00 | «prolog»

5.5K 113 10
                                    

— Daisy! — Casey uśmiechnęła się do mnie najszerzej jak tylko może i dłonią zaprosiła mnie do zdjęcia klasowego. Szybko więc podeszłam i ustawiłam się obok niej. — Pani Pickering chce wywiesić to zdjęcie na swojej tablicy. — dodała śmiejąc się głośno, jak zwykle zresztą, do czego już się przyzwyczaiłam.

Tamta chwila była cudowna. Co prawda, nie siedzieliśmy wszyscy razem na każdej lekcji, lecz to pani Pickering zrównała nas razem. Dwudziestu czterech uczniów Jefferson High School w jednej, tejże chwili czuli się jak dawni przyjaciele niemalże od piaskownicy. Nierozłączni. Zawsze razem.

Uwielbiałam ich, mówiąc szczerze i często przyznawałam im to. U nauczycielki, której nazwisko już wspomniałam, poznałam właśnie Casey, May, Tiffany, Caleba, Tylera i Haydena. Najlepszych ludzi na świecie.

Ale takiej szansy nie można było zaprzepaścić. Każdy wie, o co mi chodzi, bo to jednak Paryż. Spełnienie moich marzeń. Gdyby nie wymiana, nigdy bym tam nie pojechała, a teraz dostaję taką możliwość. Aż żal nie skorzystać. Dlatego ten dzień był ostatnim dniem w tej szkole i czekał mnie teraz jeden rok liceum w stolicy Francji. Nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy nie, ale w chwili robienia zdjęcia nawet o tym nie myślałam.

Stałam jedynie pomiędzy Casey, a Haydenem nie odzywając się nawet słowem. Po chwili przed moimi oczami pojawił się jasny błysk, a zdjęcie było już zrobione. Od razu westchnęłam cicho, bo bolały mnie już usta od dłuższego stania w miejscu z uśmiechem przez cały czas, więc odeszłam lekko w swoją stronę z kamienną miną.

— Daisy, co tu tak stoisz sama? — usłyszałam znajomy głos, który, jak się okazuje, należał do Haydena. Chłopak objął mnie od tyłu i lekko przytulił do siebie. — Już cię bolą usta? — dodał, wciąż uśmiechając się szeroko.

— Jejku, po prostu mi przykro — wymusiłam na sobie delikatny uśmiech i odwróciłam głowę w stronę swojego przyjaciela. — To chyba nic dziwnego, przecież nie będę was widzieć przez cały rok szkolny — powiedziałam jeszcze.

Hayden Adam Smith. Poznaliśmy się w pierwszej klasie liceum, oczywiście na zajęciach z panią Pickering. Mieliśmy wtedy zaledwie 15 lat, a teraz mamy już rocznikowo po 16, lecz psychicznie, wydaje mi się, że dość wydorośleliśmy. Zaprzyjaźniłam się z nim praktycznie od początku roku szkolnego, więc trzymamy się ze sobą już 10 miesięcy.

— Żałuj — Smith zaśmiał się dość głośno, a ja odruchowo spojrzałam w jego brązowe oczy. Z tego powodu, zdarzało mi się na niego mówić Czekoladka, jego oczy naprawdę były jak czekoladki. — Wiesz, bycie freshmanem, to co innego, niż drugi rok w liceum. Starsi będą nas bardziej szanować — wzruszył ramionami.

— Tak? — uśmiechnęłam się z delikatną złośliwością. — Powinieneś bardziej powiedzieć, że beze mnie będzie tu słabo. Teraz, to ja mogę się obrazić — dodałam żartobliwie, po czym wybuchnęłam cichym śmiechem.

— Cichutko tam — odparł szeptem Hayden i przytulił mnie jak najmocniej, ale nie chcąc ograniczać mi dostępu do powietrza. — Też cię kocham, mała — powiedział pokazując mi język.

— Ja ciebie też, ale muszę iść — westchnęłam cicho powoli wyrywając się z objęć chłopaka.

