Lepiej Nie Widzieć

902 33 12
                                    

Lekkie promienie słońca oświetlały ulice Warszawy, budząc tym samym co chwila nowe osoby.
Hala mimo wczesnej pory, przechadzała się ulicami, miała to w zwyczaju. Rano spacer i oczywiście również wieczorem, lecz w towarzystwie przyjaciół.
Miała zamiar iść do Danuty Bytnarowej, ale patrząc na zegarek zrezygnowała z pomysłu.
Usiadła na jednym w murków patrząc na spieszących się do pracy ludzi. Cieszyła się, że jeszcze mogła pożyć chwilami beztroski, bo już za rok miała zdawać maturę.
Nie martwiła się tym, gdyż wierzyła, że na pewno jej się uda.
Po drugiej stronie ulicy zauważyła idącego gdzieś Dawidowskiego.
Podbiegła do niego i szturchnęła w bok.

-Serwus Aleksy- powiedziała z wielkim uśmiechem na ustach. Zawsze jak ich widziała miała wielki uśmiech na ustach.

-Serwus Hala- powiedział i ucałował jej dłoń.

-Dokąd się wybierasz?- zapytała, gdy ruszyli. Spojrzał na nią z wielkim uśmiechem, jak miał oczywiście w zwyczaju.

-No do Rudego idę- powiedział wyskakując na jeden z murków na drodze. Lubiał się chwalić swoją kondycją fizyczną, gdyż miał ją bardzo dobrą.

-No to pójdę z tobą- powiedziała dziewczyna. Dawidowski wyciągnął do niej rękę, pomagając jej również wejść na mur, na którym się znajdował. Zeskakiwali i znów wskakiwali na niższe lub wyższe mury. Jednym zdaniem, zachowując się jak dzieci nie myśleli o tym, że są już prawie dorośli.
Słońce muskało delikatnie ich twarz, co dodawało im tylko uroku.  Przechodzący obok ludzie, gdy spojrzeli na dwójkę młodzieży uśmiechali się. Ludzie spieszący się do pracy, przypominali sobie chwilę, gdy to oni chodzili na spacery z przyjaciółmi, starsi ludzie marzyli by znów mogli być młodzi, a najmłodsi rozmyślali o tym co czuje teraz ta dwójka. Oczywiście chcieli by wrócić do tych lat dzieciństwa, gdy można było żyć tak jak im się podoba, bo przecież dzieci mają najlepiej.
Po dłuższej chwili znaleźli się pod kamienicą Bytnara i zaczęli kierować się na odpowiednie piętro, gdy podeszli pod odpowiednie drzwi Alek zapukał lekko z wielkim uśmiechem na ustach.

-Dzień dobry Pani- powiedziała dwójka stojąca przed drzwiami, gdy w nich znalazła się mama Janka- Zdzisława Bytnar. Była bardzo sympatyczną osobą, wiadomo było po kim ma to Janek.

-Dzień dobry Janeczek już nie śpi. Proszę wejdzie- powiedziała wypuszczając przyjaciół do środka. Stanęli grzecznie w małym przedsionku, gdy Janek wychodził ze swojego pokoju. Uśmiechnął się lekko i ubrał buty, wołając Danutę, aby po chwili cała czwórka mogła znaleźć się przed kamienicą.
Swoje kroki zaczęli kierować w stronę kamienicy Tadeusza, aby wraz z nim pójść na spacer po okolicy. Wszyscy mieli ze sobą, wręcz doskonały kontakt, mimo sprzeczek, które również się zdarzają. Przecież kłótnie też są potrzebne, bo co to byłaby przyjaźń bez kłótni. Nawet doskonała przyjaźń miewa kłótnie i to nie małe sprzeczki, lecz także takie przy których każda osoba może przemyśleć swój błąd. Ta piątka nie miała problemów z takim rodzajem sprzeczek, lecz kiedyś musi różnież nastąpić i to. Szczerze mówiąc oni po prostu byli nierozłączni.
Każdy z nich miał inny charakter i to ich do siebie przyciągało.
Całe dnie spędzali razem, a gdy wiedzieli, że nie będą się dłużej widzieć napawali się swoim towarzystwem. Brzmi zbyt sielankowo? Być może, ale tak jest naprawdę.
Szkoda, że nikt z nich nie wiedział, że od września zacznie się jeden wielki koszmar, że na ulicy będą leżały martwe ciała i, że z dnia na dzień będzie coraz gorzej.
Póki nie wiedzieli było lepiej dla nich, zwykła młodzież, która cieszyła się każdym dniem i nie patrzyła na to co będzie jutro.




Witam!
Może ten rozdział nie jest jakoś wybitnie długi, ani ciekawy, ale zależało mi, aby wstawić również coś krótszego.
Czuwaj!
_Bytnarowa_

Kamienie na Szaniec One Shot  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz