Poczułam, że siedziałam. Dziwne, co nie? Przecież przed chwilą leżałam. Otworzyłam oczy by sprawdzić co jest grane. Wtedy podskoczyłam na krześle ze strachu. Ujżałam przed sobą tego... Jak mu tam było? Ydrisa? No więc ujżałam przed sobą Ydrisa.
-Co ja tu robię? - Spytałam z trudem łapiąc oddech.
-Przepowiadam ci przyszłość, dopiero zaczynamy! - Odrzekł mężczyzna. - A teraz powiedz mi... Chcesz usłyszeć jak wygląda twoja przyszłość z końmi czy z samą sobą?
-Nic nie chcę usłyszeć. - Burknęłam.
-Czyli twoja przyszłość... -Klasnęłam się w czoło. Pomachał dłońmi nad kulą (No tak, stała tam różowa kula otoczona różowymi kryształami, sprawiała wrażenie!) i zajżał w nią. Po chwili uśmjechnął się wrogo i spojrzał na mnie. - Mówiłaś, że chcesz lepszą pracę, o to marzenie się spełniło! Rudowłosa Maja, stanowczo ci powiedziała, że to koniec i masz dzień na wyprowadzkę...
Przecież to mój najgorszy koszmar! Fakt, chciałam mieć lepszą pracę, ale nie w tym sensie! Skąd wezmę pieniądze na życie? Gdzie teraz pójdę? A... W tym momencie wstałam z łóżka jak poparzona. Teraz to już prawie się dusiłam. Głośno sapałam próbując złapać tlen.
-Tlenu! Tlenu! - wkrztusiłam. Drzwi otworzyły się. Do pokoju wbiegł... Justin! Z nieba spadł!
-Co się stało? Mary! Wszystko ok? - Klęknął przede mną i zaczął mnie uspokajać.
-Ydris... On... Bo Maja... - Powoli się uspokajałam. Zaczęłam łapać oddech.
-Ohh... Spokojnie, to był tylko zły sen. Jest 9:14. Odprowadzę cię do stajni. - Tak też uczynił. Wstałam, zabrałam plecak z biórka i powolnym krokiem ruszyłam obok Justina.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W końcu zbliżaliśmy się do stajni. Szłam już sama, gdyż czułam się dobrze. Zza drzwi boksu Aramisa wyszła Maja. Uśmiechnęłam się do niej serdecznie. Jednak ona tego nie uczyniła. Wręcz przeciwnie. Podeszła do nas i powiedziała stanowczo...
-Mary? Idź się lepiej pakować. To koniec, już tu nie pracujesz. - Zamurowało mnie. - Cały czas albo przychodzisz za wcześnie albo za późno. Ja chcę punktualności.
Rozpłakałam się. Bez chwili wachania wtuliłam się w Justina. Odeszliśmy kawałek do drzwi jego domu.
-Justin, ja... Co teraz zrobię?
-Masz kogoś z rodziny? Oprócz... Loretty? - Spytał.
-Wczoraj odnalazłam starszego brata. Mieszka w obserwatorium, przy Głuchych Lasach. - Powiedziałam.
-Mógłbym... Mógłym cię do niego podwieźć... Przynajmniej tyle... - Złapał się za kark i zwiesił głowę.
-Dziękuję ci... - Podnosłam na niego załzawione oczy. On zbliżył twarz do mojej. Uległam. Pocałowaliśmy się. Chwilę później otsunęłam się trochę. - Choć. Spakuję się.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po ok. godzinie wyszłam z kilkoma torbami i plecakami. Co zabrałam? Ubrania, jabłko, szczotkę, kosmetyki, kilka książek, 2 butelki wody, notatnik i długopis. Justin przyprowadził konia. Był to siwy Jorvik Gorącokrwisty. Ogier.
-To jest Charm. Zazwyczaj spokojny. - Przedstawił swojego towarzysza.
-Witaj - powiedziałam do konia. W międzyczasie włożyłam 2 lary butów do torby na siodle. Resztę dałam Justinowi, prócz jednego plecaka, torby, które założyłam i jednej butelki wody. On to wszystko zawiesił po bokach konia.
Justin wsiadł na Charm. Ja uczyniłam to samo.
- Obok tego tłumu przejedź stępem. - Powiedziałam. Wzruszył ramionami i tak też zrobił. Gdy przejeżdżaliśmy obok całujących się znów Loretty i Ydrisa... Odkręciłam litrową butelkę wody i wylałam całą zawartość prosto na nich. Podarowałam im pustą butelkę i ruszyliśmy galopem...
CZYTASZ
Mary - Szczęściara
AdventureMary, to dziewczyna, która ma rękę do zwierząt. Potrafi uspokoić i oswoić najgroźniejsze zwierze. Pracuje jako stajenna gdy jeszcze nie wie o swoim talencie...