O dwudziestej pierwszej zadzwonił mój budzik. Wyciszyłam go pospiesznie, a następnie obróciłam się na drugi bok, mając nadzieję, że uda mi się zasnąć na moment i obudzić się dopiero przy okazji kolejnego, który ustawiłam na piętnaście minut później, ale, czując, że to się nie wydarzy, wyłączyłam także ten i podniosłam się z łóżka. Spięłam swoje wilgotne jeszcze włosy w wysoki kucyk, przy pomocy gumki, która znajdowała się na moim nadgarstku i ziewnęłam przeciągle.
Położyłam się zaledwie godzinę wcześniej. Planowałam w ogóle nie spać tej nocy, ale kiedy prawie zasnęłam, szukając przepisu na tort czekoladowy w książce kucharskiej z wypiekami, zdecydowałam się na chwilę odpoczynku przed pracą, która mnie czekała.
Styczeń minął zadziwiająco szybko i jakoś tak nieprawdopodobnie wręcz nijak. Nie przypominałam sobie, żebym w ogóle robiła cokolwiek poza ślęczeniem w szkolnej ławce, robieniem durnych wygibasów na sali gimnastycznej, obściskiwaniem się z Colem przy każej sposobności, zmienianiem pościeli w hospicjum i spaniem praktycznie od razu po powrocie do domu. Kontakt z moimi przyjaciółmi ograniczał się właściwie do naprawdę krótkich rozmów o bieżących sprawach, bo każdy był po prostu kimś zajęty - jakoś tak dziwnie się złożyło, że wszyscy weszliśmy w nowe relacje i chyba musieliśmy zwyczajnie trochę się zagnieździć. Delilah i Charlie trzymali się całkiem dobrze i, chociaż wcześniej nie sądziłam, że faktycznie będą w stanie cokolwiek razem stworzyć, zdecydwowanie nie miałam racji. Max nadal mieszkał u Hayesa, a jego ojciec nadal nie został wypuszczony z aresztu. Pomiędzy Tracem i Carly wszystko zdawało się powoli psuć i przewidywałam, że to tylko kwestia czasu aż rozstaną się, a on zacznie coś kombinować z Mandy, która ewidentnie zawróciła mu w głowie. Harry i Neena, cóż, czego oczy niewidzą, tego sercu nie żal, a nie widywałam ich zbyt często, więc nieszczególnie zajmowałam swoje myśli ich eksplodującym uczuciem.
I był jeszcze Cole Parker.
Moja znajomość z Colem była intensywna i pochłaniała mnóstwo czasu. Po prostu, Cole był bardzo absorbujący. Chciał spędzać ze mną każdą wolną chwilę, których ja nie miałam zbyt dużo, a których on z kolei miał masę, odkąd rzeczywiście rzucił swoją pracę. Widziałam, jak niektóre dziewczyny w szkole, szczególnie te z młodszych klas, patrzą na mnie z zazdrością, gdy przyjeżdżał po mnie po zajęciach lub gdy mijaliśmy je gdzieś na mieście. Czułam się z nim dobrze, ale podskórnie wiedziałam, że nie zależy mi na nim tak bardzo, jak powinno i że ten związek tak właściwie nie ma przed sobą szczególnie przepastnej przyszłości. W tamtym momencie był tym, czego potrzebowałam i gdyby nie to, że wiedziałam, że on też bawi się ze mną dość nieźle, pomyślałabym nawet, że go wykorzystuję.
Zeszłam po schodach na dół i skierowałam się do kuchni, wydzierając kartkę z kalendarza na ścianie, chociaż technicznie do końca miesiąca zostały jeszcze niecałe trzy godziny.
Moi rodzice siedzieli na kanapie w salonie, uzupełniając swoje zaległości w odcinkach Gry o Tron, które nawarstwiły im się w ciągu kilku tygodni. Dłonią przetarłam oczy i wstawiłam wodę na herbatę. Pochyliłam się nad książką, którą zostawiłam na blacie i otworzyłam ją na zaznaczonej stronie, a następnie zaczęłam szukać potrzebnych mi produktów. Nie byłam dobrą kucharką, a tym bardziej nie najlepiej radziłam sobie z cukiernictwem, ale próbowałam wmówić sobie, że tej nocy wszystko się odmieni i tort, który upiekę, będzie najlepszym, jaki widział świat.
A już na pewno Harry.
***
Kilka minut przed północą stałam przed drzwiami domu przy London Road, trzymając w dłoniach kartonowe pudełko, w które zapakowałam gotowe ciasto. Nie miało szans być najlepszym tortem, jaki widział świat, ale starałam się i miałam nadzieję, że to wystarczy. I tak poszło mi dużo lepiej, niż podejrzewałam, że pójdzie, ale to prawdopodobnie ze względu na to, że George Sheppard wyciągnął biszkopt z piekarnika, nim zdążył się spalić, a Laura Sheppard uratowała masę, którą z jakiegoś powodu kompletnie zepsułam.
CZYTASZ
MILK |h.s|
FanfictionToya Sheppard poznaje chorego na anoreksję Harry'ego Stylesa na pogrzebie dziewczynki, której żadne z nich nie znało. W ten sposób rozpoczyna się historia o... Ludziach. Bo tęskno mi do takich historii.