Z płócienną torbą przewieszoną przez lewe ramię przekraczałam właśnie przejście dla pieszych, zmuszając kierowcę jakiegoś samochodu bez dachu, by przerwał na chwilę swoją podróż i obrzucił mnie poirytowanym spojrzeniem, dudniąc długimi palcami w deskę rozdzielczą.
Było już po jedenastej, ale przystanek znajdował się już naprawdę niedaleko, więc nawet ja, z moim prawdziwie żółwim tempem, jakie dziś obrałam, nie mogłam spóźnić się na umówione spotkanie.
I rzeczywiście nie spóźniłam się. Dotarłam na miejsce dwie minuty przed ustalonym czasem i zamierzałam przeczekać te dwie minuty za jakimś drzewem, jednak, widząc Harry'ego, który siedział na ławce ze skrzyżowanymi nogami i książką na kolanach, zdecydowałam się, że zrobię ten wyjątek, pojawiając się przy nim nieco wcześniej. Więc podeszłam.
Uwagę zwrócił na mnie dopiero, gdy trąciłam go w ramię. Nerwowo zamknął książkę, usiłując ukryć przede mną jej treść i nakrył wierzch dłońmi.
- Czy to kamasutra? - spytałam, śmiejąc się cicho, a on spojrzał na mnie, jak wydawało mi się z wyrzutem, lecz prędko okazało się, że nie miałam racji, bo też się zaśmiał.
- To coś znacznie gorszego - zapewnił mnie, odkrywając nazwisko autora i tytuł czytanej lektury.
Joseph Foster. Brzoza.
Na okładce znajdował się pień tytułowej brzozy, a raczej wyjątkowo źle skadrowane zdjęcie rzeczonego pnia, litery składające się na intytulację napisano przesadnie ozdobną czcionką i książka po prostu musiała być gorsza od kamasutry.
- Czy to podręcznik przyrodnika? - zapytałam.
- Szczerze chciałbym, by tak właśnie było - westchnął. - Każdy podręcznik byłby lepszy od tego bełkotu.
- Więc dlaczego to czytasz? - zdziwiłam się. Byłam jedną z tych osób, które chciały przeczytać wszystko, co dobre na świecie, dlatego nawet nie przyszłoby mi do głowy, żeby sięgnąć po słabą książkę i tracić na nią czas.
- Z obowiązku, tak sądzę - uśmiechnął się, po czym wstał z ławki. - Znów masz na sobie bardzo ładną sukienkę.
Poczułam, jak się czerwienię i nie chciałam tego.
Czerwony to kolor ostrych lasek, czy nie tak mówiłaś?
Tak, kurwa, ale nie wtedy, gdy występuje na ich twarzach.Postanowiłam więc ukryć moje zakłopotanie, podchodząc do rozkładu jazdy, z którego wyczytałam, że autobus, który zawiezie nas prosto pod kaplicę, ma zamiar dotrzeć do nas dopiero za dwadzieścia minut, co oznaczało, że na pogrzebie pojawimy się prawdopodobnie równo z jego rozpoczęciem, co z kolei oznaczało, że Harry nie będzie miał czasu, by przebrać się gdziekolwiek na miejscu.
- Przebieraj się - rzuciłam torbę w jego ręce, a on złapał ją i spojrzał na mnie zdezorientowany. - Tylko postaraj się nie wytrzepać mi podpasek na chodnik, bo będziesz musiał je zbierać, a ja będę musiała to nagrać, bo nie przegapię takiej okazji.
- Mam się przebierać tutaj? - spytał, kiedy już przestał rechotać.
- Rozejrzyj się - poradziłam, a on, ku mojemu zdziwieniu, wykonał polecenie. - Czy widzisz tutaj kogoś oprócz mnie?
- Wystarczasz, żebym tego nie robił - oznajmił, odkładając moją torbę na ławkę. Zrobił to bardzo ostrożnie, widocznie wziął sobie do serca tę gadkę o podpaskach. I słusznie.
- Odwrócę się - zaoferowałam wielkodusznie. - Albo przebierzesz się tutaj, albo będziemy wyglądali, jakbyśmy zerwali się z choinki.
- Mówi się urwali - poprawił mnie, ale był widocznie zrezygnowany i czułam, że wygrałam. - Daj mi te ubrania.
CZYTASZ
MILK |h.s|
Fiksi PenggemarToya Sheppard poznaje chorego na anoreksję Harry'ego Stylesa na pogrzebie dziewczynki, której żadne z nich nie znało. W ten sposób rozpoczyna się historia o... Ludziach. Bo tęskno mi do takich historii.