Kochałam go, jak przyjaciela oczywiście. To niesamowite, jak w przeciągu dziesięciu miesięcy, możesz poznać zupełnie nowych znajomych, na których tak szybko zacznie ci zależeć. Tak jednak było z Haydenem. Co prawda, najwiecej czasu spędzałam z Casey, ale Hayden był dla mnie równie ważny, co ona.

W końcu puścił mnie całkowicie i pożegnaliśmy się. Widziałam, że miał łzy w oczach, podobnie jak każda z dziewczyn, ale nie zwracałam na to uwagi tymbardziej, że poczułam jedną, mokrą kroplę spływającą po moim policzku.

Teraz nie było już odwrotu.

***

— Daisy! — usłyszałam cichy głos, a nawet nie mogłam określić, do kogo on należał. — Edaisaleen? — odezwał się znowu, z coraz większym powątpiewaniem, a ja zrozumiałam, że dźwięk pochodzi zza okna, więc do niego podeszłam. — No wreszcie, ile miałem tu czekać? — powiedział jeszcze raz, a gdy usłyszałam głośny śmiech, zrozumiałam, kto stoi za oknem.

— Hej, Hayden, co ty tu robisz? — uśmiechnęłam się delikatnie otwierając na oścież okno i splątałam ręce pod biustem opierając łokcie o parapet. — I nie wiem, czemu stoisz na trawniku przed domem.

Naprawdę nie wiedziałam, co on tam robił. Mój lot odbywał się wieczorem i już za dziesięć minut powinnam wychodzić z domu, a zamiast żegnać się z rodziną, właśnie stałam przy oknie patrząc na przyjaciela bez żadnego znanego mi powodu.

— Nie zejdziesz na dół? — Smith uśmiechnął się przekonywująco i lekko podniósł brwi do góry. — Na pewno? — dodał z żartobliwym spojrzeniem.

— No nie zejdę, Czekoladko ty moja, powinnam schodzić do rodziny, a nie po raz kolejny żegnać się z tobą — przewróciłam oczami w żarcie wyraźnie rozbawiona. — Aż tak się już za mną stęskniłeś, że musiałeś jeszcze raz mnie zobaczyć? — wystawiłam na wierzch język śmiejąc się cicho.

— Po prostu nie mogę czekać aż rok — Hayden wciąż uśmiechał się szeroko, ale teraz już przeczesywał dłonią ciemnobrązowe włosy. Zawsze robił to, kiedy był zdenerwowany, więc tym bardziej nie domyślałam się, do czego dążył. — I tak zwlekałem z tym już sześć miesięcy, no i nie mogę dłużej, a więc...

— A więc? — powtórzyłam po chłopaku wciąż śmiejąc się, lecz już trochę ciszej, praktycznie pod nosem i szukałam jego oczu w ciemnościach, żeby utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. — Nie mam już za dużo czasu, więc musisz być bezpośredni.

— Daisy, naprawdę mi na tobie zależy... — zaczął, a z czasem ton jego głosu był coraz cichszy i szybszy, bo z czasem robił się jeszcze bardziej zdenerwowany. — I nie, nie kocham cię jak przyjaciółki. Kocham cię, jak jeszcze nigdy nie kochałem nikogo. Tutaj, pół roku temu, ćwiczyliśmy do Romea i Julii. Wtedy też wyznałem ci miłość, Ae teraz robię to na serio.

Poczułam, jak moja twarz szybko tężeje pod wpływem jego słów. Oddychałam głęboko bez celu wpatrując się w Haydena, po czym także zorientowałam się, że bicie mojego serca przyspiesza.

Balam się. Cholernie się bałam.

Nie wiedziałam, co robić, gdy powiedział mi coś takiego. Działałam pod impulsem, który podpowiedział mi, żeby się cofnąć.

Dlatego jak najszybciej zatrzasnęłam okno chowając się w rogu pokoju. Następnie poczułam już jedynie szelest roślin i kroki, które po chwili stały się tak ciche, aż w końcu przestałam je słyszeć.

— Edaisaleen, czas na pożegnanie!

Don't Talk To Me AnymoreOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz