5.4K 334 420
                                    

nie wiem nigdy kiedy się składa życzenia wielkanocne ale to chyba już więc(?) WESOŁEJ WIELKANOCY(!!)
dobrze, że wbiliście dziesięć gwiazdeczek, bo mogę przez to przeciągać kładzenie się spać; w każdym razie: miłego czytania(!!)

Jestem spóźniony prawie dwadzieścia minut.

Draco zajął już stolik, dyskretnie ukryty za doniczką z palmą. Wcale się nie dziwię. Sam nie mam jakiejś szczególnej ochoty na to, by ktoś mnie zobaczył. Kiedy siadam naprzeciwko, odstawia kieliszek.

— Zauważyłeś, że prawie zawsze spotykamy się przy alkoholu i jedzeniu?

Rozwijam serwetkę i kładę ją na kolanach.

— Sugerujesz, że musimy być pijani, aby się wzajemnie tolerować?

— Tej możliwości nie brałem pod uwagę — mówi z namysłem. Ma błyszczące oczy i zaróżowione policzki.

Patrzę na niego podejrzliwie.

— Ile już wypiłeś?

— A ile się spóźniłeś? — Kręci między palcami nóżką od kieliszka. — Zamówiłem przystawki. Pomyślałem, że być może zaplanowałeś wystawić mnie do wiatru.

— Przepraszam. — Wzdycham i pocieram dłonią twarz. — Drobny problem z dziećmi. Al przyszedł dzisiaj do mnie i mieli z siostrą małą sprzeczkę. Myślę, że celowo się siebie czepiają. Ciesz się, że masz tylko jedno.

Draco bierze łyk wina.

— Tak, to rzeczywiście eliminuje kwestię rywalizacji między rodzeństwem. — Patrzy na mnie. — Podoba ci się bycie ojcem?

Podchodzi kelner, niosąc talerze z kurczakiem satay i sajgonkami. Zamawiam tajlandzkie singha.

— Tak — odpowiadam po chwili. — Moje dzieci... są zabawne. Oczywiście momentami zachowują się jak nienormalne i bardzo często doprowadzają mnie do szału, ale kocham je i naprawdę lubię. — Podnoszę jeden szaszłyk i zanurzam jego koniec w sosie. — A ty?

— Nigdy nie myślałem, że nim będę — przyznaje Draco. Chowa za uchem kosmyk włosów. — Dopóki po raz pierwszy nie wziąłem Scorpiusa na ręce. — Wiem, o czym mówi. Za każdym razem, kiedy uzdrowiciel wkładał mi w ramiona moje nowonarodzone dziecko, przenikał mnie ten sam dreszcz zdumienia i czystego terroru. Zawsze się bałem, że kolejnego nie będę kochał tak samo, jak poprzedniego. Że nie posiadam w sercu dostatecznej ilości uczuć, aby obdarzyć nimi jeszcze jedną osobę. Byłem idiotą. Dla miłości zawsze jest miejsce.

Kelner stawia przede mną piwo. Unoszę szklankę do góry.

— Za nasze dzieci — mówię.

Draco uśmiecha się.

— Sądzę, że na to mogę się zgodzić. — Stuka swoim kieliszkiem o mój. — Za dzieci. Jakkolwiek nie byłyby czasami irytujące.

Śmieję się i upijam łyk piwa.

Mija półtorej godziny. Nasze talerze są już puste i właśnie zamówiłem drugą butelkę wina. Zrezygnowałem z piwa na rzecz Rieslinga. Jestem zaskoczony, jak bardzo czuję się zrelaksowany. Pierwsze randki zwykle wyjątkowo mnie stresują. Wiecznie wystawiony na pokaz. Nienawidzę tego.

Zdjąłem marynarkę i powiesiłem ją na oparciu krzesła, Draco także pozbył się wierzchniej szaty. Nalewa kolejny kieliszek i siedzi, obserwując mnie uważnie.

— Nie jesteś tym samym człowiekiem, jakim byłeś dwadzieścia trzy lata temu.

Wzruszam ramionami i biorę łyk wina. Smakuje dość ostro i słodko. Draco zawsze miał w tej kwestii dobry gust.

zdarzyło sie wczoraj I drarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz