czy ktoś może mnie zabić?? bo jest za gorąco, żeby żyć, ale nikt mi nie pozwala umrzeć ; (
Mój syn wraca do domu na święta Bożego Narodzenia. Ciągle jest osłabiony i przez cały kolejny tydzień musi bardzo rygorystycznie zażywać eliksiry, jednak, jak zapewniła Pye, jego kości się zrosły, a magiczne zdolności wydają się być nietknięte. Dlatego, gdy James decyduje, że chce pozostać w moim mieszkaniu, uzdrowicielka bez sprzeciwu oddaje mi go pod opiekę.
— Bez obrazy, mamo — powiedział James do Ginny ze słabym uśmiechem. — Właśnie teraz nie chciałbym przeszkadzać tobie i Wiktorowi.
— Jakbyś kiedykolwiek mógł — odparła, całując go w czoło, po czym wygięła ironicznie brwi. — Lepiej się przygotuj na moje codzienne odwiedziny.
Wiktor i ja pomogliśmy Jamesowi i siecią Fiuu wszyscy udaliśmy się do mnie. Molly i Artur już na nas czekali ze swoimi synami oraz ich żonami i dziećmi. Nie mam żadnego przeklętego pojęcia, jak pomieściliśmy się w moim salonie, ale jakoś daliśmy radę.
Podarunki zostały otwarte, jedzenie zjedzone i do wieczora goście ulotnili się, rodzina po rodzinie.
James zwija się teraz na kanapie i przygotowuje do snu. Luna siedzi koło niego, pogrążona w lekturze książki. Lily i Al schowali się w pustym pokoju, aby wypróbować najnowsze prezenty od George'a. Dochodzą stamtąd stłumione odgłosy eksplozji, jednak staram się nadmiernie nie przejmować. W końcu pourywane kończyny mogą odrosnąć.
Jestem w kuchni z Hermioną, zeskrobując z talerzy resztki jedzenia i układając naczynia do mycia, gdy wchodzi Ron, trzymając w jednej ręce długą, wąską paczkę, a w drugiej pusty kufel po piwie.
— Harry?
Upuszczam talerz do zlewu, prawie szorując szczotką po kłykciach.
— Tak?
Ron podaje mi paczkę.
— Potoczyła się pod jedno z krzeseł. Jest na niej imię twoje i Jamesa.
Marszczę brwi i sięgam po nią. Brązowy papier marszczy się pod moimi palcami. Przyglądam się wiszącej na sznurku karteczce. Pismo Draco. Waham się.
— Otwórz to, Harry — mówi Hermiona. Wyciera ręce w papierowy ręcznik i zaciekawiona podchodzi bliżej.
Z walącym sercem rozwijam prezent, rozkładając papier na blacie stołu. To miotła. Elegancka, gładka, doskonała. Ma kasztanowy trzonek i jest wypolerowana tak, że aż promieniuje ciepłym blaskiem.
— Och — szepcze Ron. Dotyka jej ostrożnie. — Piękna. Myślisz, że została przeklęta?
Obracam miotłę na drugą stronę i widzę wyrytą na złoto nazwę modelu: Potter.
— Nie — mówię i wykrzywiam usta w niewielkim uśmiechu. — Nie została.
— Kto ją przysłał? — Mój przyjaciel muska dłonią witki. — Nie wygląda na tanią. — W jego głosie pobrzmiewa zawiść, za co wcale go nie winię.
— Jest liścik. — Hermiona sięga pod miotłę i wyjmuje kopertę. Odbieram ją od niej i otwieram, rozpoznając gruby, kremowy papier.
— No i? — Ron marszczy brew, kiedy wręczam mu pergamin. — Malfoy.
Kiwam głową, wyjmuję mu liścik z rąk i ponownie się w niego wpatruję. Jak napisał Draco, prezent jest dla Jamesa, podarowany z nadzieją, że będzie mu służył dłużej i latał lepiej niż to nieudolnie naśladujące miotłę gówno, przez które miał wypadek. Do mnie Malfoy ma jedynie prośbę, którą mogę swobodnie zignorować, jeśli będę miał taką ochotę, ale on koniecznie musi się ze mną zobaczyć i porozmawiać. Gdybym tylko zdołał wyrwać się z rąk Weasleyów, która, jak zakładał, mnie otacza, mógłbym przyjść do niego na herbatę o pół do piątej. Jeśli nie, będzie wiedział, aby więcej nie prosić.
CZYTASZ
zdarzyło sie wczoraj I drarry
Fanfiction- Pytam poważnie, Draco. Dlaczego tu jesteś? - Już mówiłem. - Patrzy na mnie znad swojego kieliszka. - Zaprosił mnie nowy mąż twojej byłej żony. czyli kiedy harry po latach spotyka swojego pierwszego kochanka (na weselu swojej eks żony) 🔥 126(!) w...