4.1K 367 257
                                    

udało się dobić dziesięciu gwiazdeczek, yAY
miłego czytania(!!)

Dwa dni kłótni kosztuje mnie wydobycie od Rona nazwy sklepu Draco. W końcu mi ją podaje, ale tylko po to, aby powstrzymać mnie przed pojawieniem się u niego osobiście.

— Będziesz tego żałował, Harry — mówi gorzko.

Prawdopodobnie ma rację.

Trzy razy mijam front budynku brytyjsko-francuskiej spółki „Nicejskie Miotły". Śnieg prószy leciutko, a ja przecieram szlak w śnieżnym puchu, pokrywającym brukowany chodnik.

Chryste, jakie to trudne.

Ponownie staję przed oknem, udając, że patrzę na wystawioną w nim miotłę. Jest niezła. Profesjonalna i dobrze zaprojektowana. Witki uformowano w opływowy, zwężający się owal, dzięki czemu można efektywnie wykorzystać prąd wiatru, a hebanowy trzonek wypolerowano do błyszczącej gładkości. Z boku, na srebrnej tabliczce, umieszczono nazwę: Severus. Moje usta wykrzywia niewielki uśmiech.

Przy akompaniamencie dzwoneczka drzwi sklepu otwierają się ze szczęknięciem. Elfy uciekają z zawieszonej z przodu, huśtającej się teraz girlandy.

— Co ty tu, do diabła, robisz? — Draco stoi w wejściu i patrzy na mnie ze złością. Nie ma na sobie wierzchniej szaty, a rękawy koszuli podwinął do łokci. Jego nadgarstki nadal są wąskie i kościste. Pamiętam, jak je ssałem i wyznaczałem wargami drogę wzdłuż przedramienia, a on wił się pode mną bez tchu. Ciągle nie zapomniałem kształtu Mrocznego Znaku na języku.

Robię krok do tyłu.

— Tylko patrzyłem.

— To przestań. — Wiatr wichrzy mu włosy, które opadają luźno aż do podbródka. Podoba mi się, że nie zawraca sobie głowy poprawianiem natury. Jest w tym coś seksownego. Nie wygląda już na tak chudego, jak dwadzieścia trzy lata temu, ale ciągle jest szczupły. Twarz nadal ma kanciastą i ostrą, sylwetkę wysoką i smukłą, ramiona doskonale wyprostowane. — Płoszysz klientów.

Wywracam oczami.

— Nie sądzę.

— Prawda w oczy kole. — Draco odgarnia z twarzy kosmyk włosów i splata ręce na piersi. Drży. — Teraz odejdź.

— Chcę porozmawiać. — Opieram się o ścianę. Jakaś obwieszona zakupami czarownica z nasuniętym na twarz kapturem mija nas w pośpiechu. Jest naprawdę zimno.

Draco zaciska usta.

— Dwadzieścia trzy lata bez jednego słowa, a teraz zebrało ci się na wyjaśnienia? Jak miło. — Potrząsa głową. — Nie, nie zgadzam się. Nie dam ci możliwości dręczenia mnie...

— Ciebie? — Gapię się na niego. — To przecież ty przyszedłeś na ślub mojej byłej żony. Nie miałem pojęcia, że wróciłeś...

— W końcu byś się dowiedział. — Przesuwa się, gdy dwaj chłopcy, mający nie więcej niż po pięć lat, stają obok. Obaj są zawinięci w grube, robione na drutach szaliki w kolorze Slytherinu. — Pan Nott, pan Harper.

Nott szczerzy się, marszcząc przy tym zadarty nosek.

— Mama przesyła pozdrowienia. — Wyciąga z kieszeni woreczek galeonów. — I mam pieniądze na moją miotłę.

Draco uśmiecha się do niego, szeroko i ciepło. Do mnie też się tak kiedyś uśmiechał. Czasami.

— Wejdźcie do środka. Luc ma wszystko przygotowane. Powiedzcie mu, że kazałem dorzucić zestaw do polerownia. — Chłopcy przechodzą pod jego wyciągniętym ramieniem. Patrzę na Draco z wyrazem zaskoczenia na twarzy. — To syn Pansy i jeden z jego przyjaciół. — Wzdycha.

zdarzyło sie wczoraj I drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz