"I'm bleeding out
If the last thing that I do
Is bring you down
I'll bleed out for you"
Minęło dwa tygodnie od momentu, gdy Steve wyszedł ze szpitala. Dwa tygodnie w czasie, którym nieustannie go szukał. Szukał człowieka, który uratował jego życie, który nie pozwolił mu opaść na dno rzeki. Wiedział, że to Bucky, był tego pewny. W jakiś sposób udało mu się pokonać Zimowego Żołnierza i obudzić swojego starego przyjaciela ze snu. Nie mógł pozwolić znów mu odejść, pragnął go odzyskać, pomóc mu, ochronić przed złem, które go spotkało. Był zdeterminowany, by go odnaleźć, chociażby na drugim końcu świata. Był tego warty. Uruchomił wszystkie swoje kontakty, które pomogłyby mu ustalić jego obecną lokalizację. I nic. Nikt nic nie wiedział. Bucky zniknął i ślad po nim zaginął.
Natasha zasugerowała, by rozpocząć poszukiwania w głębi Rosji. Być może to właśnie tam wrócił jego przyjaciel, być może Hydra go tam przetrzymuje. Trzeba było sprawdzić każdy trop, nawet ten najmniej prawdopodobny.
Gdy Kapitan powrócił do Stanów po tygodniu bezowocnych poszukiwań, w których towarzyszył mu Wilson, był zrezygnowany i okropnie zmęczony. Podróż do Rosji nie przyniosła żadnych efektów. Wciąż byli w kropce, nie posiadając żadnych informacji. Co prawda, udało im się rozbić jedną z kryjówek Hydry, ale o Buckym nikt nie wiedział.
Wchodząc do mieszkania zauważył, że coś jest nie tak. Był zbyt spostrzegawczy, by nie zauważyć śladów butów na podłodze. Wiedział, że nie należą do niego - nie zostawiłby swojego domu w takim stanie, za bardzo lubił porządek. Tak cicho i ostrożnie, jak tylko potrafił wszedł w głąb mieszkania. Brudnych śladów na posadzce było pełno, jednak wszystkie przedmioty były na swoim miejscu. Niczego nie zabrano, ale też nikogo nie było. Już nie było. Steve przekraczając próg sypialni zauważył otwarte na oścież okno i wpadający do środka wiatr. Długo spoglądał przez nie pogrążając się w swoich myślach. Kto mógł przebywać w jego mieszkaniu, podczas nieobecności właściciela, niczego przy tym nie zabierając i dlaczego jego myśli od razu skupiły się na Buckym?
Musiał tutaj być, głęboko w to wierzył, bo w tej chwili to był jego jedyny ślad. Tylko dlaczego znowu uciekł? Czy go obserwuje? Musiał wiedzieć, że wyjechał i dlatego się zjawił. To tłumaczyłoby, czemu zniknął, gdy ten wrócił. Czemu się przed nim ukrywa? Steve robił się jeszcze bardziej niespokojny niż był wcześniej. Nie potrafił zapanować nad swoimi myślami, które ciągle krążyły wokół Bucky'ego. Martwił się o niego, tak cholernie się martwił. Martwił się o to, czy ma gdzie spać, czy ma co jeść, czy nie jest ranny. Wiedział, że to jego przyjaciel z dzieciństwa. Ten, który zawsze się o niego troszczył i ratował z opresji, w które sam się pakował. To nie był Zimowy Żołnierz. Gdyby to był on, nie uciekłby. Wypełniłby swoją misję do końca. Zabiłby go. Dlatego tak bardzo się bał.
Mimo zmęczenia Steve nie mógł zasnąć tej nocy. Postanowił, że lepiej spożytkuje ten czas, obmyślając plan, jak znów skłonić Bucky'ego do wizyty w jego mieszkaniu. Musiał spróbować go podejść, bo jeśli wciąż gdzieś tu jest i go obserwuje, musi wykorzystać tę szansę. Musi zwabić swojego przyjaciela do pułapki. Jakkolwiek to brzmi. Chciałby załatwić to w łagodniejszy, bardziej ludzki sposób, ale obawiał się, że to mogłoby się nie udać.
Z samego rana zadzwonił do Sama.
- Cześć, możesz do mnie wpaść? Wydaje mi się, że mam nowe informacje. - poinformował, wypijając łyk kawy. Już drugiej tego dnia.
- Kap, jest siódma rano. Czy ty w ogóle spałeś po powrocie? - Odpowiedziała mu głucha cisza po drugiej stronie słuchawki, więc zrozumiał. - W porządku, będę za pół godziny. - odpowiedział z westchnięciem.
- Dzięki, Sam.
Steve doceniał przyjaźń z Wilsonem, spadł mu jak z nieba. Może nie zawsze rozumiał wszystko, co robił, ale zawsze go wspierał. Podążał za nim, ufał mu, choć przecież tak często się mylił. Pomagał mu w poszukiwaniach, a przecież wcale nie musiał, nie prosił go o to. Był jego oparciem, ale potrafił też opieprzyć, gdy pakował się w kolejne bagno. Prawdopodobnie zwariowałby bez niego. Czasem nawet przypominał mu trochę Bucky'ego, był pewny, że na pewno by się polubili.
Kapitan zdążył wziąć zimny prysznic, gdy dokładnie po pół godzinie w jego mieszkaniu zjawił się Sam z torbą śniadaniową w ręku.
- Och, ty naprawdę nie spałeś. Wykończysz się w końcu. Musisz odpoczywać, żeby mieć siłę na dalsze misje. Dopiero wyszedłeś ze szpitala, powinieneś się oszczędzać. - Zaczął swój monolog, ignorując próby przerwania mu przez Steve'a i wręczył mu śniadanie do ręki. - Musisz o siebie zadbać. Nawet gdy, już znajdziesz Bucky'ego będziesz dla niego bezużyteczny, gdy się rozchorujesz. Teraz to ty musisz go wspierać, a nie na odwrót, Kapitanie.
- Już go znalazłem. Był tutaj. - Na twarzy Sama pojawiło się niemałe zaskoczenie, ale pozwolił mu kontynuować. - Wszędzie były ślady butów, zostawił otwarte okno. Sam, to na pewno był on. Tylko nie wiem, dlaczego znów zniknął. Czy on się mnie boi? Musisz mi pomóc znów go tutaj zwabić. Muszę go mieć znów obok, bo oszaleję. Nie mogę żyć ze świadomością, że błąka się gdzieś samotnie, on i jego problem, o którym nawet nie ma z kim porozmawiać.Chcę go z tego wyciągnąć. - Opadł na kanapę i skulił się, chowając twarz w dłoniach. Sam przysiadł się obok niego, obejmując go ramieniem.
- Pewnie boi się, że znów mógłby ci zrobić krzywdę. To normalne w takim stanie. Przynajmniej wiemy, że już nie chce cię zabić. - Poklepał go po plecach. - Jaki masz plan?
Steve wyprostował się i zaczął opowiadać o swoim pomyśle.- Okej, Kap. W takim razie do jutra. A teraz zjedz i prześpij się. Musisz być silny, gotów do walki. Inaczej przegramy, a on znów się nam wymknie. To nasza szansa. Może się udać. - Stwierdził z lekkim uśmiechem na ustach, udając się do drzwi.
- Wiem, Sam. Musi się udać, bo inaczej nie wiem, co zrobię. - odpowiedział, podając mu rękę w geście pożegnania.
Resztę dnia Steve przespał. To była jego szansa, musiał ją dobrze wykorzystać.
CZYTASZ
✔ Till the end of the line | Stucky
FanfictionBucky jest zagubiony i wciąż ucieka. Steve się nie poddaje i podąża za nim, walcząc o najważniejsza osobę w jego życiu. Akcja dzieje się po CA: WS, niektóre fakty mogą być lekko zmienione.