15: To nie moze byc...

517 46 47
                                    

Minął miesiąc od sytuacji z morelami.
Wszyscy zadawaliście to jedno pytanie... No raczej kilka:
Gdzie jest Tom?
Co oni z nim zrobili?
Co mogą mu zrobić?
Kiedy znowu go zobaczycie?
Czy w ogóle go jeszcze zobaczycie?
Lista pytań piętrzyła się niczym kiedyś drapacze chmur.
Niektórzy już nawet sie zakładali, o to czy jeżyk wciąż żyje.
Osobiście, każdą taką osobę byś z automatu kopnęła prosto w dupe.
Kto normalny zakłada się o to, czy kolega z rebelii wciąż żyje?!
To się aż samo prosi o kop w tyłek!
Ech... Mniejsza...
Poza utratą przyjaciela, macie gorszy problem.
Wojska Red Lidera stały się w ostatnich tygodniach zdecydowanie silniejsze.
Co dla was nie wróżyło dobrze.
Gdyż w tych paru tygodniach, nikt kto wyruszał na poszukiwanie zapasów z rebelii... Nie wracał.
Tak, jakby zapadali się pod ziemię.
Innymi słowy... Ktoś z czerwonej Armii dobrze wiedział kiedy i gdzie się poruszacie.
A w związku z tym... Zapasów było coraz mniej.
Na chwilę obecną, jedzenia zostało wam na niecały rok.
A patrząc na ilość ludzi schronie...
Kiepsko to wygląda...
Ale jak to mówi Edd:
"Nie można tracić nadziei"
Aczkolwiek to... Jest trochę trudne...
Nie odezwałaś się do nikogo od prawie 3 tygodni.
Do tego, po incydencie ze sklepem i morelami, Matt miał złamaną rękę.
Czyli jeden z najlepszych żołnierzy był unieruchomiony.
A to była naprawdę spora strata dla rebelii.
Siedzisz aktualnie w swoim pokoju gapiąc się w sufit
Taaa... Nawyk z czasów siedzenia w celi wcale ci nie minął
Ale i tak, było tu zdecydowanie lepiej niż tam.
Wtedy w głośnikach rozległ komunikat.
- Zapraszam (T.I) (T.N) do gabinetu głównego. -
Oh.. Coś się szykuje

Stojąc przed drzwiami zapukałaś pare razy.
Dosłownie po chwili, zza drzwi rozległo się ciche "proszę".
Tuż po uchyleniu drzwi, przed oczami pojawiły ci się znajome twarze.
Czyli Edd, Matt i Lunay.
- Usiądź. -
Odezwał się zielonek.
Ty czując się jak na dywaniku u dyrektora, usiadłaś na krześle na przeciwko bruneta.
Po chwili odezwłała się morskooka.
- Musimy w końcu wymyślić coś, by obalić tego dyktatora!
- Mnie to mówisz? -
Przetarł twarz zielonek wdychając ciężko.
- Już od miesiąca nie wiemy co się dzieje z Tomem.
Co gorsza, ktoś wręcz dziesiątkuje nasze oddziały!
- Musimy sie dowiedzieć kto to i skąd Tord go wytrzasnął... Bądź ją. -
Wtrąciła Lunay.
- Wiem.. Wiem, ale co my możemy zrobić? -
W końcu odważyłaś się odezwać.
Każdy w pokoju westchnął ciężko, mając nadzieję, że w taki sposób choć trochę zrzuci z siebie ten ciężar.
Ale to i tak zbytnio nie pomogło.
Po dłuższej chwili ciszy w końcu zielonek się odezwał.
- Mimo to... Mamy plan zamachu na Torda. -
Otworzyłaś szerzej oczy.
- Zamieniam się w słuch... -

Plan jest następujący.
Dziś Tord obchodzi urodziny.
Z tego powodu ma zamiar napaść na Londyn osobiście.
Jeden z waszych ludzi, byłby na dachu jednego z budynków.
Ubezpieczany.
Obserwowałby Torda z oddali i gdy natrafiła by się okazja, zastrzeliłby go.
Wiem, że plan opisany tutaj, wydaje się mało dopracowany.
Ale to dlatego iż osobiście nie znam planu w całości.
Ja tu tylko opisuje to co było.
W rzeczywistości, plan był dopracowany do najmniejszego kroku.
Wszystko bylo dopięte na ostatni guzik.
A przynajmniej tak myślał Edd i reszta... Łącznie z tobą...

Wszyscy byliście już na miejscu.
W oddali powoli zbliżały się wojska Czerwonej Armii.
A razem z nią, zbliżał się i Tord.
Snajper już czekał na budynku wpatrując się w rogacza.
Ty razem z Eddem i Lunay. obserwowaliście wszystko z ukrycia.
Każdy posiadał w tej chwili Wocky Tocky by móc się ze sobą porozumieć.
I ze wspomnianiego powyżej urzędzenia wydobył się ludzki głos.
- Cel się powoli zbliża, czekam na rozkazy.
- Przyjąłem. -
Odezwał się szeptem, przytrzymując guzik by nawiązać kontakt.
Ziemia drżała a warkot licznych maszyn wojennych.
Nie brakowało czołgów, karabinów... Ten gość to totalny psychol!
Ale mniejsza, nie o tym teraz mowa.
Po krótkiej chwili ponownie odezwał się głos z krótkofalówki.
- Obiekt w zasięgu celu, mam w tej chwili możliwość na czy ty strzał.
- Czekaj.
Jeszcze chwila.
Chce mieć pewność, że pocisk trafi. -
Ponownie odezwał się zielonek.
Rogacz tym czasem z dosłownym bananem na twarzy szedł przed siebie.
Ku waszemu zaskoczeniu, nagle się zatrzymał a przez to również i ja go wojska.
Jak stanął... Tak stoi.
- A on co robi? -
Szepnęłaś do brunetka nie odrywając wzroku od Red Leadera.
Ręce miał założone za plecami, stał prosto, a wzrok miał wbity w ziemię.
- Mam strzelić? -
Ponownie odezwał się snajper przez Wocky Tocky.
- Jeszcze. Nie.
Czekaj na sygnał. -
Zielonka szczerze niepokoiło zachowanie Larssona.
Nie ruszył się nawet o krok.
Nawet jego płaszcz nie drgnął.
To pewnie też przez to, że dziś nie ma nawet namiastka wiatru.
Brunecik wpatrując się rogacza w końcu się odezwał.
- Strzelaj, teraz.
- Zrozumia-- -
Nagle po drugiej stronie krótkofalówki rozległ się krzyk a następnie nagły strzał.
Twoja twarz zbladła widząc jak rogacz patrzy dokładnie w waszą stronę.
Przypomniałaś teraz kartkę papieru.
Jego uśmiech przypominał grymas seryjnego mordercy.
Który już za chwilę będzie widział strach i ból malujący się na twarzach jego ofiar.
Wtedy właśnie dostrzegłaśw kogoś na dachu, na którym znajdował się wasz żołnierz.
Z tak dalekiej odległości nie mogłaś się zorientować Kto to jest... Ale jedno jest pewne... Znasz tą osobę.
W jednej chwili zaczęła się strzelanina.
Kule ze świstem przecinały powietrze.
Dziurawiły ściany, okna i niestety.. Również waszych żołnierzy.
Przez to całe zamieszanie, nie dostrzegłaś gdy Tord wdarł się między waszych ludzi.
I tak jak kiedyś ciebie, zdzielił zielonka po twarzy parokrotnie.
Juz miałaś mu oddychać gdy nagły, mocny ból przejął całe twoje plecy.
Jednym, krótkim słowem zostałaś postrzelona.
Taki ból może znać jedynie osoba, która kiedyś została postrzelona.
Strzały ustały, gdy żołnierze przeciwnika, albo wybili albo pojmali rebeliantów.
Ty ledwo żywa rozglądałaś się po twarzach swoich znajomych i przyjaciół.
Wtedy obok Torda stanął mężczyzna w dziwnych goglach.
Widząc go poczułaś jakby ktoś ci nóż wbił w plecy.
- Dobrze się spisałeś-
Pogratulował mężczyźnie Rogacz z szerokim usmiechem.
Ty wciąż niedowierzając wpatrywałaś się w niego.
- Nie..
To nie może być... -
Mężczyzna przeniósł swój pikselowy wzrok.
Na jego twarzy nie widniały nawet okruchy jakichkolwiek emocji.
- T-Tom?... -

Witam!
Jezu, ile mi zajęło pisanie tego rozdziału...
Mam nadzieję, że choć trochę wynagrodziłam wam tą nieobecność akcją jaka wystąpiła w rozdziale
Ostatni rozdział wyszedł w lutym...
Czyli już dwa miesiące minęły xD
No prawie... A moze?
Sama nie wiem
Cóż.. Ja się żegnam i do następnego rozdziału
(Pewnie znowu za dwa miesiące :") )

Czerwona wojna - Eddsworld [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz