pomieszczenia. Meble tam będące zaczęły się palić. Dłużej nie czekając wybiegłam z pokoju gdzie poszczególne pomieszczenia stawały w płomieniach. Biegłam przed siebie mijając to kolejne martwe lub palące się ciała żołnierzy. Byli też tacy, których coś przygniotło.

Byłam przerażona. Nie rozumiałam, jak to mogło się stać i dlaczego kompletnie nic nie było słychać, przecież gdy się coś pali, słychać specyficzny trzask desek czy innych palących się rzeczy... Czy w tym wypadku... Ludzi...

Płomienne języki odgradzały drogę ucieczki z zamku. Musiałam biec do Erwina. Nie mam pojęcia dlaczego tak postąpiłam, ale biegłam przed siebie aż do gabinetu blondyna. Drzwi nie chciały się otworzyć. Nie ważne jak bardzo za nie szarpałam, nic to nie dawało. Jednym moim rozwiązaniem było wyważenie drzwi. Mały rozbieg i potraktowanie ich butem przyniosło oczekiwany skutek. Drzwi się otworzyły, ale widocznie o coś się opierały. Popchnęłam je przesuwając ową rzecz, którą okazało się być masywne biurko blondyna. Tutaj jedynie płomienie nie dotarły, co bardzo mnie zdziwiło. Pokój wydawał się być jakby nienaruszony, prócz przestawionych mebli.  Weszłam w głąb pokoju.

Wszystkie meble będące w pomieszczeniu wyglądały nagle jakby przeszło przez nie tornado. Przecież przed wejściem było dobrze, co tutaj się działo? Dlaczego nas zaatakowano w taki sposób?

Na podłodze, pod oknem leżała czyjaś ręka oraz pełno krwi, która powoli sączyła się z parapetu okna. Podbiegłam tam ale ogień nagle wpadł otwartym oknem zapalając będące tam meble. Wybiegłam z tego gabinetu. Postanowiłam ratować jak najwięcej ludzi, o ile to było w ogóle możliwe.

- Levi... - powiedziałam do siebie cicho przypominając sobie o nim. Przeraziłam się. Miałam własne biec w stronę jego gabinetu. Już nawet ruszyłam krok w tamtym kierunku. Jednak w pewnym momencie... Zapomniałam. - Zaraz... Gdzie ja idę?... Do kogo ja miałam iść?...

Gdy tak stałem w jednym miejscu usłyszałam krzyk jednego ze Zwiadowców. Od razu rzuciłam się pędem w tamtą stronę, aby zdążyć go uratować. Co do kwatery Zwiadowczej, to coraz bardziej zjadały ją płomienie. Nie chciałam tu dłużej być, ale musiałam. Nie mogłam tak zostawić tych, którzy jeszcze mogą żyć.

Dobiegłam do jednego z pomieszczeń. Mężczyzna był przygnieciony przez jedną z części sufitu. Musiałam szybko reagować, ponieważ następna część mogła w każdej chwili się całkiem zawalić, odbierając życie nam obu.

Szybko podbiegłam do mężczyzny wyciągając go spod gruzu. O dziwo nie miał złamanych nóg. Gdy wychodziliśmy z pomieszczenia, postanowiłam spojrzeć jeszcze raz na jego wnętrze.

Przeżyłam szok. W pomieszczeniu nie było już ognia, a tym bardziej zawalonego sufitu. Niczego nie rozumiałam. Dlaczego to wszystko było takie dziwne? Kiedy spojrzałam na mężczyznę... Jego już nie było... 

Moje serce przyspieszyło, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, dokąd iść i czego spodziewać się za zakrętem. Wybiegłam po raz kolejny na korytarz, dookoła nie było ognia, wszystko wyglądało jak dawniej. 

Dochodziło do mnie, że to może być sen, jednak koszmary w końcu przestają trwać, a ten? Nie miał zamiaru się skończyć i zostawić mnie w spokoju. Moim następnym celem był gabinet Kapitana,  przypomniałam sobie nagle, przypomniałam sobie... Chciałam go ratować, chociaż zobaczyć, czy żyje. Biegłam w odpowiednim kierunku, a korytarz wydawał się nie mieć końca. Zatrzymałam się i chwyciłam za włosy zamykając oczy.

- Już dłużej tego nie zniosę! -  krzyknęłam obracając się wokół własnej osi, dalej z zamkniętymi oczyma uderzyłam pięścią w ścianę, która okazała się być drewniana. 

Otworzyłam oczy, zobaczyłam tak znaną mi drewnianą tabliczkę... Z tak dobrze znanym mi napisem. Przez myśl przeszło mi imię ukochanego, chwyciłam za klamkę i bez zastanowienia wbiegłam do środka. Moim oczom ukazał się czarnowłosy, który siedział przy biurku. 

Poczułam radość, postawiłam krok do przodu, chciałam go przytulić, ale anomalie trzymały się mnie kurczowo. Grunt pod nogami zniknął, a ja sama wpadłam do niekończącej się białej dziury...





........................................................




No więc dawno nie było kontynuacji, ja bardzo proszę o zrozumienie:

1. Po tak długim czasie wiele faktów mogłam zapomnieć i mam nadzieję, że zmiana niektórych rzeczy nie będzie wam przeszkadzać 

2. Są rzeczy, które na potrzeby kontynuacji mogą się różnić od tego co było w poprzedniej części, nie wiem co dokładnie, ale takie detale jak np. Teraz napisze, że Levi na drzwiach miał drewnianą tabliczkę z napisem "kapitan", a tak naprawdę nigdy czegoś takiego nie było

3. Nie miejcie mi za złe tego, że kontynuacja może być dość krótka... 

4. Zmieniam długość rozdziałów, prawdopodobnie będą krótsze o połowę, za to powinno być więcej rozdziałów

Mam nadzieję, że zrozumiecie... Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby chociaż skończyć ten ff. 

Z góry przepraszam za błędy, to co było już napisane sprawdziłam na szybko, a to co dopisałam dziś starałam się napisać bez błędów. 

Shingeki no Kyojin - Czas Wojny [część 2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz