5. you're the one that i want

108 10 7
                                    

you better shape up
cause i need a man
and my heart is set on you

Obudził mnie okropny ból głowy i wzmagające go walenie w drzwi. Kamila już nie było. Może to nawet lepiej.

Nora. Krzyczała coś do nas, ale nie to było w tamtym momencie istotne. Przeszukałem walizkę i w końcu znalazłem tabletki przeciwbólowe, bez których nie udałoby się nam przetrwać dnia.

- Uspokój się wariatko! Nie jesteśmy głusi, kurwa! Idiotka - krzyknął w stronę drzwi Forfnag, a dziewczyna zamilkła. - Tylko nie leć się teraz poskarżyć trenerowi, lizusko!

Ogarnęliśmy się całkiem szybko i już dziesięć minut później schodziliśmy po schodach. Od bycia w pełni sił było nam daleko, a wizja wściekłego z powodu sporego spóźnienia trenera nie poprawiała naszej sytuacji.

- Wydawało mi się czy ktoś był rano w naszym pokoju? Jeszcze zanim tamta idiotka zaczęła się dobijać do drzwi. - Forfang spojrzał na mnie pytająco. Poczułem jak ogarnia mnie fala gorąca, a policzki robią się czerwone. Spokojnie, nikt nie może wiedzieć.

- Pewnie ci się coś przyśniło. - Próbowałem go zbyć, ale ten ciągnął temat dalej.

- Nie, niemożliwe. Jestem pewien, że ktoś uderzył się w stolik i to mnie obudziło. - Zmarszczył czoło, a ja musiałem improwizować.

- Oh, no tak, to byłem... - Jednak Johann nie pozwolił mi dokończyć.

- Brunet! Tak, na pewno brunet. - Zaśmiał się. - Może Stoch uznał, że jesteśmy zbyt dużą konkurencją i chciał nas zlikwidować bez świadków. - Wzdrygnąłem się, kiedy wypowiedział jego nazwisko, ale słysząc resztę zdania odetchnąłem z ulgą. - Co o tym myślisz?

- Myślę, że masz zbyt bujną wyobraźnię. - Czas uciekać z tego niepewnego gruntu. - A nawet jeśli tak było i nas jednak oszczędził, to zaraz Stoeckl dokończy jego robotę.

***

Zebranie sztabu trwało około godzinę, obgadaliśmy dokładnie każdego skoczka, plan treningu i regeneracji. To znaczy oni obgadali. Moje zdanie póki co nie do końca się tam liczyło. "Siedź i rób notatki" tak mówił Stoeckl. Byłam jego asystentką tylko na papierze, w rzeczywistości dokładnie słuchałam i notowałam. Miałam się uczyć. Z jednej strony było mi to na rękę - jeżdżenie na zawody u boku trenera, zdobywanie wiedzy, zarabianie bez większych zobowiązań, ale z drugiej nudziło mnie ciągłe słuchanie, chciałam coś znaczyć, dołożyć znaczącą cegiełkę dla tej drużyny.

Teraz był czas na trening. Siedziałam obok Alexandra Stoeckla nadal słysząc w głowie głos Johanna. Wiedziałam, że jestem zbyt wrażliwa, że nie powinno mnie to w ogóle dotknąć. Ale dotknęło. Odchodząc od tamtych drzwi miałam wielką gulę w gardle i łzy w oczach. Brałam do siebie wszystko co mówili, każde wyzwisko lądowało gdzieś głęboko w mojej głowie, by zostać tam już na zawsze.

Daniel i Johann pojawili się pierwsi, rozejrzeli się po pomieszczeniu i zaczęli o czymś szeptać. Blondyn wyglądał jakby nie chciał słuchać, tylko jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. W końcu przyszli też Robert i Anders. Kiedy odezwał się trener, każdy z nich nagle miał wymalowaną na twarzy skruchę. Gdyby nie skoki, to z takim talentem zawsze mogą zostać aktorami.

