𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝟒

25 8 23
                                    

3.09.2017 (Edith)

Drogi dzienniku,
Dzisiejszy wpis mogłabym spokojnie zatytułować „Życie jest niesprawiedliwe". I chodź od dawna o tym wiedziałam i od czwartej klasy podstawówki musiałam żyć z tą swiadosnoscią, to dzisiejszy dzień jeszcze bardziej mnie przekonał, że życie takie jest.

Nudna poranna rutyna, nudna droga do szkoły, nudne lekcje, nienudne przerwy i lunch, lunch na którym odegrało się całe przedstawienie.

Siedziałam sobie spokojnie, jedząc Tim Tams, myśląc, że nikomu tym nie przeszkadzam, ale się myliłam.

Olivia z podekscytowaniem oglądała jakiś zeszyt z Amandą. Właśnie! Muszę, kiedyś zobaczyć co jest w tym zeszycie. Olivia nigdy mi go nie pokazała, a jestem bardzo ciekawa jaka jest jego zawartość, skoro tak bardzo się nim ekscytuje.

Mary siedziała obok i robiła coś na telefonie. Wyglądała na przygnębioną, ale uznałam, że może to nic poważnego i tylko Japonia ją atakuje. A co do Fiony to...gdzieś wyparowała.

Ja siedziałam i jadłam, rozmyślając przy okazji o wczorajszej sytuacji, która miała właśnie miejsce na tej stołówce. Emily raczej o tym nie zapomniała i na pewno jeszcze do mnie przyjdzie. A fakt iż jeszcze do mnie nie przyszła, nie oznacza, że o tym zapomniała, bo ona o takich rzeczach nie zapomina. Jeżeli nie przyszła wcześniej lub teraz, to oznacza, że przyjdzie za chwile lub później.

I tak jak myślałam, tak się stało. Jadłam sobie spokojnie kolejnego batonika i ktoś walnął z całej siły w stół, przez co z ręki wyleciał mi batonik i spadł na podłogę i to jest najbardziej przykre z tego wszystkiego. Biedny batonik...

-Oj Rubin, Rubin, Rubin.... -jej głos, głos Scarlet, jest tak przesiąknięty jadem, że z trudem można jej słuchać.- Tym razem mi się już nie wyminiesz.

-Tak myślisz? -zapytałam uśmiechając się i biorąc drugiego batonika do buzi, jednak Scarlet walnęła drugi raz o stół i batonik poraz drugi wypadł mi z ręki. Jak mogła?! Te batoniki to jeden z sensów mojego życia!

Wtedy już się przestałam uśmiechać, a bardziej zaczęłam się złościć, co usatysfakcjonowało Emily. Jeszcze tego pożałuje.

-W porządku. -odpowiedziałam, uspokajając się. Ale niech nie myśli, że odpuszczę jej śmierć moich dwóch batoników.

Nasze zachowanie przykuło uwagę dziewczyn. Olivia odłożyła ten tajny zeszyt. Był dość blisko mnie, mogłam go niepostrzeżenie zabrać, ale wtedy to mnie aż tak nie obchodziło.

-W takim razie o co ci chodzi? -oparłam brodę na dłoniach i znowu się uśmiechnęłam. Moja taktyka, zawsze grać wesołą i nie przejmującą się sytuacja w takich chwilach.

-O Froya. -uniosła jeden kącik ust do góry. Będę miała teraz przez to koszmary. -Nie powinnaś się z nim zadawać. -usiadła naprzeciwko mnie i muszę przyznać, że podziwiam Eve za to, że jest w stanie wytrzymać w jej towarzystwie, bo mnie aż zemdliło przez ilość i zapach jej perfum.

-Tak? Jakoś w to wątpię. -znowu się uśmiechnęłam, a to ją chyba jeszcze bardziej wkurzyło. Czyżbym dolała oliwy do ognia? Zaczęłam się bać.

-A ja nie! -zaczęła krzyczeć. Było źle, bardzo źle. Krzyknęła na tyle głośno, że wszyscy na stołówce zaczęli się na nas patrzeć. Byłam w centrum uwagi...a tego nienawidzę.

-O co ci chodzi? -zapytałam lekko zirytowana.

-Masz zakaz zbliżania się do Froya!

Wstała. Dobrze, że jej biust nie wyleciał, powinna zacząć zapinać wszystkie guziki w koszuli. Ale jak wstała, to ten stół znowu się zatrząsł i zgadnijcie co? Kolejny batonik stracił swoje życie. I wtedy nie wytrzymałam i też wstałam, tym razem już się nie uśmiechając. To był trzeci batonik, tego jej na bank nie podaruje.

Chociaż z jednej strony...czy to nie dziwne, że tak się przejmuje czekoladowymi batonikami?

-Nie możesz mi niczego zakazywać! -tym razem to ja walnęłam o stół. I to był błąd. Kolejny batonik upadł. Teraz będę musiała odmówić za nie modlitwę.

-Owszem mogę! -i wtedy tak krzyknęła, że aż mi się głucho w uszach zrobiło. I teraz jak o tym myślę, to aż mnie głowa boli.

I naprawdę miałam już dość tej kłótni, bo wiedziałam, że prowadzi donikąd, ponieważ w porównaniu do Scarlet mam jakieś resztki inteligencji. Ale oczywiście ona by tego tak nie zostawiła, nie byłaby w stanie, jej godność na to nie pozwala. Z tego powodu zaczęła jeszcze głośniej się kłócić, przez co wokół nas zrobił się wianuszek gapiów. Świetnie.

I kiedy ona rzucała argumentami, dlaczego mam zostawiać Froya, to ja stałam z założonymi rękoma i otwartymi szeroko oczami, które krwawiły patrząc na jej niski iloraz inteligencji. Ale stwierdziłam, że takie zachowanie jest najlepsze, bo kłótnie z Emily nie mają większego sensu.

I wtedy przyszła wicedyrektor, która na moje nieszczęście jest ciotką Emily. Mrs.Scarlet dosyć masywna babka, której młodsze roczniki się boją. Czarne włosy, zawsze spięte w równego, ulizanego koka, to jej znak rozpoznawczy. Idąc korytarzem, większość uczniów ucieka, ponieważ jest w stanie się do kogoś przyczepić nawet o złe oddychanie.

I zostałyśmy zabrane do jej gabinetu. Najlpeszy początek szkoły na świecie, o lepszym nie byłam nawet w stanie marzyć.

Oczywiście skrzyczała nas ekhem....poprawka. Skrzyczała mnie za złe zachowanie, po czym wstawiła mi uwagę, a swoją siostrzenice tylko upomniała i pogłaskała po główce. Zabijcie mnie. Gdzie na tym świecie jest sprawiedliwość?

Teraz pamiętniczku mam nowy cel życia: Znaleźć sprawiedliwość. Ale myśle, że szybko znajdę sobie nowy cel, bo ten będzie trudny do zrealizowania.

𝑪𝒛𝒆𝒌𝒐𝒍𝒂𝒅𝒐𝒘𝒆 𝑴𝒍𝒆𝒌𝒐Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz