Co byłoby, gdyby Maryse i Robert za zbrodnie przeciwko Clave i Podziemiu zostali skazani na śmierć? Co stałoby się, gdyby Magnus przez krótka chwilę zasmakował w byciu kochanym miłością szczerą i dziecięcą? I co potem, kiedy miłość z dziecięcej przerodzi się w coś prawdziwego i trwalszego?
~*~
Magnus ogólnie nie lubił dzieci i wiedzieli o tym zasadniczo wszyscy, którzy wiedzieć o tym powinni. Nie lubił hałasu, brudnych rączek na swoich jasnych spodniach, ani szczerbatych, zaślinionych buziek w zasięgu wzroku. Opieka nad dziećmi nijak go nie kręciła, ale z jakiegoś powodu, te do przesady uwielbiały jego. Nic dziwnego. Przeciętne dziecko ma umysł sroki. Leci jak pszczoła do kwiatka, kiedy tylko widzi coś, co błyszczy i wydaje dźwięki. A jak do tego ładnie pachnie, albo smakuje? Dziecko sprzedane, zanim rodzic zdąży się zorientować.
Było jednak jedno dziecko, którego Magnus zbyć nie umiał. Był nim Alexander Lightwood, sierotka, ofiara czystek Clave po powstaniu Kręgu. Ów sierotka skradła jego serce od początku, czy to wielgachnymi jak spodki ufoludków ślepiami w kolorze najczystszego butelkowego szkła, czy może uśmiechem tak niewinnym, że Magnus patrząc na niego czuł się oczyszczony z demoniczego piętna... Kto wie? Nie było to ważne. Ważne było to, że Alec był, jest i będzie jego ulubionym dzieckiem. Albo raczej... Był, jest i będzie jego.
Nic więc dziwnego, że kiedy z Idrisu przyszła wiadomość o straceniu jego rodziców i Magnusowi przyszło się z nim pożegnać, serce piekło w piersi, zdając się wypalać w niej czarną, przepastną dziurę, w której powoli tonął cały jego świat.
Patrzył ze smutkiem na tę dziecinną buźkę, jeszcze pyzatą, niemal niemowlęcą, zastanawiając się jak okrutna jest rzeczywistość, w której ktoś odbiera najbliższą osobę takiemu szkrabowi.
Alec leżał w jego łóżku, które zaadoptował dla siebie zupełnie nie wiadomo kiedy i bawił się małym, pluszowym misiem. W jego malutkich rączkach wydawał się większy. Kiedy kilka tygodni temu, Magnus go kupował, nie spodziewał się, że aż tak spodoba się dziecku, ale teraz chłopiec się z nim praktycznie nie rozstawał, choć przez cały ten czas, jak rezydował wraz ze swoją matką w lofcie Magnusa na prośbę sądu Clave, ku jej wielkiej irytacji, Magnus zdążył wykupić chyba cały sklep z zabawkami. A to właśnie prosty miś, pierwszy prezent od niego, był dla małego Aleca tak ważny.
Chłopcu już wyraźnie kleiły się oczy. Początkowo, Magnus myślał, że mały Alec jest raczej płaczliwy i będzie utrapieniem, tymczasem okazało się, że było wprost przeciwnie. Wkradł się w jego łaski równie szybko, co w łaski jego kota, który właśnie układał się do snu nad czarną główką, mrucząc doniośle.
- Poczytać ci, Miśku? - zapytał głośno, żeby zwrócić na siebie uwagę chłopca.
Widział to co wieczór. Maryse nie była szczególnie dobrą matką. Wymagała posłuszeństwa, ciszy i bezwzględnej karności, ale bywała czuła. Często go przytulała, brała na kolana i czytała chłopcu bajeczki, albo zwyczajnie do niego mówiła, póki nie zasnął, opowiadając cichym, łagodnym głosem co robili tego dnia. Magnus w pewien sposób podziwiał jej cierpliwość.
- Poczytamy, tak? Co byś chciał? Może bajeczkę o kotkach?
- Kotek, kotek! - wykrzyknął radośnie chłopiec.
Magnus uśmiechnął się. To było pierwsze słowo, którego go nauczył. Wcześniej chłopiec znał ich trochę, umiał komunikować swoje potrzeby, ale o kotkach nic nie słyszał. A teraz? To chyba były jego ulubione zwierzątka. I z zapałem powtarzał to jedno słówko, za każdym razem, kiedy Magnus pokazywał mu swoje prawdziwe spojrzenie, choć za pierwszym razem, Alec się go bardzo bał.
CZYTASZ
Jesteś mój
FanfictionTakie tam... miniaturowe. Już skończone, ale jestem łasa na gwiazdki. Co byłoby, gdyby Maryse i Robert za zbrodnie przeciwko Clave i Podziemiu zostali skazani na śmierć? Co stałoby się, gdyby Magnus przez krótka chwilę zasmakował w byciu kochanym m...