#4

962 48 31
                                    

Pov. Diana
Nie spałam całą noc. Ciągle miałam we wspomnieniach tego psychopatycznego klauna.

Nie dawała mi spokoju myśl, że to nie będzie nasze ostatnie spotkanie.

Wszystko zaczęło się od tego pudełka. Niewinnego, małego pudełka. To miała być przecież zwykła zabawka dla dzieci, a nie czarnowłosy morderca, który lubuje się w torturowaniu.

To okropne. Ja sama nie wiem co tak naprawdę zaszło i dalej nie mogę w to uwierzyć.

Zamknęłam oczy, lecz natychmiast je otworzyłam. Usłyszałam skrzypienie drzwi.

Modliłam się w duchu, że to tylko sen i zaraz się obudzę.

-Diana... - powiedział ktoś ochrypłym głosem.
Naciągnełam na siebie kołdrę jak sześcioletnie dziecko, ale miałam powód.

-Nie chowaj się... I tak cię znajdę... - warknął głos i rozległ się po nim szaleńczy śmiech.

-Tu jesteś! - wrzasnął i zerwał ze mnie kołdrę.
-Zostaw mnie! - chciałam brzmieć pewnie, lecz nie wyszło mi to za dobrze.

L. J. wyszczerzył się, ukazując ostre zęby.

-Trzeba było mnie nie zostawiać.
Diana cofnęła się na skraj łóżka.
-Czas zabawy zacząć! - pstryknął palcami i zobaczyłam ciemność.

Otworzyłam szeroko oczy ze snu obudził mnie dźwięk piły mechanicznej.

Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem przywiązana do krzesła.
Przełknęłam śline.

-Dobrze, że się już obudziłaś. - powiedział wesoły głos.
-C-co robisz?
-Szykuję piłe, nie widzisz?

-Będziesz ścinał drzewa?
Jack uśmiechnął się i pokrecił z dezaprobatą głową.

-Pudło. Coś mi się wydaje, że jesteś kiepska w domyślaniu się.
Odpalił maszynę i dumnie spojrzał w moją stronę.

-No cukiereczku, czas to pieniądz. - podszedł do mnie i wbił w moją twarz pazury.
Syknełam z bólu.
-Przestań!

Jack wyciągnął piłe.
-Może poszukamy wątroby. - zachichotał.

Z przerażeniem patrzyłam na to co ma nastąpić. Nie mogłam się poddać.
Ale co mogę zrobić gdy jestem skrępowana i całkowicie bez bronna?

-Kim był Issac? - zapytałam.
Klaun zatrzymał maszynę i spojrzał na mnie złowrogo.

-Nikim... Ważnym. - dokończył, patrząc obojętnie na swoje pazury, które były brudne od szkarłatnej cieczy.

-Nie oszukasz mnie,a z pewnością nie oszukasz siebie. Skrzywdził cię, tak?
Czarnowłosy ścisnął jej podbródek.

-Nawet nie wiesz jak bardzo. Zostawił mnie w pudełku na trzynaście lat. Gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi od jego pokoju, prawie nie wyskoczył em sam z pudełka. Chciałem, żeby mnie powitał, lecz on nawet mnie nie zauważył. Później było coraz gorzej. Pokazał mi inną naturę. Nową zabawę,która była przepełniona bólem i torturowaniem. Wszystko co on lubił, ja musiałem polubić również. Tak zostałem stworzony.
To on stworzył mnie na potwora...
To on! - splunął wściekły.

-Spokojnie Jack... - odpowiedziałam powoli. - To okropne jak musiałeś się czuć.
-I dalej się tak czuję...
-Nie wszyscy są tacy jak Issac.

Klaun spojrzał w moje oczy. Jego uśmiech zmienił się w grymas.
-To wytłumacz mi czemu ty mnie zostawiłaś? - uderzył mnie mocno w policzek, tworząc kolejne rany.

Załkałam cicho.
-Odpowiedz mi.
-Bo byłam pod impulsem...
Nigdy bym cię nie zostawiła, n-naprawdę... - wyszeptałam.

Jack rzucił w kąt piłę.
-To mi to udowodnij.
-J-jak?

Jego uśmiech rozciągnął się.
-Zostań ze mną. Obiecaj, że mnie nie zostawisz.
-Gdzie?
-Nieopodal wesołego miasteczka mam dom.
-Ale rodzina?
-Jak uważasz jeżeli mnie opuścisz zginiesz, jeżeli nie i pokażesz że jesteś inna niż Issac, możliwe, że cię oszczędze. Rozumiesz?

