Był wieczór, wyjątkowo duszny, a ja stałam przed drzwiami czternastego domu przy London Road i czekałam aż Harry otworzy je przede mną. Byłam cała spocona, włosy kleiły mi się do skóry, bo, wychodząc, nie pomyślałam o tym, żeby je związać i na nic zdawało się moje energiczne wymachiwanie ręką przed twarzą w celu polepszenia cyrkulacji powietrza, które ociężale wisiało dziś nad Holmes Chapel jak wełniany koc.
Cały dzień spędziłam pochylona na maszyną do szycia, usiłując poradzić sobie z pewnym skomplikowanym projektem sukienki z aksamitu, której ostatecznie udało się osiągnąć pożądany przeze mnie wygląd, co jednak wymagało ode mnie znacznego uwydatnienia moich zdolności samokontroli i opanowania, bo były momenty, kiedy gotowa byłam zwyczajnie rzucić tym wszystkim w cholerę. I w jednym z takich momentów, dochodziła wówczas piętnasta, zadzwonił do mnie Harry, proponując mi spotkanie. Byłam w trakcie regulowania mojego klimatyzatora, który doprowadzał mnie do szału, nie mogąc zdecydować się na to, jaką temperaturą owiewać moją sylwetkę, więc tylko przeklinałam do telefonu, trochę może nadmiernie, a potem powiedziałam, że wpadnę, gdy ze wszystkim skończę.
Chwilę po tym zadzwoniła też do mnie Delilah, zapraszając mnie, żebyśmy poszły się gdzieś zabawić, jednak odmówiłam. Poza tym, że byłam już umówiona, po prostu mi się nie chciało. Oczywiście, miałam ochotę przespać się z jakimś chłopakiem, ale odechciewało mi się na samą myśl o całym tym procesie, przez który trzeba przebrnąć. Trzeba iść wieczorem na drinka, rozmawiać z nim, a potem dać zabrać się do hotelu lub jego mieszkania. Z jednej strony poczułam podziw dla Delly, której nigdy się to nie nudziło i chciało się wiecznie robić to samo, ale z drugiej zrobiło mi się głupio ze względu na Miguela, który studiuje i jest ekstremalnie sensowny i jeszcze kilka dni temu twierdziła, że jest w nim bez opamiętania zakochana. Cała ona.
- Cześć, Toya - powiedział Harry, zarzucając swoje ramiona wokół mojej talii i układając brodę w zagłębieniu mojej szyi.
Tylko się nie utop w tej powodzi.
- Cześć, Harry - odparłam.
- To ten moment, kiedy poznajesz mojego wujka - oznajmił, przepuszczając mnie w przejściu. - Jest teraz w swojej pisarskiej fazie i nie wiem, jak to przyjmie.
- To może innym razem - zaproponowałam, ponieważ również udzieliło mi się jego podenerwowanie. - Nie musimy go dekoncentrować.
- Nie, nie, musimy. Bardzo chce cię poznać - przyznał, po czym krzyknął wgłąb domu - Wujku!
- Harry, ile razy?! - huknął mężczyzna, a dopiero chwilę później pojawił się przed nami. Miał brązowe włosy do ramion przewiązane białą chustą, by nie wpadały mu do oczu podczas pracy, krótki, lecz doskonale widoczny zarost i usta, które po prostu zostały stworzone do uśmiechu, choć w tym momencie ułożyły się raczej w krzywym grymasie. Nosił rozciągniętą flanelową koszulę i sprane, wiekowe dżinsy, a także prostokątne okulary z grubymi oprawami, które w tamtym momencie zdjął i zaczął przecierać niestarannie rąbkiem swojego ubrania.
- To Toya - wypalił Styles, a twarz Josepha Fostera wreszcie zaczęła wyglądać tak, jak powinna, ponieważ wpłynął na nią szeroki uśmiech.
- Bardzo miło mi cię poznać - orzekł, chwytając moją dłoń swoją silną ręką. - Przepraszam za moje zachowanie, jestem w trakcie pracy i chyba tysiąc razy powtarzałem mu, żeby mi nie przeszkadzał. Ale widzę, że miał powód.
- Rozumiem, nikt nie lubi, gdy mu się przerywa - wyszczerzyłam się nieśmiało.
Od kiedy jestem nieśmiała?
CZYTASZ
MILK |h.s|
FanficToya Sheppard poznaje chorego na anoreksję Harry'ego Stylesa na pogrzebie dziewczynki, której żadne z nich nie znało. W ten sposób rozpoczyna się historia o... Ludziach. Bo tęskno mi do takich historii.