Rozdział 4

2.7K 160 8
                                    

Tym razem nie towarzyszył mi Steve, choć obiecał dołączyć do mnie, jeśli zdąży wrócić ze spotkania.

Szybko przeszłam korytarzem i zatrzymałam się, by wpisać kod do drzwi. Otworzyłam je i pierwsze na co zwróciłam uwagę to stała obecność pary uzbrojonych agentów przy celi. Nie sądziłam, by byli niezbędni. James z pewnością nie czuł się komfortowo, gdy ciągle go obserwowano...

- Możecie zostawić mnie z nim samą? - Spytałam uprzejmie jednego z mężczyzn.

- Mamy rozkaz pilnować więźnia. Nie jest pani upoważniona do wydawania nam rozkazów - odparł chłodno.

- Z pewnością - zgodziłam się. - Ale Kapitan Rogers oraz Tony Stark są. To z ich prośby tu jestem. Może pan do któregoś z nich zadzwonić. Na pewno zgodzą się wszystko wyjaśnić, o ile nie zajmują się czymś ważniejszym - odpowiedziałam takim samym tonem.

Mężczyźni spojrzeli po sobie wyraźnie zmieszani. Po chwili ruszyli do wyjścia.

- Wszystkiego się dowiemy. Będziemy tuż za drzwiami.

- Dziękuję bardzo - pożegnałam ich z wymuszonym uśmiechem.

Nie mogłam powstrzymać prychnięcia, gdy tylko usłyszałam dźwięk zamykanego wyjścia. Czy naprawdę nikt wcześniej nie zauważył jak takie zachowanie wpływa na Bucky'ego? Najwidoczniej niewiele osób liczyło się z nim i traktowało jak zwykłego człowieka...

- Dzień dobry James - przywitałam się, podchodząc do szyby.

Tak jak poprzednim razem nie otrzymałam odpowiedzi ani choćby spojrzenia. Mężczyzna znów siedział nieruchomo na łóżku. Przez chwilę przypatrywałam się jego postawie.

Westchnęłam, tracąc nadzieję na jakąkolwiek reakcję i usiadłam jak przy ostatniej wizycie w tym miejscu. Oparłam głowę o dzielące nas szkło.

- Nie przeszkadza mi cisza, ale liczę, że któregoś dnia usłyszę twój głos - przyznałam.

Zamierzałem spędzać u Bucky'ego jak najwięcej czasu. Nawet jeśli nie zamierzał się do mnie odzywać, to mogłam mu zapewnić chwilę bez ciągłej obserwacji przez jakiegoś agenta. Miałam nadzieję, że czuje się teraz swobodniej, choć tego nie okazywał.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Zobaczyłam wchodzącego Steve'a.

- Cześć - przywitał się, posyłając mi uśmiech.

Zauważyłam, że spochmurniał, gdy przeniósł wzrok na bruneta. James nadal tępo wpatrywał się w ścianę.

- Czy Bucky potrzebuje stałego nadzoru agentów? - Zapytałam.

- Taki był nakaz rządu. Tylko pod takim warunkiem zgodzili się go tu umieścić - odpowiedział, siadając na podłodze naprzeciw mnie.

Westchnęłam, opuszczając głowę.

- Miałam nadzieję, że uda mi się to zmienić. Nie wytrzymałabym, gdyby ktoś obserwował mnie przez cały czas - przyznałam.

Spojrzałam na blondyna, ale jego wzrok utkwiony był w celę.

W pewnym momencie mężczyzna gwałtownie podniósł się do góry. Usłyszałam cichy jęk dochodzący zza szyby. Szybko obróciłam się i spojrzałam na Barnesa - siedział pochylony na skraju łóżka. Trzymał dłonie na skroniach, jakby nagle dostał silnego bólu głowy. Skrzywił się i jęknął ponownie. Wszystkie jego mięśnie napięły się.

- Buck! Co się dzieje? - Spytał ze strachem Steve, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Trzeba wezwać Bruce'a.

Pobiegłam w stronę drzwi. Za nimi stał jeden z agentów.

Resurrection || Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz