Resurrection - 39.

315 18 2
                                    


W życiu każdego człowieka zdarzają się takie chwile, kiedy wydaje się mu, że jest całkiem sam, chociaż wokół niego znajduje się pełno ludzi. Bliższych czy nie, myślę, że każdy z nas bez wyjątku przynajmniej raz tego doświadczył. Poczucie osamotnienia jest bardzo silne, czujemy, że potrzebujemy czyjejś obecności, rozmowy. A nie ma obok nas tego kogoś, kto mógłby nas nakierować, podnieść na duchu, albo zdzielić w łeb.
Taką osobą często przez te dwadzieścia lat był dla mnie Elvis. Oczywiście, że była rodzina. Była Janet, która starała się jak mogła, bym nie upadł jeszcze niżej. Marnie jej to jednak wyszło. Elvis mając na karku dwadzieścia lat więcej ode mnie, wiedział na czym świat stoi. Znał, jak to mówił, wszystkie pieprzone sposoby, których życie używa, by kopać nas po dupie. Więc kiedy zdawało mi się, że wszyscy o mnie zapomnieli, kolokwialnie mówiąc, mają mnie w dupie, kiedy użalałem się znów nad sobą, bezbłędnie wyczuwał te momenty i dawał mi potężnego kopa. Czasami dosłownie. Zwłaszcza na samym początku. Do dziś pamiętałem jak zdzielił mnie laską po plecach.
Jego sytuacja była osobliwa. Do tej pory miałem wrażenie, że ten człowiek jest wieczny po prostu. To takie zabawne... Umarł, ale żył, nie tylko w swojej muzyce, jak to o nas mówią czasami. Żył naprawdę, i uważało się, że tak już będzie zawsze. Teraz wszyscy zderzyliśmy się z rzeczywistością.
Staruszek zmarł. List, który napisałem do Lisy, został już zabrany i razem z całą resztą jedzie pewnie teraz do domu, gdzie obecnie mieszka Lisa z mężem i resztą rodziny. Wyobrażałem sobie, jak może na to zareagować. Ale jakoś nigdy nie uważałem za prawdopodobne, by się pojawiła na pogrzebie. Byłem raczej skłonny powiedzieć, że owszem, przejrzy to wszystko, ale to by było na tyle. Bo ciężko jej będzie pogodzić się z faktem, że żyła w takiej nieświadomości. Może to było nietaktowne, ale po poradę poszedłem do Dony. Kto jak nie ona może mi na ten temat coś powiedzieć?
- Czy pojawi się na pogrzebie czy nie tego ci nie powiem. Może za jakiś czas stwierdzi, że jednak chce odwiedzić prawdziwy grób ojca. Jeśli chodzi o mnie, takiego szoku nie da się opisać słowami. Nie oczekuj, że powiem ci coś, co na pewno się sprawdzi. Bo ona wcale nie musi być taka wyrozumiała, ani dla ojca ani dla ciebie. - popatrzyła na mnie znacząco.
No tak. Ale nie o mnie się tu rozchodziło.
- Nie o mnie chodzi... - westchnąłem. - Staram się przygotować psychicznie na ewentualne spotkanie z nią.
- Na to się nie da przygotować. Przynajmniej ona nie dałaby rady się przygotować. Na pewno chcesz tam być?
- Tak. Nie tylko chcę, ale czuję, że jestem mu to winien. - usiadłem przy wyspie kuchennej zakładając ręce na piersi.
- Skoro tak, to jedź. Ale nie nastawiaj się na żaden konkretny scenariusz. Bo żaden z nich raczej nie wypali. Może jej tam w ogóle nie będzie, a może się pojawi. Jeden koszmar już będzie przeżywać, a tu jeszcze zobaczy ciebie. Kto wie co zrobi? Może nic. A może się przewróci. Z nadmiaru wrażeń. Tak jak ja. - no tak, pamiętałem...
Histeria Dony przybrała już znikomą formę i tylko czasami zdarzało się, że widywałem ją jakąś zamyśloną. Kompletnie odciętą myślami od całej reszty świata. Kiedy jednego razu zapytałem o czym tak usilnie rozmyśla, spojrzała na mnie i odpowiedziała dopiero po chwili.
- Próbuję wyobrazić sobie swoje życie takie, jak wyglądałoby gdybyś dwadzieścia lat temu nie spanikował.
I tyle. Jednym zdaniem wbiła mnie w ziemię. Wydawało się, że wyjaśniliśmy już sobie całą sprawę, ale wiedziałem, że to będzie w niej siedzieć. Już miałem zacząć ją błagać na kolanach o wybaczenie, po raz miliardowy zresztą, ale poczochrała tylko moje włosy i zapytała co chcę na obiad. To też było zadziwiające.
- Nie patrz tak na mnie. Myślę nad pewnymi rzeczami, ale to nie znaczy, że zaraz padnę tu na ziemię i będę wyła trzy dni. Było jak było. Ważne jest dla mnie to co jest teraz. - dodała patrząc na mnie.
Uśmiechnąłem się, ale fakt pozostawał faktem, że nawet jeśli ona mi wybaczyła, czy kiedyś do końca wybaczy to co zrobiłem, to ja sam... chyba nigdy. Młody chyba w ogóle miał jakiś inny dziwaczny system wartości, bo w ogóle ta cała sprawa z moim zgonem go nie ruszała, a kiedy coś na ten temat mówiłem, patrzył na mnie jak na dinozaura, który akurat wyszedł z lasu. Dosłownie. Uważał, że poruszam archaiczne zagadnienia.

I have fallen, I will rise - Resurrection.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz