|2|

11 2 0
                                    

Do moich uszu zaczął docierać ten okropny dźwięk budzika. Nienawidzę, jak on dzwoni i przypomina mi tym samym, że znowu się obudziłam i muszę przeżyć kolejny dzień.
Sięgnęłam ręką po telefon i wyłączyłam to ustrojstwo. Tak bardzo chciałam iść dalej spać, ale nie było mi to dane. Musiałam skończyć ten rok i wydostać się z tego miasteczka.
Niechętnie wstałam i poszłam do łazienki. Przejrzałam się szybko w lustrze, włosy związałam w warkocza i zaczęłam myć zęby.
Następnie wykonałam mój codzienny makijaż, który chociaż trochę zakrywał siny kolor pod oczami i niedoskonałości spowodowane okresem dojrzewania.
Jak co dzień rano nie wiedziałam co mam ubrać. To jest mój odwieczny problem i chyba tak pozostanie do końca mojego życia. Należę do osób niezdecydowanych.
Po dłuższej chwili wyjęłam z szafy czarne skinny jeansy z wysokim stanem i kremowy sweter. Widok za oknem wskazywał, że nie jest dzisiaj za ciepło, ale miałam nadzieję, że sweter i skórzana kurtka mi wystarczą. Rozpuściłam włosy i rozczesałam szczotką tak, że lekko pofalowane opadały mi na ramiona, a grzywka na szczęście pozostała w nienaruszonym stanie.
Gotowa spojrzałam na zegarek, który wskazywał dwadzieścia minut do pierwszego dzwonka, więc jeśli nie chcę się spóźnić, muszę już wyjść.
Najciszej jak potrafiłam, odkluczyłam drzwi od pokoju i ruszyłam na dół ubrać buty. Co jak co, ale słuch moja mama ma wybitnie dobry, dlatego uradowana, że udało mi się wyjść z domu, nie rozmawiając z nią, zaczęłam biec w stronę szkoły. Tak nienawidzę tego miejsca, tych ludzi, a jednak los chciał, że muszę tam chodzić i udawać wspaniałą przyjaciółkę każdego człowieka.

Wpadłam do ogromnego budynku równo z dzwonkiem. Lekko zdyszana przystanęłam na chwilę przy mojej szafce, żeby odetchnąć. Zdjęłam z ramion kurtkę i schowałam ją do środka, a następnie trzasnęłam drzwiami tak, że huk rozniósł się po już prawie opustoszałym korytarzu.

--Spokojnie, Cassie-- zaśmiał się Luke i zerknął na mnie rozbawiony, tak samo jak jego koledzy.

Jak ja ciebie nienawidzę. Jak ja nienawidzę twoich przyjaciół, a zwłaszcza ciebie Matt i twojej postawy oraz twojej idealnej twarzy. Zabierzcie mnie stąd, błagam.

Zamiast coś mu odpowiedzieć, uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam w stronę klasy. Jestem takim tchórzem i tak bardzo nienawidzę siebie za to.

Wpadłam do środka i starałam się, jak najmniej zauważona, zająć swoje miejsce. Speszona odwróciłam wzrok od innych osób i usiadłam na samym końcu sali. W tym samym momencie do klasy wszedł pan Maurice.
Godzino odebrana mi z mojego wspaniałego życia i przeznaczona na matematykę, witaj.

~☆~☆~☆~

Opadłam na swój ulubiony w tej sali fotel i zaczęłam słuchać paplaniny tej przeuroczej istoty na ziemi.

--O już jest-- odezwała się nagle podekscytowana.

--Kto?-- pobudziłam się nagle.

--Twój Romeo-- uśmiechnęła się uradowana, a ja poczułam jak mnie mdli. Gdybym cokolwiek dzisiaj zjadła, pewnie bym to w tym momencie zwróciła.

--Hej-- podał mi rękę, a ja nie potrafiłam spojrzeć na niego.

Błagałam w duchu, aby to był głupi żart ze strony Elle. Dobrze wiedziała, że nie chciałam grać z nikim z drużyny, a wczoraj żartowałam.

--El, mogę cię na chwilkę prosić-- złapałam ją pod ramię i pociągnęłam z stronę małej sali.

--Coś się stało?-- udała, że nie wie o co mi chodzi.

Once moreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz