Trudna rozmowa

1.2K 119 42
                                    

- A jak on już nigdy nie będzie chciał do mnie wrócić? Bo... Ja kiedyś taki nie byłem. Byłem dla niego lepszy, ale kiedy zobaczyłem śmierć przed oczami po prostu chciałem zacząć korzystać z życia, nie wiedząc, że robię to źle.

-Jednak przez ten cały czas on z tobą był i dzielnie trwał u twojego boku.- starsza pani nalała kolejną porcję herbaty. - Daj mu trochę czasu by wszystko sobie przemyślał. W końcu zrozumie, że dom to nie tylko ciepłe cztery ściany.

Potem przez cały wieczór rozmawiali, a Jungkook pierwszy raz czuł, że ktoś mógłby zastąpić jego mamę, bo tak się czuł, jakby ta kobieta na nowo go wychowywała i pokazywała co jest dobre a co złe i był jej za to tak bardzo wdzięczny. Wieczorem jak zawsze czekał na głuchy telefon.

Kiedy wybiła dwudziesta druga po cichym domu rozległo się dzwonienie. Przestraszony kot wskoczył na kolana różowowłosego i wszedł mu pod koszulkę.

- Wszystko jest dobrze ChimChim, to tylko twój Pan.- odebrał telefon I uśmiechnął się lekko - Wiesz, że przestraszyłeś ChimChima? Teraz nie chce mi wyjść spod bluzki.

Jak zwykle nikt nie odpowiedział. Jednak dało się słyszeć ciche parsknięcie przypominające stłumiony śmiech.

- Chociaż daj mi jakiś znak, że jesteś bezpieczny... Możesz nawet kichnąć, proszę.

Po długiej chwili osoba po drugiej stronie słuchawki lekko odchrząknęła.

- Dziękuję, to było dla mnie bardzo ważne. - Po tych słowach usłyszał tylko odkładaną słuchawkę
- Nie zamierza się Pan odezwać, generale? Czy bawi się Pan w horror, że dzwoni codziennie? - spytał się jeden z mundurowych.

-Nie twoja sprawa. Wracaj do szeregu.- zimny głos rozszedł się po hali. Stare przyzwyczajenia wracają, a czasami pojawiają się nowe. Znacznie gorsze. Tak było i w tym przypadku. Na powrót czarnowłosy mężczyzna stał się jeszcze bardziej rygorystyczny i bezwzględny przez co jeszcze bardziej skuteczny w walce i doceniany przez rząd.

*

Kook ustał przed bramą więzienia oddychając głęboko, a następnie przeszedł wszystkie zabezpieczenia i usiadł przed szybą biorąc do ręki telefon.

-Spodziewał bym się każdego ale nie ciebie.- Jackson uśmiechnął się. - Czego chcesz?

- Wiem, że jesteś bratem Jimina - powiedział surowo.

Wang zrobił wielkie oczy.- Powiedział ci?

- Nie. Pani Choi mi powiedziała, że został oddany i wtedy wszystko połączyłem.

-Dlaczego akurat ze mną co?

- Bo trzyletni chłopiec miał na imię Jackie...

-Takich ci mnogo. A ty akurat stwierdziłeś, że to ja. - mężczyzna parsknął.

- Jackie Wang, takich chyba nie ma wielu.

- Dobra. Czego chcesz?

- Kiedy urodził się Jimin?

-Przyszedłeś tu tylko po to? Nie zapytasz dlaczego matka go oddała?

- Bo była głupia?

-Pudło. Bo ten bachor urodził się martwy. Za słaby by być Wangiem. Rozumiesz?

- Jest silniejszy od was wszystkich.

-Rzeczywiście. Obstawiałem, że zdechnie już pierwszej zimy. A tu proszę niespodzianka. Żyje aż do teraz.

- Kiedy się urodził?

-Trzynastego października. - Jackson w końcu odpowiedział. W głosie chłopaka słyszał determinację jakiej nigdy Kook nie miał będąc z nim.

- Mięczak - Prychnął Jungkook i wyszedł z więzienia, dopiero na zewnątrz się hiperwentylując i szybko pobiegł do domu dziecka- Trzynasty października! - krzyknął, wbiegając na salę zajęć, gdzie była pani Choi.

-------------------------------
Wybaczcie, że taki krótki ale miałam tak fatalny dzień w pracy, że jakoś musiałam odreagować bo o 22 to już tam płakałam z bezsilności.
Dbajcie o siebie słoneczka i nie dajcie się pochłonąć przez ten nieczuły i zimny świat.
Kocham was

I'll untold you the truth || JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz