Dzisiaj miałam razem z Lauren iść do Zoo. Bardzo się ucieszyłam z tego powodu, bo w całym moim osiemnastoletnim życiu, ani razu nie byłam w Zoo. U Lauren mieszkam już tydzień, jest lepiej niż się spodziewałam. Dba o mnie jak nikt inny, jeszcze kilka razy przychodziła opiekunka. Jeśli chodzi o moich rodziców, dzwonili tylko raz, z pytaniem, czy żyje. Widać jak im na mnie zależy.
-Skarbie, szykuj się, zaraz wychodzimy- powiedziała Lauren, przerywając moje przemyślenia.
-Dobrze mamusiu, wezmę tylko kurteczkę i możemy iść- pobiegłam szybko do swojej sypialni i wzięłam swoją kurtkę. Zeszłam na dół, a tam czekała na mnie Lauren. Poszłyśmy razem do samochodu. O dziwo, to ona prowadziła, bo powiedziała, że dała wolne szoferowi. Ona sama ma aktualnie urlop, dlatego chce spędzić ten czas tylko ze mną. Usiadłam na miejscu pasażera i jechałyśmy, rozmawiając całą drogę. Mamusia cały czas trzymała rękę na moim udzie, masując je delikatnie. Poczułam jak robi mi się mokro, ale postanowiłam to zignorować. Kiedy dotarłyśmy już na miejsce, Lauren otworzyła mi drzwi i wzięła mnie za rękę. Poszłyśmy do kasy, gdzie kupiła bilety i udałyśmy się do zwierzątek
Całą drogę chodziłyśmy za rączkę, zobaczyłam słonie i małpy i wiele innych zwierząt.