Zastanowiłam się na chwilę. *I co ja mam teraz zrobić?*-pomyślałam.
Postawił mi wyraźne ultimatum. Nie chcę by moja rodzina była skrzywdzona. Trudno. Powinnam się poświęcić.

Życie z klaunem chyba nie jest takie trudne, prawda? Oh, czemu akurat musiałam być to ja? Ze wszystkich Dian na świecie, ja musiałam znaleźć tą pudełko wraz z mordercą.

Przełknęłam śline.
-Dobrze... Ale... Nie zrobisz nic mojej rodzinie?
Klaun wzruszył ramionami.
-Nie. Chyba, że dasz mi do tego powód. Ostrzegam. - odparł z pomrukiem.

Westchnęłam. Miałam już dość. Nic chyba mi nie zostaje, jak tylko się zgodzić.
-W porządku. Zostanę z tobą.
-Obiecujesz? - zapytał.
-Tak. - odpowiedziałam bez zawachania.

-Wybornie. - klaun klasnął w dłonie.
Odwiązał mnie od krzesła.
-Tak na wszelki wypadek. - pstryknął palcami i już nic nie pamiętałam.

Pov. L. J.
Zasnęła. Tym lepiej dla niej. Nie mogę jej do końca ufać. Cholera. Co ja wyprawiam. Co mnie trzyma? Po prostu chce się przekonać czy mówi prawdę.

Z westchnięciem wziąłem ją na ręce i poszedłem w stronę domu.

Pov. Narrator
Jack położył ją na miękkim łóżku i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił z talerzem cukierków, zajadając je radośnie.

Po kilku minutach, Diana otworzyła oczy.
-Gdzie jesteśmy?
-W moim pokoju. - odpowiedziął nawet na nią nie spojrzawszy.

Pokój był dosyć duży. Wydawał się całkiem normalny. Nigdy w życiu nie pomyślałaby, że w tym mieszkaniu może mieszkać morderca.

-Cukierka?
Diana spojrzała z nie pewnością na cukierki.
-Lepiej powiedz, które można jeść?
Jack natychmiastowo się roześmiał.
-Zabawna jesteś cukiereczku, naprawdę. - powiedział z sarkastycznym uśmiechem.

Diana wzięła z miski Cukierka.
-Bardzo dobry. - odparła,na co L. J. zmarszczył brwi.
-Mogę jeszcze jeden?
Jack skinął głową.
Diana usiadła obok niego i chwyciła kolejny cukierek.

-Sam je robiłeś?
-Zgadza się. - odparł.

-Powinieneś otworzyć interes cukierniczy.
-Dzięki, ale wolę mordować. To mi sprawia więcej frajdy. - uśmiechnął się podle. - A cukierki, są tylko na deser po moim ciężkim hobby.
-To troszeczkę chore, nie uważasz?

L. J. wzruszył ramionami.
-Może dla niektórych.

Słońce za oknem, wkrótce zaszło, a dziewczyna zrobiła się senna.
-Nareszcie! - klasnął w dłonie entuzjastycznie i odstawił już pustą miskę.
Diana spojrzała na niego zdziwiona.
-Nareszcie hobby, będę mógł wprowadzić w życie.

Czego mogła się spodziewać. Mordercy zwykle wychodzą na "łowy" po zmroku.

-Jestem troszkę zmęczona. - powiedziała Diana.
Klaun spojrzał i uśmiechnął się chytrze.
-Zmęczona?
-Hmm. - przytaknęła.

L. J. zbliżył się i spojrzał głęboko w jej oczy.
-Nic dziwnego.
Diana spojrzała na niego podejrzliwie.
-Te cukierki, wcale nie były takie zwykłe.

Dziewczyna wykrzywiła twarz w grymasie, ale po chwili pojawił się na niej sprytny uśmiech.
-Kłamiesz.
Jack roześmiał się.
-Skąd to niby wiesz, cukiereczku?
-Gdyby były zatrute sam byś je zjadł. - odpowiedziała mądrze.

L. J. spojrzał na nią spodem łba.
-No, no. Muszę przyznać, że rozumu zadość.
Diana uśmiechnęła się dumnie.
L. J. opuścił pomieszczenie. Dziewczyna położyła się na miękkiej poduszce i pszymknęła oczy.
------------------------------------------------
Hej moje miśki!🐻
Widzę, że bardzo entuzjastycznie podchodzić ie do rozdziałów, co mnie bardzo cieszy😉
Dziękuje Wam bardzo za odczyty👁️‍🗨️ i gwiazdki🌟. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba😋
Kocham Was bardzo
moje miśki😘💞
Bye~
Amynisia~💖
           
                   °11.03.19r.°




Laughing Jack ~ Don't let me go...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz