Pov. Diana
Syknęłam z bólu, kiedy dotknęłam ręką swojej rany. To wszystko przez niego.*Dlaczego akurat ja?*-pomyślałam.
Nie chce nawet myśleć co będzie czuć tata, gdy dowie się, że jego córka zniknęła.W szkole będzie napięta atmosfera, a na drzewach będą przyczepione ulotki z moim zdjęciem.
Pewnie większość z mieszkańców pomyśli o mordercy, który poluje na rodziny i zrobi się z tego jeszcze większy terror i chaos.
Przełknęłam śline. W oknach są kraty, więc nie ma jakiekolwiek mowy o ucieczce. Nawet gdyby ich nie było, nie odważyłabym się nawet wychylić.
Nie wiadomo co taki szaleniec, mógłby zrobić. Poćwiartował by mnie tak jak stoję. I w co ja się wpakowałam?
Usłyszałam jak drzwi się otwierają, a w nich pojawił się dobrze znany klaun.
Jego ręce były całe we krwi. Sięgnął po coś ostrego z szuflady.
Przyglądałam mu się że strachem.
-No i czego się gapisz? - warknął.Tak, mieszkanie z nim to nie będzie niestety łatwe zadanie.
-Po co ci ten ostry przedmiot? - zapytałam.
L. J. spojrzał na przyrząd, a jego uśmiech powiększył się.-Chcesz zobaczyć? - uśmiechnął się tajemniczo.
-N-nie za bardzo.... - wyszeptałam.Jack roześmiał się.
-I dobrze, to się nie interesuj. - warknął nie przyjaźnie i wyszedł.Boję się cokolwiek powiedzieć, on jest z pewnością niebezpieczny. Moje rozmyślania przerwał krzyk kobiety.
Wcisnęłam się w róg łóżka. Przełknęłam śline. Mój Boże...
Podniosłam się i zeszłam z łóżka.Moja moralność podpowiadała mi żebym działała i pomogła tej kobiecie.
Problem w tym, że nie wiem jak.Po moim krótkim rozważaniu, wyszłam z pomieszczenia. Usłyszałam krzyk i dalsze prośby o pomoc.
Przekręciłam klamkę i ostrożnie się rozejrzałam. Nie widziałam nigdzie psychopatycznego klauna.
Zeszłam po skrzypiących schodach. Wszędzie były zakurzone kartony, przedmioty oraz meble.
Usłyszałam krzyk po lewej stronie. Kiedy się odwróciłam, wolałam nie widzieć tego widoku.
Zakryłam twarz dłonią. Podbiegłam do kobiety.
-Boże! Co się pani stało?
-To on! On mnie tu zamknął, zamordował moje dzieci! - płakała. - Nazywam się Alice! Proszę pomóż mi!-Niech się pani uspokoi! - rozejrzałam się za czymś ostrym. Znalazłam nóż i wzięłam go do ręki. Starałam się nim przeciąć linę.
Wkońcu dopiełam swego. Kobieta była wolna.
-Nie mogę chodzić. - jeknęła.Dopiero wtedy zauważyłam liczne krwawiące rany. Alice ledwo co stała.
-Pomogę pani. - pociągnęłam ją w stronę wyjścia.
Powoli wchodziłyśmy na stopnie.
Otworzyłam na oścież drzwi.Chciałyśmy już wyjść, lecz ktoś nam przeszkodził.
-A dokąd to? - zapytał zachrypły głos.
Z przerażeniem spojrzałam na czarno białego klauna z grymasem na twarzy.
-Odejdź! - krzyknęłam wściekła,lecz L. J. ani drgnął.
-A więc znalazłaś moją zabawkę? Myślisz, że tak po prostu możesz z nią wyjść?Jack mocno mnie popchnął tak, że upadłam. Zaczął mną szarpać ze wściekłością wypisaną na twarzy.
-Zostaw ją! - krzyknęła kobieta.
Klaun odwrócił się w jej stronę.
-Oszczędź tą dziewczynę! -zawołała ponownie.L. J. uśmiechnął się wrednie.