- Jeśli nie chcecie tu być, droga wolna! Nikt was nie trzyma w kadrze, a ja spokojnie mogę zastąpić was młodszymi kolegami, którzy na pewno bardzo by się ucieszyli i umieliby szanować czas poświęcany im przez cały sztab - powiedział kończąc swój wywód po czym od razu rozpoczął trening, który i tak musiał odbyć się w ekspresowym tempie.

A ja skakałam na każde zawołanie trenera. Kawa? Już się robi. Przynieść wodę chłopakom? Jasne. Zanieść ich przepocone ubrania do prania? O niczym innym nie marzyłam.

Ciągle słyszałam za swoimi plecami dogryzki Johanssona o tym, jak nawet to robię źle i jak wielką nieudacznicą jestem, a także komentarze Forfanga na temat wszystkiego, nawet mojego wyglądu, po których łzy napływały mi do oczu. Nie potrafiłam się nie przejmować.

Kiedyś byli dla mnie idolami, imponowali mi swoim zapałem i ciężką pracą, które doprowadziły ich do tak ogromnych sukcesów. Dzisiaj wszystko się zmieniło, nie potrafiłam już patrzeć na nich jak na wielkich sportowców. Poznałam ich gorszą stronę, która kiedyś wydawała się nie istnieć. Tak naprawdę nigdy nie byli idealni, po prostu bardzo dobrze kryli swoją drugą twarz.

***

W końcu zostaliśmy sami. Kamil siedział na ławce zamyślony i uśmiechnięty. Niedługo miał zacząć się konkurs, więc powinniśmy już wjeżdżać na górę skoczni, ale musiałem z nim porozmawiać, chociaż chwilę. Usiadłem więc obok.

- Um... - Nie wiedziałem od czego zacząć. Powinienem go przeprosić, w końcu został wczoraj przeze mnie olany dla średnio udanego wieczoru z chłopakami i dużą ilością alkoholu. Ja prawdopodobnie na jego miejscu byłbym wściekły. Ale nie, Kamil taki nie był. Nie myślał o sobie, zawsze martwił się o innych. Spojrzałem na jego twarz, wyglądał jakby czekał aż w końcu zacznę mówić. - To ty mnie wczoraj przebrałeś czy sam to zrobiłem? - wypaliłem i od razu skarciłem się za to w myślach. Daniel idioto, to chyba najgłupsze co mogłeś w tym momencie powiedzieć.

- Nie za bardzo byłeś w stanie. - Na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec. - Więc musiałem ci pomóc. - Uśmiechał się. Nie wyglądał na ani trochę złego faktem, że wczoraj zlekceważyłem nasze spotkanie. Zachowywał się jak gdyby to w ogóle nie miało miejsca, jakbyśmy spędzili razem miły wieczór. Uwielbiałem w nim to i czasem niedowierzałem z jaką łatwością zapominał o wszystkich gorszych chwilach.

- Dziękuję. - No dalej, mów. - I przepraszam. Nie powinienem wczo...

- Daj spokój Daniel, przecież nic się nie stało. - Objął mnie ramieniem. Byliśmy tak blisko, że nasze nosy prawie się stykały. Ten jeden raz nie martwiłem się o to, czy zostaniemy zauważeni, po prostu chciałem być blisko niego. Spokój i opanowanie, które od niego biły udzielały się także mi i podobało mi się to. Zamknąłem oczy, czułem na twarzy jego oddech, a w końcu jego usta dotknęły moich. Była to krótka chwila, zdecydowanie za krótka. Mógłbym trwać w tym pocałunku całą wieczność i nigdy nie miałbym dość. 

Wtulił się we mnie, a ja zamknąłem oczy opierając się o jego głowę i byłem szczęśliwy jak nigdy wcześniej. Wokół nas słyszałem rozmowy, udało mi się nawet rozpoznać głosy Johanna i Roberta, a także jakichś Niemców. To znaczyło, że byli w pobliżu i mogli wszystko widzieć. Ale przestałem się tym przejmować. Wtedy ważny był tylko Kamil.

Kochałem go, naprawdę go kochałem. Nie potrafiłem już tego dłużej przed nikim ukrywać.

every breath you take | daniel andre tandeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz