wyrywam klamki z okien umysłu
odcinam dopływ złym bodźcom
zatykam dziury
choć i tak wszystko słyszę
i siadamgdy otwieram oczy
widzę swój dom w ruinie
jak słowo po słowie odpada od niego
patrzę jak inni myślą że jeszcze tu coś żyje
tylko złudne nadzieje i bańki mydlanea gdy zamknę w końcu drzwi
będę patrzeć tępo w okno bez klamek
i nie mrugnę
bo nie mam siły by walczyć za ich dwoje