-Oh, no popatrz Diana. Spotkałaś
anioła na swej drodze. Jak myślisz czy mogę jej odmówić? - puścił mnie i ruszył w stronę ofiary.-Nie! - jęknęłam przez łzy, które się tworzyły. L. J. bez wahania podszedł do Alice i rzucił nią o ścianę.
Próbowałam się podnieść, ale nie miałam zbytnio siły, już dalej nic nie widziałam. Straciłam przytomność.
Poczułam piekący ból policzka, podskoczyłam jak oparzona.
-Nie ruszaj się! - warknął klaun i złapał mnie mocno za policzek.
Zmierzyłam go wzrokiem. *Co on dobrego wyprawia? Czy on próbuje mi pomóc?*
-Auć! - skrzywiłam się z bólu i odepchnęłam jego rękę.
Jack przewrócił oczami.-Powiedziałem żebyś się nie ruszała! Ogłuchłaś czy co?
-Uspokój się, bo ci nos odpadnie.-odgryzłam się.Usłyszałam lekki warkot z jego strony.
-Jak z dzieckiem. - westchnął. -Jakim prawem zeszłaś do piwnicy? - dodał zagryzając zęby z wściekłości.Zastanowiłam się przez moment.
-Pytanie brzmi, jak znalazła się tam Bogu winna kobieta? - poprawiłam go.
L. J. zaśmiał się szyderczo.
-Była kolejną ofiarą, nic poza tym. Ale ty oczywiście musiałaś próbować to zepsuć.Zmarszczyłam brwi.
-Próbować?
-Tak. Poświęciła się dla ciebie księżniczko. - zachichotał.Na moim policzku pojawiła się łza.
-Jesteś potworem... -wysyczałam.
L. J. wzruszył ramionami.-Za srogo mnie oceniasz cukiereczku.-zacmokał i przyłożył mi kolejny wacik do rany obmywając ją.
Starałam się już nie wyrywać, chociaż było mi ciężko.
-Nie ogłosiłem kilku zasad.
-Zasad? - uniosłam brew.
Kiwnął twierdząco głową.-Pierwsza zasada, nie wolno ci opuścić tego pokoju. W innym przypadku, nie będę się nad tobą litował. Następna zasada, jeżeli oczekujesz ode mnie szacunku, najpierw ty musisz okazać go mnie. I ostatnia... - zamilkł.
Czekałam na jego wypowiedź. Westchnął cicho.
-Bądź moją przyjaciółką... - ostatnią część powiedział najciszej, tak że musiałam się nachylić.
-Rozumiemy się? - zapytał.
Sama niewiedziałam co o tym myśleć. Być przyjaciółką mordercy? To z pewnością nie jest normalne.Do mojego umysłu wkradł się strach, co może zrobić mi, mojej rodzinie i przyjaciołom,gdy się nie zgodzę.
Po jego minie i zachowaniu sądzę, że nic go przed skrzywdzeniem kogoś nie powstrzymało.
Westchnęłam ciężko. Poczułam jak oblewa mnie pot ze strachu. Jestem w sytuacji bez wyjścia.
-Dobrze, będę twoją przyjaciółką. - szepnęłam z bólem serca.
L. J. wystawił do mnie rękę.Powoli ją uścisnęłam.
-Mądra dziewczynka. - pogładził mnie pazurami po policzku i wyszczerzył się, ukazując ostre zęby.
Skrzywiłam się. Wiedziałam, że jestem w pułapce, ale co innego mi pozostaje?
---------------------------------------------------
Hejka moje miśki!🐻
Dzisiaj trochę krótki rozdział, ale mam nadzieję, że mi za to
wybaczycie😉❤️
Dziękuję Wam bardzo za odczyty👁️🗨️ i gwiazdki🌟. Codziennie przybywa Was więcej co motywuje mnie do dalszego pisania📝
Bo to właśnie dzięki Wam, historia się rozwija i istnieje💖
Kocham Was moje miski😘💕
Bye~💞
Amynisia~
°24.03.19 r.~°
CZYTASZ
Laughing Jack ~ Don't let me go...
RomancePoznaj historię dziewczyny, która jest cicha i zamknięta w sobie, lecz... Pewnego dnia spotyka kogoś komu może zaufać i na niego liczyć, nawet jeśli jest seryjnym mordercą... Zapraszam~