4 | irony of emotions

2K 150 101
                                    

— Dałem ci dach nad głową, pieniądze na jedzenie i twoje zachcianki, a ty jak mi się odwdzięczasz?! Włamujesz się do mojej prywatnej pracowni, kradniesz dzieło mojego życia i traktujesz je jak zabawkę! Cholerną zabawkę!

Od dziesięciu minut siedziałam na dupie w Tower i dostawałam opierdol swojego życia. Braciszek wydzierał się na mnie i użalał się nad sobą na zmianę, krążąc nade mną i machając rękami tak, jakby dostał jakiejś jebanej padaczki albo pieprznął go piorun, jak matkę kocham! Od tego jego dzikiej gestykulacji dostanę zaraz napadu padaczki, słowo daję.

— Gadasz jak stary dziad, albo gorzej, nasz ojciec! — wpieprzyłam mu się w pół słowa i zacisnęłam mocniej wargi i pięści, nie ważąc spojrzeć mu się po tym w oczy.

To był cios poniżej pasa, okay? Wiedziałam o tym, serio wiedziałam, a mimo wszystko to powiedziałam. Nie powinnam była, ale trudno, stało się no. Byłam wkurwiona, oczywiście to mnie nie usprawiedliwia, ale pośrednio tłumaczy. No bo co ja takiego niby zrobiłam? Trochę zaszalałam i tyle! To on mnie, do cholery, ciągle ograniczał i wszystkiego mi zabraniał.

Potts — siedząca swoją drogą na fotelu w kącie salonu Tower — aż syknęła głośno i niepokojąco na moje odpyskowanie, rzucając zaniepokojone spojrzenia to mnie, to czerwonemu ze złości braciszkowi.

Atmosfera z każdą minutą była coraz bardziej napięta, ale żadne z nas nie zamierzało odpuścić. To nie było w naszej krwi, po prostu. Oboje byliśmy kurwesko uparci.

— Jak ojciec? — spytał Tony, zagryzając zębami dolną wargę i mrużąc na mnie swoje oczy. — Ojciec to był dla ciebie zbyt łagodny! Córeczka tatusia, nie ma co! Co Audrey chciała, to Audrey dostała! A matka? Latała za tobą, jakby była twoją służąca, nie mamą! I patrz, co z ciebie wyrosło!

— Stary, ja serio rozumiem, że wkurwiasz się o tę głupią zbroję i masz do tego prawo. — Zmieniłam nieco temat, zanim ten powiedziałby coś, o czym za chuja nie ma pojęcia. Lepiej nie mówić o mnie przy rodzicach. — ...ale kompleks starszego dziecka to jest temat na inny dzień, czaisz?Ochrzań mnie, zrób z siebie królową dramatu i chodźmy spać, co?

Oho, braciszek chyba osiągnął szczyt swojej wytrzymałości nerwowej. Czemu ja musiałam mieć taki długi jęzor? Nie chciałam go urazić, powaga. To wszystko miało brzmieć zupełnie inaczej. Chciałam rzucić coś w stylu Przepraszam, pogódźmy się i zapomnijmy, ale coś średnio mi to wyszło.

Tony na moment otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, po czym zaraz mocno je zacisnął i pokręcił głową, japiąc się w sufit.

Królową dramatu? Poważnie, Audrey? — spytał z ironią w głosie, kpiąc ze mnie w ten sposób, i podrapał się po głowie. Taki nerwowy tik, kiedy brakowało mu jakiegoś słówka. — To może mi jeszcze powiedz, że robię aferę o nic.

— Bo robisz! — krzyknęłam ciut za głośno, uderzając rękami w kanapę i ściągając brwi. — Powiedz mu, Pepps.

Potts spojrzała wpierw na mnie, potem na swojego chłopaka, nie wiedząc do końca, czy powinna się wtrącać do naszej dyskusji. W końcu jej wzrok spotkał się z tym, należącym do mojego braciszka, przez co została zmuszona do odpowiedzenia. Niechętnie to zrobiła — najpierw zasznurowała wargi i pobawiła się palcami, potem wzięła całkiem głęboki oddech.

ironic | avengers (przerwa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz