Jeśli to czytasz, będzie mi miło, jeśli skomentujesz ❤️
***
Chłodny wiatr rozwiewał moje szare futro. Łapy raz za razem zwinnie, odrywały się od podłoża. Dookoła otulał mnie zapach drzew i ściółki. Płuca wypełnione miałam ostrym i rześkim powietrzem.
Z tyłu wyczuwałam Owena, który nieskutecznie próbował mnie wyprzedzić. W duchu życzyłam mu powodzenia, jeszcze nikomu nie udało się mnie pobić. Jak co dzień trenowaliśmy biegi, ścigając się "tak dla rozrywki".
Sprawnie omijałam przeszkody w postaci, pni drzew i korzeni, starając się skupić na mecie. Mój przyjaciel zawarczał wściekle, kiedy odległość między nami zaczęła się zwiększać. Dawaliśmy z siebie wszystko. Moje serce rozsadzała adrenalina. W tamtym momencie liczyła się dla nas, tylko polana na skraju lasu.
Mój cel z każdą minutą był coraz bliżej. Byłam już parę metrów od niego. Prawie czułam słodycz wygranej na języku i nagle na naszą trasę wyskoczył brunatny wilk. Ostro zahamowałam przednimi łapami, zatrzymując się niedaleko niego. Od razu rozpoznałam, że to Noah, Beta naszego Alfy.
Owen tak szybko go nie zauważył, przez co przy hamowaniu uderzył w drzewo. Przewróciłam oczami na niego. Co za ciamajda.
Razem z moim przyjacielem oddaliśmy Becie szacunek, schylając łby. Mową ciała pokazał mi, że mam iść za nim. Przełknęłam cierpkie rozczarowanie, spowodowane zakończenia wyścigu. W końcu rozkaz to rozkaz. Popatrzyłam wojowniczo na Owena, dając mu do zrozumienia, że to jeszcze nie koniec i ruszyłam posłusznie za Noah w głąb lasu.
Razem dotarliśmy do domu głównego. Był to drewniany, dość stary, budynek wielkości hali sportowej. Kształtem przypominał literę L. Mieszkała w nim co najmniej połowa watahy. Działał on na zasadzie apartamentowca, gdzie wilkołaki dostawały lokum na podstawie rangi w stadzie oraz pracy. Oczywiście nie za darmo. Zabierano nam określoną ilość pieniędzy z wynagrodzenia, ale nie była to aż tak wysoka cena, za którą normalnie płaciłoby się za mieszkanie.
Będąc już blisko zabudowy, znalazłam drzewo, za którym zazwyczaj chowałam ubrania. Była to nie wielka jodła o gęsto rozstawionych gałęziach. Dałam znak Becie, że idę się przemienić, a on gestem głowy wskazał na skrzydło, w którym znajdował się gabinet Alfy. Zrozumiałam, że mam się tam udać.
Wskoczyłam za drzewo, po czym się przemieniłam. Już dawno przyzwyczaiłam się do bólu w kościach, który towarzyszył temu procesowi. Preferowałam ubrania w odcieniu czerni, dlatego założyłam na siebie jeansy i sweter w tym kolorze. Szybko pognałam do domu głównego, nie chcąc, aby Alfa musiał na mnie czekać.
Jak na tę porę dnia, w budynku było bardzo dużo osób. Każdy gdzieś się śpieszył, nie zawracając na mnie uwagi. Prędko pokonałam schody prowadzące na trzecie piętro, gdzie mieściły się gabinety, po czym zapukałam w masywne dębowe drzwi, z wyrzeźbionymi wilkami.
— Wejść — usłyszałam stanowczy głos przywódcy. Pociągnęła za klamkę, uśmiechając się pod nosem. Kiedy pierwszy raz tutaj przyszłam, nie byłam w stanie nawet pchnąć tego ciężkiego drewna. Treningi w watasze jednak coś dają.
Alfa jak zwykle siedział w swoim ciemnym fotelu ze skóry, przy biurku uginającym się od stosów papierów. Pomimo przemęczenia i pracoholizmu, nadal wyglądał na dwudziestolatka, którym zresztą był. Chwała wilczym genom, bo gdyby nie to, jego czoło zdobiłyby piękne trzy zmarszczki.
Posiadał oliwkowe oczy i kręcone miedziane włosy. Jak przystało na Alfę, jego postura była, wysoka i wysportowana. Pomimo zapracowania nigdy nie stronił od ćwiczeń. Musiałam przyznać, że był przystojny i nie jedna wilczyca straciła już dla niego głowę. Na całe szczęście, ja nigdy nie zaliczałam się do tego grona. Moje życie obejmowała zasada "zero uczuć do końca swoich dni".
CZYTASZ
𝚆𝚘𝚕𝚏 𝙱𝚕𝚘𝚘𝚍 - ZAKOŃCZONE
WerewolfCharlie całkowicie odcięła się od więzi mate. Nie marzy o tym, aby spotkać swojego przeznaczonego i mieć z nim gromadkę małych wilcząt. Wręcz przeciwnie. Dla niej odnalezienie bratniej duszy byłoby przekleństwem. Jest zdania, że mężczyzna nie jest j...