Dostałam swoje 35 gwiazdek. W sumie nie precyzowałam jakich, więc sama jestem sobie winna. Widzisz bleur0 do czego mnie doprowadziłaś? xD Ech...
~*~
Alec niestety nie miał za grosz wyczucia i nie dał Magnusowi czasu na ułożenie wszystkiego w głowie. Nie żeby czarownik naciskał, żeby to zrobił. Przeciwnie. Na nieśmiałe pytanie chłopaka, czy może wpaść ledwo dwa dni później, odpowiedział bez zastanowienia, że zawsze i o każdej porze dnia i nocy.
Z początku Alec starał się zapowiadać. Zwykle przychodził jak miał wolne i zostawał na obiad, albo seans filmowy i ani myślał wychodzić, póki Magnus nie dał mu słodyczy. Oczywiście, Bane nie byłby sobą, gdyby go nimi nie raczył na każdym kroku. Pilnował jednak, z czystej przekory, aby chłopak ich nie jadł na pusty żołądek, co Alec za każdym razem kwitował wściekłym prychnięciem i jakąś wyszukaną złośliwością.
Z czasem jednak jego wizyty stały się coraz mniej spodziewane. Chłopak jakby szukał towarzystwa czarownika, przychodził czasem nawet zaraz po misji.
Magnus do tej pory miał dreszcze na wspomnienie widoku zakrwawionego swetra Aleca, kiedy chłopak w środku nocy pojawił się w jego drzwiach. Magnus otworzył je, spodziewając się prędzej Hiszpańskiej Inkwizycji, niż Aleca, ponieważ było już grubo po północy. Jednak zastał za nimi słaniającego się na nogach Lightwooda, który zdążył zrobić ledwo krok w jego stronę, zanim osunął się w jego ramiona, brocząc krwią.
W tamtej chwili, Magnus całkiem zapomniał, że jest czarownikiem. Panika zasnuła jego zmysły, pozbawiając go tchu i sprawiając, że przez kilka długich minut, nie wiedział co ma robić. Zanim ogarnął się na tyle, żeby go uzdrowić, krew chłopaka zdążyła całkiem pobrudzić jego ubrania, a i tak jeszcze kilka godzin, kiedy Alec pozostawał nieprzytomny z wycieńczenia, tulił jego ciało do piersi, niezdolny do ruszenia się z miejsca. Rano na Aleca czekało śniadanie i pełne wyrzutu spojrzenie, ale Magnus wymógł na chłopaku obietnicę, że tak będzie zawsze. Że Alec nie będzie czekał, tylko z każdą raną będzie przychodził do niego. Lightwood tylko pokiwał głową, nie odzywając się cały ranek, tylko skubał słodkie naleśniki, całkiem pozbawiony apetytu. Tego dnia wieczorem napisał do Magnusa krótkiego esemesa z przeprosinami.
Ale to był dopiero początek niezapowiedzianych wizyt. Nie każda oczywiście była spowodowana odniesionymi w walce ranami. Alec po prostu czasem się pojawiał. Magnus kilka razy obudził się rano, zastając chłopaka w kuchni. Zawsze wtedy dostawał kawę, gorącą i pachnącą, prosto do rąk i był raczony opowieścią o upierdliwości Jace'a i klejącej się do niego Clary.
Magnus skłamałby, gdyby powiedział, że mu te wizyty przeszkadzały. Były słodkie i pozwalały mu oderwać się od rzeczywistości. Alec nie był natrętnym gościem. Nie wymagał uwagi i Magnus miał niekiedy wrażenie, że chłopak przychodzi głównie do jego kota. Jego ciągła obecność była więc miłą odmianą. Dlatego nie zwracał uwagi na to, że Alec nawet przestał pukać. Po prostu wchodził jak do siebie i tak też się czuł, kiedy przebywał w lofcie Magnusa. Jakby wracał do domu, a nie przychodził w gości. To też była miła obserwacja, szczególnie, kiedy zdarzało mu się przysnąć na kanapie, przytulonym do Miau, albo kiedy bez słowa pomagał sprzątać, albo gotować.
A tak... To był też jeden z nowych nawyków Magnusa. Im częściej Alec przychodził, tym częściej Magnus gotował. Wcześniej nie zdarzało mu się to częściej niż raz, góra dwa razy w roku. Dla samego siebie nie miało to sensu, a dla potencjalnej randki... Cóż. Nikt od dawna nie był tak ważny, aby dla tego kogoś brudzić w kuchni. Tymczasem gotowanie dla Aleca było czystą przyjemnością.
CZYTASZ
Jesteś mój
FanfictionTakie tam... miniaturowe. Już skończone, ale jestem łasa na gwiazdki. Co byłoby, gdyby Maryse i Robert za zbrodnie przeciwko Clave i Podziemiu zostali skazani na śmierć? Co stałoby się, gdyby Magnus przez krótka chwilę zasmakował w byciu kochanym m...