8. Ten mężczyzna...

21 0 0
                                    

!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
UWAGA! Jeśli to czytasz i widzisz jakąś rożnicę między tą, a pozostałymi częściami, daj znać w komentarzu!
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Za nim się obejrzałyśmy, mijałyśmy już starą farmę na Wzgórzu Nilmera. Nilmera... Ciekawe dlaczego Nilmera...? Mniejsza z tym. Zjeżdżałyśmy ze zbocza.

-To do zobaczenia! Ja jadę dalej. - krzyknęła Lova. Powiedzieć nie mogła. Końskie kopyta wytwarzały zbyt duży chałas.

Nie odpowiedziałam tylko pomknęłam dalej.

Jak huragan wpadłam przez bramę. Maja właśnie ją zamykała. Zdążyłam w ostatniej chwili. Stajenna tylko pokręciła głową i lekko się uśmiechnęła.

Zaprowadziłam Aramisa do stajni. Rozsiodłałam. Póki co sprzęt odłożyłam na pobliskie siano. Po drodze zerwałam kilka jabłek. Oczywiście nasz "książe" musi dostać nagrodę za tak szybkie dotarcie do domu.

-Trzymaj, Aramisie. - Przysunęłam powoli nagrodę do jego pyszczka. Wciągnął jedno po drugim, po czym zajął się dalszym konsumowaniem siana.

Wykorzystałam tą okazję i wyszczotkowałam go. Kopyta także zasługiwały na wyczyszczenie.

Zamknęłam boks.

-To widzimy się jutro! - Przytuliłam go na pożegnanie.

Zabrałam sprzęt i ostrożnie by nie popełnić wczorajszego błędu, odłożyłam go.

Ahh! Pracowałam w stajni nie mając na sobie ubrań roboczych! No cóż, życie. Na szczęście wszystko było w jak największym pożądku.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Kolacji nie jadłam, gdyż Mario dał nam lody. Po drodze nie pogardziłam kilkoma jabłkami, więc głodna nie byłam.

Przyszykowałam ubrania na jutro, łącznie z dzisiejszym plecakiem. W planach miałam znów wstać wcześnie, wykonać obowiązki i pojechać do Mario.

Nie czułam zmęczenia. Ale jak tylko się położyłam, zasnęłam głębokim snem.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wstałam. Nie byłam jakoś specjalnie zaspana. Było całkiem żeśko.

Z dworu dotarły do mnie śmiechy dziewczyn z Bobcats Girls i jakiegoś mężczyzny. Rozpoznałam wśród nich ten co grał główną rolę, należący do mojej siostry.

-Co to ma znaczyć? - Spytałam sama siebie.

Spojrzałam na zegarek. 6:00! Udało się, nie zaspałam! Wiem, mam się z czego cieszyć. Ciekawość mnie wprost zżerała.

Wskoczyłam w naszykowane wczoraj ubrania, nałożyłam na to te robocze, wzięłam plecak i zjadłam szybkie śniadanie. Kanapki z dżemem truskawkowym. Mój ulubiony!

Umyłam szklankę i tależ z już założonym plecakiem.

-No! I teraz się dowiem, co się tam dzieje! - Byłam jednocześnie uradowana, że już mogę zgłębić tą tajemnicę i znkechęcona, gdyż była tam w końcu Loretta.

No nic. Ruszyłam do drzwi wejściowych. Tuż przed nimi zatrzymałam się i wzięłam głęboki oddech.

Otworzyłam je i wyszłam na zewnątrz. Zamknęłam je nogą, ponieważ wypatrywałam już tej dziwnej sytuacji.

Nagle moim oczom ukazała się Loretta całująca się z jakimś wysokim mężczyzną. Tuż za nią stał wiwatującu tłum jej kompanii.

Zamurowało mnie. Co to ma znaczyć? Kim jest ten mężczyzna? Z daleka nie mogę dużo zobaczyć....

Mary - SzczęściaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz