Po godzinnym spacerze po parku, odnalazłam ławkę oddaloną od głównej drogi o prawie dwadzieścia metrów. Przynajmniej tutaj nikt mnie nie znajdzie i nie będę musiała siedzieć skulona, jakbym to robiła w domu.
Wyjęłam komórkę i napisałam Matt'owi sms'a, że źle się czuję i nie przyjdę na próbę do niego. Każde wytłumaczenie jest dobre, dopóki jest bliskie prawdy.
Czułam się fatalnie. Byłam rozpalona, blada niczym ściana, z worami pod oczami. Powinnam była zostać w domu, ale mama miała dzisiaj wolne i nie chciałam nadszarpywać jej cierpliwości po wczoraj. Przetarłam dłońmi zmęczone oczy i ziewnęłam. Byłam strasznie zmęczona, a jedyne o czym marzyłam to sen. Był jednak mały minus, nie chciałam wracać do domu, przez co nie mogłam liczyć na odpoczynek.
Związałam moje włosy gumką do włosów, którą zawsze mam na nadgarstku i zakryłam się szczelniej kurtką. Po nogach zaczęły przechodzić mnie dreszcze, a żołądek wydawał zabawne dźwięki.
Powoli się ściemniało, ale lampa nade mną oświetlała przestrzeń w odległości czterech metrów.
Od głównej drogi dzieliły mnie krzaki, które teraz wyglądały jak mur chroniący zamku.
Zerknęłam na telefon i odczytałam sms'a od bruneta. Pytał się gdzie jestem, ale po co mam mu odpowiadać.
Przestraszyłam się jednak nie na żarty, gdy obraz zaczął mi się zamazywać, a ja czułam, że powoli odpływam. Chyba naprawdę jestem chora. Wybrałam numer do Elle, jednak ta nawet po dwóch połączeniach nie odbierała. Postanowiłam ostatni raz wybrać jej numer i po trzech sygnałach usłyszałam jej głos.--Coś się stało?-- spytała zmęczona.
--Zabawna sytuacja, jestem w parku, przy piątej alejce za krzakami-- zaczęłam, chociaż zabawnie nie było.
--Co ty tam robisz?!-- rozbudziła się nagle.
--Chyba mdleje, ale to nic, mogłabyś przyjść i mi pomóc?-- spytałam, a moje powieki stawały się coraz cięższe i powoli zamykały moje oczy.
--Nie mam samochodu, ale coś wymyślę! Zostań tam!-- rozkazała i się rozłączyła, a ja chyba powoli odpłynęłam.
《Matt》
--Matt, musisz mi pomóc. Wiem, że nie lubisz Cassie, ale nie mam kogo poprosić teraz. Nikogo już nie ma w szkole-- zaczęła zdyszana Elle, która trzy minuty tematu oświadczyła koniec próby, a ja zdążyłem już wsiąść do samochodu.
--Co się stało?-- spytałam z przekąsem, nie miałem dzisiaj nastroju do śmiechu.
--Pojedziesz ze mną do parku? W piątej alejce za krzakami siedzi Cassie-- wpakowała się do samochodu, zapięła pasy i spojrzała na mnie wyczekująco.
--Czekaj co ty robisz? Co mnie obchodzi to, że ta bezmyślna dziewczyna siedzi w parku, a ty ładujesz mi się do auta jak niezrównoważona psychicznie?-- ta jednak przymrużyła oczy zła i kazała mi jechać.
Odpaliłem samochód i jechałem w wyznaczone miejsce, ale przysięgam dzień dobroci dla zwierząt kiedyś się skończy.
~☆~☆~☆~
--Cassie?!-- usłyszałem pisk blondynki, gdy wkońcu wbiegła w krzaki dwa metry przede mną.
Przeszedłem przez gęste zarośla i ujrzałem siedzącą brunetkę. Miała twarz zasłoniętą dłońmi, a brodę opierała o torebkę leżącą na jej kolanach.
Elle powoli rozbudzała przyjaciółkę, ale nie mieliśmy czasu do stracenia. Każda minuta na tym mroźnym powietrzu mogła pogarszać jej stan.Podszedłem bliżej, jedną ręką chwyciłem upartą Julie pod kolanami, a drugą za plecy i podniosłem.
---Otwórz samochód-- nakazałem roztrzęsionej towarzyszce, a ta zabrała ode mnie klucze i pobiegła w stronę auta.
--Co ty narobiłaś-- szepnąłem do trzymanej na rękach dziewczyny i będąc już przy otwartych drzwiach, położyłem ją na tylnych siedzeniach.
--Muszę ją zawieźć do domu-- zacząłem głośno myśleć.
--Nie możesz!-- pisnęła siedziąca obok dziewczyna, czym zupełnie mnie zdziwiła.
--Jak to nie mogę? To co mam z nią zrobić?
--Nie mogę ci tego wytłumaczyć. Cassie nie chciałby tego, ale na pewno nie możesz jej zawieść do domu. Mógłbyś zabrać ją do mnie, ale rodzina się do mnie zjechała i nie mam miejsca.
Zacząłem się zastanawiać co mam zrobić. Jeśli nie mogę jej zawieźć do jej domu, ani do Elle, to dokąd?
--Odwiozę cię-- zaproponowałem, a ta podała mi adres.
~☆~☆~☆~
Spojrzałem na śpiąca dziewczynę. Nie wiedziałem czy dobrze robię, przynosząc ją do domu, ale nie miałem innego wyboru.
Oparty o framugę drzwi, czekałem na mamę, która miała przynieść lekarstwa i herbatę. Ciężko było ją namówić, żeby nie kontaktowała się z rodzicami Cassie, ale na szczęście udało się.--Okazało się, że w szpitalu mnie potrzebują. Podaj jej to co dwie godziny, a jeśli nadal nie pomoże, zadzwoń-- podała mi tackę z lekami, ucałowała mnie w policzek i wróciła na dół.
Podszedłem ostrożnie do leżącej i zawołałem ją po imieniu, lecz nie uzyskałem reakcji. Nasypałem sobie na jedną dłoń tabletki i drugą zacząłem ją budzić.
--Musisz to wziąć-- podałem jej leki i wodę, a ta bez słowa sprzeciwu wykonała tą czynność.
--Połóż się-- ułożyłem ją z powrotem po lewej stronie łóżka i sam położyłem się po drugiej stronie.
Czułem jak Cassie dygocze z zimna, więc okryłem ją szczelniej kołdrą.
Nastawiłem budzik w telefonie co dwie godziny i pierwszy raz zmartwiony o tą małą hienę, wpatrywałem się w jej twarz.
CZYTASZ
Once more
Teen FictionSpojrzałam ukradkiem na bruneta, który pochłonięty rozmową z przyjaciółmi nawet nie zdawał sobie sprawy, jak urocze miny robi.